Tak wiem, drugie piwo z serii klasycznej od Birbanta
miało swoją premierę już blisko rok temu, ale temat ten koniecznie chciałem
mieć tu przemaglowany. Ciemniaki z turbodoładowaniem upycham na blogu ile
wlezie, bo po prostu uwielbiam takie klimaty. Już sam napis imperial wywołuje u mnie szybsze bicie
pikawy. A gdy chodzi tu o porter bałtycki na sterydach, to już nic więcej mi do
szczęścia nie potrzeba (no, chyba, że jeszcze barrel aged).
Jeden z najstarszych polskich rzemieślników swego
czasu zdecydował się wprowadzić oddzielną linię piw w klasycznym wydaniu. Bez
udziału nowej fali i całego tego blichtru. Szanuję. Ludziom po pewnym czasie
naprawdę mogą przejeść się te wszystkie vermonty,
czy milkszejki z zestawem dodatków
sprowadzanych, aż z sąsiedniej Galaktyki.
Bardzo podoba mi się szata graficzna tego piwa.
Etykieta nie jest jakaś wymyślna i nowoczesna. Czerń, białe fonty, do tego te
miedziane wstawki. Trąca z niej pewien oldschool,
a zarazem klasa, urok, czar, dostojność. Kupuję to.
Tak więc dziś klasycznie, europejsko, porterowo, bez
jankeskich naleciałości. Klasycznie, choć imperialnie :)
Birbant Klasyczny Porter w szkle prezentuje się
wyśmienicie. Jest zupełnie czarny, jak murzyn po dwóch miesiącach bez kontaktu
z wodą. Okryty dosyć obfitą, drobniutką i cholernie puszystą czapą beżowej
pianki. Zupełnie jakby ktoś wrzucił blender do cappuccino. Efekt byłby chyba podobny.
Pierwsze łyki zawsze sprawiają najwięcej radości.
Nie inaczej jest w tym przypadku. Olbrzymia pełnia, fajna gładkość, treściwość,
intensywność doznań. Mniam, mniam! Piwo jest dosyć wyraźnie palone jak na
portera bałtyckiego, ale wydaje mi się, że mieści się to w górnych granicach
stylu. Gorzka czekolada, lekka kawa bez cukru, palone słody, brownie – to tak w skrócie. W dalszej
kolejności na piedestał pchają się subtelne akcenty przypalonego karmelu,
pumperniklu i kawy zbożówki. Całość muśnięta jest bardzo subtelnym powiewem
palonego jęczmienia i szlachetnego alkoholu, który jest naprawdę genialnie
ułożony. Nie ma mowy o żadnym pieczeniu, czy drażnieniu naszego szlachetnego
podniebienia. Jest mega szlachetnie, wykwintnie, wytwornie. Ilość bąbelków też
się zgadza. Dość wyraźna kawowo-palona goryczka sprawia, że słodyczy jest tu
naprawdę niewiele. Piwo finiszuje długo, w fajny półwytrawny sposób. Bardzo smaczny
napitek, choć nie często można spotkać ‘bałtyka’ o takim profilu smakowym.
W zapachu ponownie eksponuje się solidna dawka
‘małej czarnej’ bez cukru. Widać, że nie żałowano tu palonego słodu. BTW ów
słód palony był na zabytkowej palarce w Browarze Żywiec (rzut kamieniem od
Zarzecza). Swego czasu widziałem to ustrojstwo podczas pracy. Naprawdę robi
wrażenie. Wracając do piwa – prócz palonego słodu, mamy tu solidne pokłady
czekolady deserowej, gorzkiego kakao, pralinek belgijskich i pieczywa razowego.
W głębi majaczy zupełnie nieprzeszkadzająca nuta szlachetnego alkoholu, karmelu
i kawy zbożowej. Niezbyt skomplikowany to aromat, ale jakże intensywny! Bardzo
przyjemnie to pachnie, jednak trochę brakuje mi tu pewnego powiewu słodyczy…
suszone owoce mam na myśli. Byłoby to naprawdę zajefajne urozmaicenie. Mimo
wszystko i tak zapaszek pierwsza klasa :D
Gwoli podsumowania. Pełnia smaku, ułożenie i
gładkość niszczą system, podobnie jak wyrazistość tego napitku. Wszystko jest
tak zajebiście wyeksponowane, podane na tace. Owszem, balans nieco kuleje, bo
ta paloność i goryczka robią niezły wycisk naszym kubkom smakowym (jak na
porterowe standardy). Mimo to bardzo smaczne piwo z tego wyszło. Kompletne,
bogate, intensywne, takie, które nie bierze jeńców.
OCENA: 8/10
CENA: ok 11.50ZŁ
ALK. 10,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 17.01.2019
BROWAR BIRBANT//BROWAR ZARZECZE
Komentarze
Prześlij komentarz