Przejdź do głównej zawartości

DIRTY FIRTY. Megaciężkie Barley Wine od Birbanta


To jeszcze nie koniec trunków ze świątecznym zacięciem, bowiem mam jeszcze jeden napitek, który bardzo chciałem skosztować, a z Wami podzielić się opinią na jego temat. Przyzwyczaiłem się jak koń do chomąta, że w okolicach grudnia Browar Birbant wypuszcza jakieś mocne piwerko ze świąteczną etykietą. W poprzednich latach były to: P.I.S. & Love, Sheep Szit oraz El Jaguaris. Nie inaczej jest tym razem. Mniejsza już o świąteczny charakter samego piwa, bowiem nie sądzę, aby American Barley Wine zahaczał w jakikolwiek sposób o świąteczne klimaty. Tu bardziej liczy się prześwietna etykieta oraz zapierające dech w piersiach cyferki :D
Moje krzywe jedynki szczerzą się bowiem na widok takich oto parametrów: 30º Blg oraz 12,5% alko! Nie jest to oczywiście żaden rekord świata, czy nawet Polski, ale przyznajcie, że pięknie się patrzy na takie liczby. Niestety z tak srogimi parametrami wiążą się spore nadzieje konsumentów, oczekujących zrywania papy z dachu, czy innych reakcji sztosowych. 


Piwo ładnie się prezentuje. Piana na jeden palec, drobna, zwarta i puszysta. W miarę trwała. Kolor samego trunku to piękna, szklista i prawie klarowna, miedziana barwa, pod światło mieniąca się czerwonym lub jak kto woli rubinowym odcieniem.
Po takim ekstrakcie można spodziewać istnego syropu i tak jest w rzeczywistości. Dirty Firty jest bezczelnie gęsty, likierowy, oleisty, oblepiający. Do tego niesamowicie gładziutki i bardzo śliski w odczuciu. Olej full syntetyk jak się patrzy! Ciała jest tu tyle, że zrobiłby z tego z karton Harnasi ;) Nie ma tu żadnych dodatków, więc nie dziwi potężna słodowa baza. Ciastka, herbatniki, chlebek, biszkopty, takie klimaty. Jest bardzo słodko, choć jeszcze znośnie i bez przeginki. Nieco z boku próbuje nas kąsać chmielowa mieszanka z niewielką dozą słodkich owoców tropikalnych, nasączonych żywicą, kwiatami, ziołami i przypieczonym karmelem. Generalnie całkiem sporo tu opiekanych naleciałości. W to wszystko miesza się naprawdę sporych rozmiarów goryczka. Chmielowo-ziołowa, delikatnie zalegająca, dla żółtodziobów pewnie będzie nieznośna. Jednak mi osobiście większej krzywdy nie wyrządza. W końcu z niejednej warzelni się piwo piło ;) Wysycenie niskie, takie jak trzeba. Alkohol zauważalny, chwilami może nawet nieco piekący, ale nie ma on jakiejś ordynarnej, spirytusowej wymowy. Sumarycznie nie najgorsze piwo, choć spodziewałem się więcej po Birbancie.

W zapachu trunek trzyma zbliżony poziom, no może nieco wyższy. Piwo pachnie umiarkowanie przyjemnie, acz średnio intensywnie. Oczywiście stylowo, ale życzyłbym sobie więcej doznań przy takich srogich parametrach. Mamy tu potężną dawkę odsłodowych naleciałości. Mnóstwo pieczywa, skórki od chleba, ciastek, biszkoptów i innych melanoidów. Amerykańce w aromacie spisuję się kapkę lepiej. Te czerwone owoce tropikalne są jakby bardziej wyraziste. Oczywiście wszystko to jest podlane sowitą ilością karmelu, żywicy, a może nawet i odrobiny toffi oraz wanilii. W rzeczy samej przypomina mi to poniekąd roztopione crème brûlée. W tle pałętają się subtelne nuty ziół, kwiatów, alkoholu i cukru trzcinowego. Sam alkohol owszem – obecny, delikatnie świdrujący w nozdrzach, jednak przy takim woltażu to rzecz zupełnie normalna. Ułożenie oceniam na całkiem rozsądne, choć oczywiście zawsze mogłoby być lepiej.
Ufff… ciężki kaliber. Nowość od Birbanta, może nie przytłacza tak bardzo samą różnorodnością doznań, co srogim woltażem, gęstością i olbrzymim słodowym ciałem. Piwo jest tak niesamowicie gęste, tak oleiste, tak syropowate, że aż nieco mnie to przygniata. Owszem, lubię tęgie napitki, ale tutaj jakoś to wszystko się nie zazębia. Do tego ten woltaż na dłużą metę jest wyraźnie męczący. Piwo nie dla każdego. Wymagające, esencjonalne, siarczyste, bardzo krzepkie, muskularne. Dostaniesz porządny wpierdal.
OCENA: 6/10
CENA: ok 14ZŁ
ALK. 12,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 23.11.2023
BROWAR BIRBANT//BROWAR ZARZECZE

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz