Stosunkowo dawno nie gościło u mnie piwo z
kartonika, więc dziś taki mały surprajs
:>
Oktavio 500 Days of Contemplation z zawierciańskiego Browaru Jana. Czy będzie
sztos, czy nie, okaże się na końcu tego wpisu. Póki co przytoczę kilka faktów.
Oktavio to Quadrupel – jeden z moich
ulubionych stylów piwa, niestety niezmiernie rzadko eksploatowany przez
polskich rzemieślników, nad czym bardzo ubolewam. Piwo było już kiedyś
degustowane na blogu, ale w późniejszym czasie zmieniła się receptura, a co za
tym idzie i parametry. Ekstrakt urósł dość wyraźnie (z 20,5 do 24ºBlg), woltaż
natomiast symbolicznie zmalał. Oczywiście sugeruje to dużo niższy stopień
odfermentowania, co przekłada się na więcej cukrów resztkowych w piwie. Witaj
#teamslodyczka. IBU było 40, teraz jest tylko 30. Czy muszę dodawać coś więcej?
Tak się akurat składa, że miałem już kiedyś okazję
próbować tego piwa o podniesionym ekstrakcie, a było to podczas odwiedzin
browaru. Muszę przyznać, że zwalało z nóg, a słodycz nie była jakaś dojmująca.
Kartonik jednak to jeszcze inna para kaloszy. No w sumie nie zupełnie inna, ale
na pewno nieco odmienna. Otóż jest to Oktavio leżakowany w browarze przez 500
dni. W stalowym tanku ma się rozumieć. Żaden tam barrel aged. Niecodzienna to zagrywka, ale w sumie kto bogatemu
zabroni? Nie do końca rozumiem ten zamysł, bo co innego starzenie piwa w
dębowych beczkach, a co innego w tanku leżakowym. No, ale kartonik to zajefajny
wymyślili! Naprawdę się postarali :D
Otwieram i piwko hyc do szkła. Fajnie, że to quadzik, to mam chociaż okazję
skorzystać z gobletu. Piwo nie pieni się praktycznie wcale, a barwą przypomina
intensywny brąz.
Wysycenie jest niskie, a więc prawilne. Spodziewana
słodyczka objawia się już przy pierwszym łyku, ale naprawdę powiadam Wam, że
nie jest wielce przesadzona. Od groma tu karmelu, biszkoptów, cukru
kandyzowanego, opiekanego słodu, przypieczonego spodu od ciasta, a także
herbatników i innych ciastek i ciasteczek. Słodko i słodowo – to atrybuty
Skody... tfu! Oktavia. Gdzieś tam w oddali majaczą suszone daktyle, figi i rodzynki, co
bardzo fajnie łączy się ze słodową podstawką. Na finiszu pojawią się natomiast
subtelna nutka rozpuszczalnego kakao (fajna sprawa). Piwo jest bardzo gładkie i
dość gęstawe, dzięki czemu długo i w nader przyjemny sposób sunie w dół
przełyku. Skłamałbym pisząc, że nie czuć tu alkoholu. Ale fakt stwierdzić
należy, iż trunek jest cholernie dobrze ułożony. Alko delikatnie rozgrzewa od
środka, zaś w jamie ustnej jest ledwo zauważalny. Bardzo smaczne to jest, ale
pod warunkiem, że lubisz słodkie piwa. Ja lubię w umiarkowany sposób.
Zapach także może się podobać. Jest intensywny i
bogaty w doznania. W zasadzie to mamy tu to samo, co odnotowały moje kubki
smakowe, więc chyba sobie daruję wyliczanie wszystkich składowych. W skrócie –
słodowo, wyraźnie słodko, wręcz miodowo. Suszonych owoców jakby mniej, reszta
natomiast bez zmian. Aha – po zupełnym ogrzaniu na wierzch wyłazi lekka
przyprawowość. Coś, czego mi brakowało w smaku, a co piwa w stylu belgijskim
mieć powinny. Generalnie pachnie to ładniutko, wielowątkowo i nieco likierowo.
Tak, tu również można „wymacać” nienachalną, wręcz ulotną nutkę szlachetnego
alkoholu.
Oktavio to piwo kompletne, szalenie dobrze ułożone,
niebywale pełne w smaku i nieprzyzwoicie treściwe. Faktycznie hopheadzi nie mają tu czego szukać, ale
czego się tu spodziewać? Przecież ten styl tak ma. Bardziej niż do słodyczki,
mam zastrzeżenia do nikłego belgijskiego charakteru. Tu można było się lepiej
postarać.
Czy piwo rzeczywiście wymagało takiej specjalnej
otoczki, takiego ekskluzywnego opakowania? Nie sądzę. Taki sam efekt może każdy
z nas uzyskać, kupując zwykłego Oktavio i wstawiając go na rok, czy półtora
roku do piwnicy. Piwo faktycznie jest bardzo dobre, ale do sztosu jeszcze
trochę brakuje. Oczywiście polecam, ale nie spodziewajcie się „cudów”.
OCENA: 8/10
CENA: ok 10ZŁ
ALK. 9,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 06.02.2019
RZEMIEŚLNICZY BROWAR JANA
Komentarze
Prześlij komentarz