Lecimy z drugim piwem z Miedzianki przywiezionym
osobiście z jakże pamiętnej eskapady na Dolny Śląsk :)
Boberek się zwie ten cymesik. To ichni Barley Wine, ale nie taki zupełnie
zwyczajny. Postanowiono go podrasować dębowymi płatkami z beczek po Bourbonie. A to już coś! Oczywiście to
nie to samo, co klasyczny barel ejdżing,
ale nie każdy przecież ma dostęp do beczek. Nie marudźmy zawczasu, nie
narzekajmy, może będzie dobrze. W sumie to ja już wiem, że jest dobrze, bo
spożywałem to piwo bezpośrednio w browarze i naprawdę mi smakowało. Oczywiście
wówczas byłem już po kilku innych specjałach, więc odbiór mógł być nieco
zaburzony ;>
Jeszcze dwa słowa o opakowaniu i biorę się do
roboty. Miedzianka wszystkie swoje piwa leje do małych buteleczek. Okej.
Etykiety są hhmmm… komiksowe? Bajkowe? Obrazkowe? Jak zwał, tak zwał, ale ma to
swój urok (może nie ogromny, ale jakiś na pewno). Każde piwo jest w innej
kolorystyce, co pozwala szybko je identyfikować na sklepowej półce. Z boku mamy
dość rzetelny opis tego, co znajduje się w butelce, a także kilka zdań odnośnie
samego browaru. Szanuję. Karny kutas natomiast należy się za niepełny skład.
Brak też info o poziomie goryczki (choćby w formie infografiki). Poza tym
całość jakoś trzyma się kupy. Widać, że to rzemieślnicza robota, ale to
przecież in plus.
Otwieram i przelewam. Piwo zamglone, brunatno-bursztynowe
w barwie. Pieni się jak szalone, tworząc na powierzchni zbitą i sztywną pianę o
drobnej strukturze. Rzeczona pierzynka jest dziarska, długo się utrzymuje.
No niestety trunek nie wytrzymał próby czasu :(
Kwach mi się trafił. Niecały miesiąc po terminie, ale piwo już ewidentnie
skwaśniało (w sumie jak po dacie, to nie mogę się czepiać browaru). No może nie skisło totalnie, ale na pewno zrobił się z tego jakiś Sour. Dzikus można nawet rzec. Piwo jest
oczywiście nieutrwalone, ale myślałem, że przy takim woltażu będzie wporzo. W
końcu trzy tygodnie, to nie rok, ale cóż. Myliłem się.
Nie smakuje to jednak jakoś źle. W sumie nawet
dobrze, ale tym sposobem szlag trafił płatki dębowe i barli łajna tak naprawdę. Dobra, opiszę co czuję. Sporo czerwonych
kwaśnych owoców, do tego wyraźne kefirowe zacięcie, zupełnie jakby ktoś
potraktował je Lacto. Dalej mamy
delikatną słodowość, jakieś ciastka z odrobinką karmelu, chmiel i szczyptę soku
z cytryny, pigwy i limonki. Niezła mieszanka co nie? Ale to jeszcze nic.
Najlepsze zostawiłem na koniec – daleko w głębi pojawia się subtelna nuta wild! Tak, jest takie lekkie muśnięcie
stajnią i sianem, zwłaszcza w zapachu. No, drodzy czytacze w ciemno rzekłbym,
że to jakiś mizerny Lambic, ale
jednak Lambic. Szok i niedowierzanie.
Z Barley Wine nici, ale pojawił się w
jego miejsce inny i jakże odmienny styl piwa! Naprawdę smakuje to dosyć dobrze.
Boberek po terminie to piwo przyjemnie skiśnięte, rześkie,
odpowiednio zbalansowane, intensywne w zapachu, bardzo pełne w smaku, choć zarazem
lekkie w obiorze. W ogóle nie czuć tych parametrów. Alkohol schował się
idealnie skubaniec jeden! Nawet zapomniałem już ile to ma procent, a ma
przecież dużo. Pije się to naprawdę szybko i bez najmniejszych oporów.
Nie wiem jednak, jak je ocenić. Egzemplarz pity w
browarze to było zupełnie inne piwo, odbierane przeze mnie w samych
superlatywach. Myślę, że ósemkę by dostał. Ten kwasior natomiast jest totalnie
poza swoją kategorią, ale jako całość smakuje dobrze. Myślę, że po prostu
pominę ocenę piwa zakażonego, a dla potomności dam notę taką, jakby piwo było w
formie.
OCENA: 8/10* (wyjaśnienie w tekście)
CENA: 10ZŁ (Browar Miedzianka)
ALK. 9%
TERMIN WAŻNOŚCI: 18.06.2018
BROWAR MIEDZIANKA
Komentarze
Prześlij komentarz