Projektu Barrel Aged od Maryensztadtu chyba nikomu
nie muszę przedstawiać. W tym Zwoleniu naprawdę robią kawał dobrej roboty,
kawał piwnego rzemiosła. Zresztą Projekt 30 tylko potwierdzą tą tezę, tak jak i
zdecydowana większość piw tego producenta.
Nie tak dawno temu był czas, kiedy to już byłem na
bieżąco z Projektem Barrel Aged, ale niestety przespałem kilkanaście tygodni i
znów jestem w plecy. O dwa piwa. Starszym z nich jest Oat Wine Single Malt Whisky. Swoją premierę piwo miało w marcu,
więc aż tak źle jeszcze nie jest z moimi zaległościami. Bywało gorzej.
No i co my tu mamy? Oat Wine to kolejne pokłosie niezwykle popularnego Barley Wine. I z tego co się orientuje
jest to najmłodsze dziecko z całej serii łajnów.
Widocznie owies dopiero wkracza na salony. W tym konkretnym piwie w składzie
prócz płatków owsianych znalazły się jeszcze płatki żytnie, a całość jest
cholernie mocno odfermentowana. Z 22 ballingów wyciągnięto aż 12% alko!!! Szok.
Piwko w szkle prezentuje się całkiem zwyczajnie.
Jest lekko zamglone, miodowo-herbaciane w barwie. Piana skąpa, mizerna. W
zasadzie nie ma o czym mówić.
Kurcze, pierwszy łyk i od razu rozdziawiona gęba ze
zdziwienia. W ogóle nie przypomina mi to barli
łajna, czy tym podobnego ustrojstwa. Ciało jest w stosunkowo lekkie,
gęstość też raczej nie duża, a na pewno mniejsza niż można by się spodziewać. Słodyczy
zero – czyli tu akurat wyczułem sprawę. Dziwnie się to pije. To zupełnie inna
kategoria niż Barley Wine, Rye Wine, czy Wheat Wine. Daleko mu do ulepu, czy olbrzymiej pełni smaku. W rzeczy
samej drożdże się tutaj napracowały. Piwo jest odfermentowane praktycznie do
zera. Jest wytrawne i takie smukłe w odczuciu. Dominuje łagodna i zwiewna
słodowość, są też ciastka, chlebek i sporo nut kwiatowych. W tle majaczy nieco
miodku (ale takiego nie słodkiego) oraz coś jakby cytrusowe owoce, a
przynajmniej coś lekko kwaskowego (owies?). Stawkę zamyka subtelna chmielowość,
dębina, a także bardzo delikatna nuta łiskacza.
Niestety alkohol trochę daje o sobie znać. Odczuwam lekkie pieczenie
spirytusowe, co zapewne jest zasługą Whisky.
Goryczka reprezentuje raczej łagodne klimaty, ale w to w zupełności wystarcza.
No dziwne to piwo. Jeszcze nie piłem podobnego wynalazku.
W zapachu jest na pewno lepiej, ale wciąż
niespotykanie. Oat Wine pachnie w
sumie całkiem nieźle, w miarę bogato i intensywnie. Jest tu sporo kwiatów, co
mi bardzo odpowiada. Pojawia się też ni to karmel, ni to miód. W każdym razie
pachnie słodko, ale tej słodyczy w smaku nie ma. Dalej na scenę wjeżdża chmiel
oraz lekko opiekany słód w asyście Whisky
i migdałów i subtelnej wanilii. W tle pałęta się też nieśmiały kokos, skórka
chleba oraz biszkopty i cukier kandyzowany. Całkiem sporo się tu dzieje. Piwo
naprawdę pachnie ładnie. Alkohol wciąż jest obecny, ale już w mniejszej ilości
aniżeli w smaku. Wolę wąchać niż pić.
Zaskakujący trunek (w tym złym kontekście),
zwłaszcza w smaku. Piwo jest wyraźnie wytrawne, brakuje mu pełni i odpowiedniej
do stylu gęstości. Gładkość natomiast nie zawodzi. Ciecz muska moje
podniebienie niczym jedwab, czy inny aksamit. Pije się to dosyć wolno, bo to
pieczenie w gardzieli dosyć dokucza. Przy tak wysokim odfermentowaniu niestety
alkohol staje się bardziej odczuwalny. Zapaszek za to jest bardzo w porządku.
Piwo wącha się z przyjemnością i pewnym uśmiechem na ustach. Niestety tego
samego nie mogę powiedzieć podczas przełykania. Ten etanol naprawdę daje się we
znaki…
OCENA: 5/10
CENA: ok 16ZŁ
ALK. 12,1%
TERMIN WAŻNOŚCI: brak
BROWAR MARYENSZTADT
Komentarze
Prześlij komentarz