Bim-bom, bim-bom! Na na na na na na….
Do świąt jeszcze w ciul daleko, ale pojawiła się u
mnie mała nutka sentymentu, choć piwo o którym mowa, z Bożym Narodzeniem ma
tyle wspólnego, co ja z Zakonem Iluminatów. Po raz kolejny sięgam po trunek,
który swoją premierę ma już dawno za sobą, ale jak widać to już takie moje
prywatne, osobiste fatum. Człowiek obkupi się jednego dnia, a potem miesiącami
degustuje, odcinając się od nowości.
Bim-Bom to American
Abbey Single – taki belgijsko-amerykański mariaż od Pinty. Najlżejszy
przedstawiciel belgijskich piw klasztornych, ale nachmielony nową falą. Czyli
zasyp i drożdże belgijskie, ale chmiele jankeskie. Co ciekawe na pokładzie
melduje się Sabro. Nigdy nie słyszałem o takim chmielu, a przecież trochę już
piw się w życiu wypiło…
Piwo oczywiście jest jasne, przyjemnie złociste i
lekko zamglone. Pianka biała i dosyć drobna. Może nie wysoka, ale bardzo
puszysta, umiarkowanie trwała.
Piję. Ciężko tu oddzielić wpływy drożdży od chmieli,
bo piwo faktycznie wypada dosyć owocowo. Z jednej strony atakuje nas delikatny
cytrusik, ale jest też tu całkiem sporo białych i żółtych owoców, które
cytrusami na pewno nie są. Mam tu na myśli morele, brzoskwinie, białe
winogrono, a nawet gruszki, agrest i odrobinę ananasa. Słodowość jest raczej
wycofana do defensywny, acz wnosi pewną dozę ciastek, biszkoptów i jasnego
pieczywa. Goryczka jest zauważalna, niezbyt mocna, taka chmielowo-grejpfrutowa,
krótka i szlachetna. W sumie całkiem przyjemna i wystarczająca. W tle mamy
delikutaśne przyprawowe fenole oraz subtelne nuty kwiatów i żywicy. Fajne
piwko, dosyć smaczne, ale z pewnością nie zaskakujące, czy jakieś odkrywcze.
Pora obwąchać tego belgijsko-amerykańskiego
mieszańca. W aromacie owocowe estry jeszcze zyskują na sile. Białe i żółte
owoce pchają się do nosa obiema dziurkami. Bez problemu wyczuwam gruszki,
brzoskwinie, białe winogrono, renklody, agrest. Jest soczyście, świeżo i bardzo
owocowo. Nieco z tyłu trzyma się delikatna żywica, szczypta cytrusów, a za nimi
kwiaty i dopiero na końcu stawki chlebowo-ciasteczkowa słodowość. Niestety
przypraw to ja tu nie czuję, mimo wszystko naprawdę fajnie to pachnie. Bogato i
intensywnie. Lepiej się wącha niż pije. Taka prawda.
Piwo jest dosyć lekkie w smaku, wszak to dwunastka.
Dlatego pełnia nie rozwala kubków smakowych na strzępy. Sam finisz jest w miarę
wytrawny, ale sumarycznie balans sprawuje się na czwórkę z plusem. To samo
tyczy się pijalności. Ciecz znika ze szkła w szybkim tempie. Bim-Bom pije się
bez oporów, bo dobrze gasi pragnienie, jest świeże i przyjemnie owocowe. Tylko
te fenole trochę zawodzą…
OCENA: 7/10
CENA: ok 8.50ZŁ
ALK. 5,3%
TERMIN WAŻNOŚCI: 12.11.2019
BROWAR PINTA//BROWAR ŁAŃCUT
Komentarze
Prześlij komentarz