Przejdź do głównej zawartości

MOJA PIWNICZKA: 4-LETNI ŻYWIEC PORTER


"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się na blogu mniej więcej raz na miesiąc w okresie jesienno-zimowym.
 

Nadeszła wiekopomna chwila. Lejdis end dżentelmens to już dziś! Niniejszym wpisem otwieram nowy dział na blogu – Moja Piwniczka. Stali czytelnicy zapewne już wiedzą o co kaman, ale dla formalności przypomnę. W dziale tym będę zajmował się porządnie wyleżakowanymi piwami, głównie porterami bałtyckimi i RISami, choć nie tylko. Będę je spożywał z największym skupieniem, będę mlaskał na prawo i lewo, wąchał z intensywnością nie mniejszą niż Wasz czworonożny przyjaciel. Wpisy będą pojawiać się głównie w miesiącach jesienno-zimowych, mniej więcej raz na miesiąc :)
Przyjąłem sobie, że będą to piwa minimum czteroletnie! Dawno po terminie, którym wbrew pozorom czas zupełnie nie szkodzi. Wręcz odwrotnie - zegarki są ich sprzymierzeńcem! Jednakże cztery wiosenki to tylko początek, bo z biegiem miesięcy i lat zamierzam raczyć się coraz starszymi trunkami. Pięcio-, dziesięcio-, piętnastoletnimi and more. Nie wyznaczam sobie tutaj górnej granicy. Czas pokaże jak to się rozwinie. A po co to robię? Bo mogę! ;)
Prologiem tego nowego cyklu był tekst „Wszystko co powinieneś wiedzieć o leżakowaniu piwa”. Zawarłem tam wszystkie niezbędne informacje odnośnie tego zagadnienia. Dowiecie się tam między innymi po kiego grzyba piję przeterminowane piwa i jeszcze się z tego jaram jak znicz we Wszystkich Świętych. Naprawdę polecam przeczytać ten artykuł.
Początkiem mojej przygody z porządnie wyleżakowanymi piwami jest wszem i wobec znany Żywiec Porter. Klasyka klasyk można rzec. Butelka jeszcze ze starą etykietą i 22% ekstraktu. Po zmianie szaty graficznej zmieniono recepturę na 21% i wydłużono termin ważności z 12 do 18 miesięcy. Osobiście twierdzę, że od tamtej pory Żywiec Porter zmienił się na gorsze.

Producent
Grupa Żywiec
Termin ważności
27.07.2013
Wiek (miesiące)
52
Zawartość alkoholu (%)
9,5
Ekstrakt (°Blg)
22

Czas generalnie nie wpływa za bardzo na wygląd, tak więc rzeczony napitek to wciąż czarne piwo z piękną, bujną i zwartą czapę beżowej piany o drobnej teksturze. Lacing jest także na posterunku ;) Piana jest trwała, opada wolno i niespiesznie.


Nie ulega wątpliwości, że piwo jest lepsze niż świeża wersja. Ciecz gładko sunie po przełyku, jest aksamitna i gęstawa. Po podniebieniu rozlewa mi się przyjemna czekolada w odmianie gorzkiej i deserowej. Broń Boże nie żaden wyrób czekoladopodobny, tylko prawdziwa i droga czekolada. Wtóruje jej wyraźna kawa. Świeżo parzona, dość mocna i bez mleka. Dalej mamy sporo suszonych owoców, głównie rodzynek i śliwek. W to wszystko próbuje się wplątać palona słodowość i trzeba przyznać, że się jej to udaje. Ciemne, lekko palone słody robią to jednak z wielką gracją i zwinnością. Stanowią one łącznik pomiędzy poszczególnymi składowymi, nie przykrywając ich. W tle można odnaleźć odrobinę opiekanego karmelu i szczyptę lukrecji. Finisz natomiast został obstawiony przez umiarkowaną goryczkę o kawowo-czekoladowym spojrzeniu. Goryczka jest cholernie szlachetna, krótka i ułożona. A co z alkoholem? Przepraszam, jakim kuźwa alkoholem? Piwo jest gładkie jak murawa na Narodowym. Nie ma tu mowy o żadnym gryzącym etanolu :D Bardzo to wszystko smaczne i bogate w doznania! O to właśnie chodziło.

Smak to już jest niezły odlot, ale uwierzcie mi, że zapach jest jeszcze lepszy. Piwo utleniło się w możliwie najlepszy dla siebie sposób. Ponad czteroletni porter od Żywca zachwyca całą paletą suszonych owoców, które mam wrażenie, że wiercą mi trzecią dziurkę w nosie. Jest tu rodzynka, śliwka, figa, wiśnia, a nawet czarna porzeczka! Jakież to piękne i wspaniałe. Można wąchać bez końca. Zupełnie jakby mi pod nos podstawili rasowego RISa z górnej półki. Owocom akompaniuje solidna dawka słodko-gorzkiej czekolady, pralinek i świeżej, ale niezbyt mocnej kawy. Na końcu stawki majaczy lekkie kakao i zwiewna słodowa nuta o delikatnie palonym charakterze. W tle pobrzmiewają nader przyjemne echa likieru owocowego, dające nam poczucie obcowania z czymś szlachetnym i wyrafinowanym. Bombastycznie to wszystko pachnie. Po prostu miodzio! :)
Żywiec Porter z połowy 2012 roku powala pełnią smaku, wyśmienitym balansem, wyrazistością i głębią charakteru. Podczas degustacji piałem z zachwytu jak jurny kogut, oblizując się przy tym skwapliwie. Piwo jest okrutnie gładkie, zaokrąglone, szlachetne, ułożone i wielowątkowe. Alkoholu nie czuć praktycznie wcale, a jego słodko-gorzki temperament doskonale odzwierciedla to, co w porterach bałtyckich najlepsze. Do tego dochodzą te mega przesympatyczne owocowe estry. Pijąc to piwo ma się wrażenie spożywania najlepszego sortu czekoladek nadziewanych likierem i suszonymi owocami. Idealny trunek na zimowe wieczory do powolnego sączeniu przy rozgrzanym kominku. Piękna sprawa! Wymarzony początek całego cyklu. Tak właśnie to sobie wyobrażałem :D

OCENA: 9/10


Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak