Niedawno na łamach bloga gościł nowy Miłosław American Witbier, a dziś na moje salony wjeżdża odrobinę mniej nowy Miłosław
Bezalkoholowe IPA. Ach, ta Fortuna! Szaleje nam ostatnio co nie miara.
Właściwie nazwa mówi nam tu wszystko. Jest to
kolejne piwo chmielone nową falą, ale pozbawione jakże cennych (zazwyczaj) dla
nas procentów. Browar Fortuna tym samym wyraźnie podczepia się pod coraz
szybciej pędzący pociąg z napisem „moda na piwa bezalkoholowe”. Przecież
ostatnio to jest normalnie jakiś wysyp bezalkusów! O dwu procentowych radlerach
nie będę nawet wspominał, ale to w sumie inna para gumowców, bo to są piwa tzw.
niskoalkoholowe, które są raczej domeną koncernów. Ja mam tu na myśli prawdziwe
piwa rzemieślnicze, ale z zawartością alkoholu do 0,5%, które to wg naszego
ustawodawstwa nazywane są piwami bezalkoholowymi.
Osobiście nie jestem wielkim hołdownikiem bezalkusów
i Wy dobrze już o tym wiecie. Niech świadczy o tym fakt, że na blogu jak dotąd
pojawiło się zaledwie jedno tego typu piwo (i to całkiem niedawno), a jest nim
słynne 1 na 100 z Kormorana. Nowy Miłosław dosłownie z buta wszedł na
bezalkoholowe salony, bardzo szybko stając do walki o tytuł najlepszego
polskiego piwa bezalkoholowego/niskoalkoholowego chmielonego po amerykańsku. Co
niektórzy z miejsca okrzyknęli go następcą kormoranowego, królującego w tej
dziedzinie wypustu (znaczy, że uznali wyższość Miłosława).
W związku z powyższym, mimo moich przekonań,
postanowiłem przetestować to piwo i zobaczyć, czy faktycznie jest nad czym piać
z zachwytu. Ja nie jaram się tymi wszystkimi niskoprocentowymi wypustami,
ponieważ bardziej cenię sobie piwa mocne, treściwe, bardzo pełne w smaku,
wyraziste w odbiorze. Owszem, gdy jest jakaś impra, a trzeba potem wsiąść za
kółko – przydałoby się takie piwerko, by nie siedzieć o suchym pysku. Ja jednak
najczęściej robię wszystko, by do takich sytuacji po prostu nie dochodziło.
Albo np. piję jedno lub dwa normalne piwa i na tym koniec. Mija 2-3 godziny i można
jechać. Wolę to niż wypić przez cały wieczór połowę skrzynki bezalkusów i
udawać, że jest fajnie. Zaraz powiecie, że alkoholik ze mnie…. ;>
Miłosław Bezalkoholowe IPA ma w swoim składzie coś,
co faktycznie może dawać mu przewagę nad konkurencją. Coś, co w rzeczy samej
może go przybliżać do miana jednego z najlepszych piw w swojej klasie. Jest to
zielona herbata Sencha Earl Grey! Dokładnie ta sama, która robi niesamowitą
robotę w Grodziskim White IPA, które to wg mnie posiada najlepszy stosunek
jakości do ceny wśród polskich piw nowofalowych. Zobaczmy zatem, czy
rzeczywiście jest się czym jarać?
Jeden łyk, drugi, trzeci. Wow! Piwo naprawdę jest smaczne.
Oczywiście z miejsca pojawiły się znane mi już nuty zielonej herbaty, wywołując
niemałe skojarzenia z piwem z Grodziska. Nowy Miłosław to niebywale rześka
ciecz, przyjemnie mętna, żółtawa w barwie. W zasadzie wygląda to jak jakiś Vermont. Jest tutaj sporo cytrusowych
skojarzeń, głównie w formie skórek limonki, cytryny, bergamotki oraz różowego
grejpfruta. Wyczuwam również coś jakby miąższ z pigwy, choć to może ta herbata
zalatuje takimi skojarzeniami. W tle pobrzmiewają subtelne echa żywicy, chmielu
oraz kwiatów. Słodowość jest bardzo lekka i zwiewna, biszkoptowo-chlebowa w
swoim profilu. Doskonale pasuje do całości, nie przysłaniając chmielowych
naleciałości. Wysycenie średnie w kierunku dużego, więc jak najbardziej na
miejscu. Goryczka nie jest jakaś bardzo sroga, raczej umiarkowana. Posiada
fajny i lekkie cytrusowo-żywiczny charakter, dzięki czemu dość dobrze wywiązuje
się ze swej roli. Sporo tu zielonych i owocowych klimatów. Naprawdę dobrze się
to pije, wręcz rewelacyjnie jak na piwo bez procentów.
W zapachu też jest całkiem spoko, tyle że tutaj
mocno dają o sobie znać aromaty zwykłego Earl Greya. W tym aspekcie Miłosław
nie przypomina już Grodziskiej IPY. Powiedziałbym nawet, że dodano do piwa
herbaty czarnej, a nie zielonej. Nutki samej bergamotki są bowiem mocno stonowane. Na tyle, że nieco
przysłaniają nawet cytrusowe wstawki, pochodzące od chmieli. Z czasem jednak
aromat się rozkręca, uwydatniając cytrusowo-owocową stronę napitku. Na wierzch
wypływają akcenty żywiczne, kwiatowe, tytoniowe i takie „zielone”, trudne do
sprecyzowania. Całość pachnie świeżo, niebywale rześko, no i oczywiście bardzo
naturalnie. Naprawdę pachnie to strasznie zachęcająco.
Piwo jest dobrze zbalansowane, bardzo lekkie w
smaku, ale w życiu bym nie powiedział, że jest tu zaledwie 6,2% ekstraktu! Pije
się to cholernie szybko, bo ciecz jest nad wyraz rześka i smaczna. Doskonale
gasi pragnienie, więc na obecną aurę będzie jak znalazł! Amerykańce fajnie się
sprawują, ale to zielona herbata tak naprawdę robi tutaj robotę. Czuć ten
dodatek bardzo wyraźnie, co sprawia, że piwo wyróżnia się na tle konkurencji. W
zasadzie to ja nie mam pytań i zastrzeżeń. Bardzo dobra robota! Brawo Browar
Fortuna. Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko :)
Biorąc pod uwagę niską cenę i szeroką dystrybucję, faktycznie może to być
hicior tego lata.
OCENA: 8/10
CENA: 3.49ZŁ (Tesco)
ALK. < 0,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 28.05.2019
BROWAR FORTUNA
Cześć! Bardzo fajnie napisana recenzja. Tylko widząc ocenę 8/10 zastanawiam się czemu nie 10, skoro napisałeś o piwie w samych superlatywach. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń