Patrzcie jakich dożyliśmy czasów – internet mamy w
każdym telefonie, po torach „pędzi” Pendolino, niemal każdy ma swój samochód, mamy
jakieś tam autostrady, stadiony, wieżowce w stolicy, Energylandię i wiele
innych „dóbr”. W świecie piw jest tak samo. Dziś już nikogo nie wzrusza piwo o
ballingu 25º. Ba! Już nawet 30º Plato nie wywołuje większego ślinotoku u birgików (no dobra, u mnie wywołuje!).
Skoro tak, to pora wziąć się w końcu za naprawdę
tęgi kaliber. Srogi i ekstremalnie mocny. Taki, przy którym Żubr, czy inny
Harnaś sika po nogach na sam jego widok. Mowa tu o potężnym Barley Wine 30º z
Browaru Węgrzce Wielkie. I tu powinna nastąpić długa cisza, bo dla mnie jest to
jeden z browarów-zagadka. Wiem o nim naprawdę niewiele – browar powstał w
połowie 2016 roku i mieści się w wiosce o rzeczonej nazwie (rzut krowim
plackiem od Wieliczki). Nigdy nie piłem nic z tego browaru i nie potrafię
wymienić z pamięci nazwy choćby jednego piwa. Wiem natomiast, że wszystkie
produkowane tam trunki są niepasteryzowane, niefiltrowane oraz refermentowane w
butelce! Może wiedziałbym nieco więcej, gdyby nie fakt, że ich fejsbuk
aktualizowany jest z częstotliwością porównywalną do odkrywania nowych planet w
naszych Układzie Słonecznym ;p
No dobra, żarty na bok. Co takiego niezwykłego jest
w dzisiejszym piwie? W sumie prócz referementacji i horrendalnie wysokich
parametrów, to nic. Zazwyczaj powtórna fermentacja to domena piw belgijskich, a
tu proszę – barli łajno
kondycjonowane w butelce! Przekonajmy się co z tego wyszło.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy opakowaniu.
Półlitrowa flaszka przy takim stylu i takim mocarzu, to naprawdę niezmierna
rzadkość. Chylę czoła. Sama etykieta natomiast, to paździerz niemożliwy do
zdzierżenia! Jak można było coś takiego odpierdolić?! :o Jakby to były lata
90-te i etykieta z mózgojeba marki „wino”, to jeszcze bym rozumiał, ale tutaj?
Miedziano-burgundowe piwo przelało się praktycznie
bez piany. Jest wyraźnie mętne, choć nie wstrząsałem i nie zlewałem osadu z
dna. Smakujemy. Pierwsze co mnie uderza, to potężna miodowa słodycz. Wtóruje
jej sowita dawka karmelu i potężne złoże opiekanego słodu. Jest cholernie
słodko, ale smacznie. A jakie to wszystko jest gęste i lepkie! Ludzie… istny
syrop, olej jakiś. Powaga. Top 3 najbardziej gęstych piwa jakie w życiu piłem. W
oddali pojawiają się całkiem przyjemne nuty rodzynek, suszonych fig, daktyli, przypieczonej
skórki chleba, biszkoptów i innych ciastek i ciasteczek polanych jak wyżej –
karmelem. Słodycz wyraźnie góruje, jednak z niewielką odsieczą przybywa
subtelna ziołowa goryczka. Może nie jest adekwatna do słodowej podbudowy, ale
to zawsze coś. Wysycenie jest niskie, prawilne. Wielkie słowa uznania należą
się również za bardzo dobre ułożenie. Skłamałbym pisząc, że nie czuję tu
alkoholu, jednakże przy tak olbrzymim woltażu to rzecz zupełnie normalna. Nie
ma tu jednak mowy o żadnych spirytusowych, czy bimbrowych nutach. Raczej
przypomina to dobrej jakości nalewkę. Jestem pozytywnie zaskoczony. Smaczne to,
mimo że chwilami nieco monotonne.
W zapachu obyło się bez ponownego odkrywania
Ameryki, ale jest dosyć przyjemnie i stylowo. Ponownie atakuje mnie ogromna
doza słodyczy – od opiekanego karmelu i miodu, do ciasteczkowego słodu polanego
subtelną ilością toffi. Tuż za nimi pędzą suszone owoce – rodzynki, figi i
daktyle. W tle natomiast cichutko siedzą nieśmiałe akcenty herbatników,
przypieczonego spodu od ciasta oraz wanilii. Całość kojarzy mi się trochę z crème brûlée, co nie jest takim
oczywistym skojarzeniem w przypadku piwa. Alkohol tu także jest obecny, choć
nie wyrządza nam większej krzywdy. Delikatnie kręci w nosie przy mocniejszym
sztachnięciu, ale jak na taki woltaż nie jest źle.
Piwo jest naprawdę tęgie i cholernie treściwe. Bez
mała można się nim najeść. Niezmiernie rzadko natkniemy się na taką gęstość,
pełnię smaku oraz przyjemną gładkość na podniebieniu. Niestety w tej beczce
miodu (dosłownie), jest też łyżka dziegciu. Balans o dupę potłuc. Ja wiem, że
to taki styl, ale nie lubię przesady w żadną stronę. Jest niemiłosiernie
słodkoooo….
Mimo wszystko Barley Wine 30º z Browaru Węgrzce
Wielkie to dosyć udany napitek. Ma pewne niedociągnięcia, ale pije się go
całkiem przyjemnie. Trzeba jednak pamiętać, że to piwo wybitnie degustacyjne.
Szalenie skutecznie czochra beret ;)
OCENA: 7/10
CENA: 15.99ZŁ (Z Innej Beczki)
ALK. 12,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.12.2018
BROWAR WĘGRZCE WIELKIE
Komentarze
Prześlij komentarz