Życie jest za krótkie, żeby pić kiepskie piwo.
Pewien znany bloger wymyślił to hasło i ja się z nim zgadzam. Przecież nie
wzbogacisz się oszczędzając trzy, czy cztery złote na jednym piwie. Owszem,
parę złociszy będziesz do przodu. Może nawet wyjdzie ze stówka miesięcznie jak
dużo chlejesz, ale cóż to jest względem wszystkich naszych wydatków? Czy jesteś
w stanie za to ułożyć sobie życie? Kupić dom lub chociaż samochód? No właśnie.
Polak jednak z natury jest człowiekiem zachłannym,
ale jednocześnie raczej oszczędnym. Czasem samemu nie weźmie i drugiemu nie da.
Ciągle tylko kombinuje, żeby łatwiej mu się żyło, żeby się nie narobić, a
zarobić. Albo żeby kupić coś jak najtaniej. Na przykład rzemieślnicze piwo o
uznanej marce za piątaka J Czasami właśnie hipermarkety wychodzą
do nas z taką inicjatywą.
Lift To The Scaffold to bardzo stare już piwo od
Radugi. Jestem pewien, że jest z nami już ponad trzy lata. Zatem nie nowość,
ale kusi. Zwłaszcza za takie piniondze.
Sprawdźmy zatem czy uznana Session
IPA od Radugi trzyma poziom, jaki pamiętam sprzed lat. Na blogu oczywiście piwo
debiutuje dopiero teraz.
Trunek pieni się bardzo ochoczo. Śnieżnobiała czapa
rośnie do zastraszających rozmiarów. Jest drobna i puszysta. Z czasem zaczyna
się rozrzedzać, tworząc coraz grubsze pęcherze. Generalnie jednak jest bardzo
żywotna. Lacing również bez zarzutów.
Samo piwo jest lekko zamglone, a jego kolor to czyste złoto.
W smaku bez wątpienia są amerykańce, ale to już
chyba nie ten poziom co kiedyś. Mamy tu pewne pokłady cytrusów w formie skórek,
a raczej samego albedo. Tuż za nimi drepczą nieśmiałe tropiki, coś jakby mango
i marakuja. Towarzyszy im nieco żywicy oraz leśnego igliwia. Wszystko to
zostało osadzone na lekkiej podbudowie słodowej z niewielką domieszką białego
pieczywa i herbatników. Wysycenie jest niskie, może nawet ciut za niskie jak na
mój gust. Goryczka za to dzielnie pręży muskuły. To znaczy nie jest jakaś
olbrzymia, ale z pewnością dosyć wyrazista i solidna. Delikatnie nawet zalega,
ale sumarycznie jest gładka, miękka i nieźle ułożona. W punkt kontruje słodową
bazę. Piwo jest lekkie, pije się je w miarę szybko, ale nie ma tego efektu wow.
W zapachu jest chyba ciut lepiej. Piwo naprawdę
bucha mi ze szkła, a to już coś. W tym aspekcie przeważają dojrzałe słodkie
owoce tropikalne – wyraźne mango, liczi, papaja i marakuja. Owocowo fest.
Żywica też pięknie się tutaj eksponuje, wnosząc zarazem pewne nuty leśne,
kojarzące się oczywiście z igłami sosnowymi. Na dalszym planie prym wiodą
cytrusy w formie miąższu z sokiem (przeważa tutaj różowy grejpfrut). Tłem
natomiast suną echa kwiatów, landrynek, delikatnego słodu i świeżego chlebka.
Bardzo przyjemny to aromat i całkiem nieźle rozbudowany. Jestem ukontentowany
takim obrotem sprawy :)
Bez wątpienia ten piękny zapaszek uratował całe piwo
od stosunkowo niewysokiej oceny. Zdecydowanie lepiej się to wącha niż pije,
choć oczywiście moje kubki smakowe nie odnotowały żadnej tragedii. Piwo jest
bardzo dobrze zbalansowane, wyraźnie owocowe, goryczka jest odpowiednia, a
pełnia proporcjonalna do ekstraktu. Pijalność jest nawet niezła, ale mogłaby
być jeszcze większa. Świeżość melduje się na umiarkowanym poziomie. Jest
nieźle, ale to aromat nadaje tutaj ton.
Sumarycznie wyszło dobrze z potencjałem na jeszcze
lepiej.
OCENA: 7/10
CENA: 5ZŁ (Auchan)
ALK. 4,7%
TERMIN WAŻNOŚCI: 13.04.2019
BROWAR RADUGA
Komentarze
Prześlij komentarz