Przejdź do głównej zawartości

OKO W OKO - Imperial Porter vs Imperial Stout od Jana Olbrachta


Dziś kolejna odsłona jakże popularnego cyklu „Oko w Oko”. Pomysłów mam na pęczki, więc dość często dochodzi u mnie do piwnych pojedynków. Najczęściej są to piwa powszechnie znane, dostępne w niemal każdym sklepie i pochodzące, bądź to od koncernów, bądź browarów regionalnych. Ale dzisiaj jest inaczej. Dzisiaj dojdzie do bitwy pomiędzy piwami z browaru craftowego!
Mowa tu o dwóch mocarzach, wypuszczonych jednocześnie przez Jana Olbrachta z Piotrkowa Trybunalskiego. Jeden to Imperial Porter, drugi to Imperial Stout. Piwa ewidentnie tworzą serię, złożoną póki co z tych dwóch egzemplarzy. Porównanie ich zatem było najbardziej naturalną i rozsądną rzeczą, którą mogłem zrobić. Zwłaszcza, że obydwa mają identyczne parametry!
W składzie tychże cymesów nie znajdziemy żadnych odbiegających od standardów dodatków, z wyjątkiem lasek wanilii w RISie. No bo przecież jęczmień palony to rzecz zupełnie normalna. I tu i tu użyto polskich chmieli, za co szacun. Na uwagę zasługuję też stylowe opakowanie. Zafoliowane szyjki butelek plus czarna, schludna, wręcz oszczędna etykieta z pewnością dodają piwom splendoru i poczucia obcowania z czymś niezwykłym i wyjątkowym. Zobaczmy zatem, czy tak jest w rzeczywistości.



Imperial Porter

Piwo koloru czarnego, wręcz stoutowego. Pieni się przeciętnie, tworząc na powierzchni beżową kołderkę drobnej i puszystej piany o średnio długim żywocie. Lacing znikomy, więc podniecać się tym raczej nie sposób.
W smaku mamy gładkiego, łagodnego i dobrze ułożonego portera bałtyckiego z dominantą mlecznej czekolady, pralinek (tanich niestety) i kawy zbożowej. W drugim rzucie podano na tacy prażone słody, tosty, pieczywo razowe, suszone owoce, a także ciastka Oreo posypane cukrem kandyzowanym. W oddali natomiast majaczą nieśmiałe echa lukrecji i kakałka. Porter ten stoi rzecz jasna po słodszej stronie mocy, ale w żaden sposób nie jest mdły, czy mulący. Spory plus także za mega złożony charakter oraz bardzo dobrze ukryty alkohol. W zasadzie to zapomina się z jakim woltażem mamy tu do czynienia. Brawo! :)
Pora zapuścić kinola do szkła. Zapach jest naprawdę szalenie przyjemny i intensywny, co było już czuć tuż po przelaniu do szkła. Sporo tu mlecznej czekolady w asyście słodkich pralinek, a także suszonych śliwek, rodzynek, daktyli oraz fig. To naprawdę mi się podoba! Suszone owoce w porterze bałtyckim to super sprawa. Idźmy dalej – pojawia się przyjemna i zwiewna nuta kakao, opiekanego słodu, tostów i chleba razowego. Alkohol co jedynie wdzięcznie przygrywa do tego, jakże przyjemnego mariażu aromatów. Jest bardzo dobrze ułożony i zgrany z resztą składowych. Całość nieźle bucha ze szkła, dając dużo radości mym nozdrzom. Genialny to zapaszek muszę przyznać :D
Ów Imperial Porter jest piwem dobrze zbalansowanym, przyjemnie gładkim i odpowiednio pełnym w smaku. Szczególnie ujmujące są dla mnie bardzo wyraźnie zaznaczone suszone owoce, dające pewien powiew rześkości i owocowej słodyczy. Kolejny plus należy się za złożoność i doskonale ukryty alkohol, który jest bardzo szlachetny i nie ingeruje w całość.

Summa summarum mamy tu bardzo stylowe piwo praktycznie bez wad. Pije się to dosyć szybko i to nawet pomimo srogich parametrów. Z mojej strony szczerze polecam, bo doznania są naprawdę zacne :)
OCENA: 8/10
CENA: ok 10ZŁ
ALK. 9,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 01.03.2019
JAN OLBRACHT BROWAR RZEMIEŚLNICZY


Imperial Stout

RIS posiada identyczny kolor, co jegomość powyżej. Z tymże tutaj piana jest nieco bardziej obfita i o jeden ton ciemniejsza. Jej struktura natomiast i żywotność to porterowa kopia.
W gębie mamy zgoła odmienne odczucia. Piwo jest dużo bardziej palone i kawowe, choć do ekstremum wciąż bardzo daleka droga. Lekko palone słody pięknie dogadują się tutaj z palonym ziarnem kawy i słodko-gorzkiej czekolady. W tle pojawia się subtelna spalenizna w postaci palonego jęczmienia i spalonego chleba. Jest też i goryczka – kawowa, wyraźnie palona, choć sumarycznie ułożona, krótka i szlachetna. Robi co trzeba i znika z podniebienia. Dość prosty w swojej konstrukcji jest to smak, ale bardziej niż to martwi mnie brak obecności wanilii, którą tak bardzo lubię :/
Zobaczmy co tam piszczy w aromacie. W sumie piszczy niewiele, co mnie trochę martwi. Piwo ma ewidentnie palono-kawowy charakter. Czarno tu, ciemno tu, ale bogato niestety nie jest. Kawa bez cukru i śmietanki, do tego palone ziarno zbóż, gorzka czekolada, trochę pumperniklu i gorzkiego kakao. Na tym w zasadzie muszę skończyć swój wywód. Nic więcej się tu nie dzieje. Alkohol oczywiście schowany został bardzo umiejętnie. Coś tam niby smyra w lewej, tudzież prawej dziurce, ale przy takim woltażu nie można mieć zastrzeżeń. Alko jest ułożone i odpowiednio wkomponowane w profil piwa.  Ponownie nie odnotowałem obecności wanilii, co niewątpliwie jest sporym minusem. Skoro już zdecydowali się na dodatek, to fajnie byłoby go poczuć. Nie smakuje to źle, choć nie ukrywam, że czuję spory niedosyt.
Piwo jest bardzo pełne w smaku, choć nie tak gładkie jak konkurent. Alko natomiast jest równie dobrze ułożone – za ten czynnik kłaniam się naprawdę nisko. Balans również jest niczego sobie. Trunek dzięki dość dużej gorycze zachowuje swoją odrębność stylową, co bezsprzecznie odróżnia go od porteru bałtyckiego. Paloność naprawdę może się tu podobać. Niestety jest to jedna z niewielu mocnych stron tegoż napitku. Piwo tak naprawdę jest proste w swojej konstrukcji jak budowa dźwigni dwustronnej, która swoim stopniem skomplikowania odpowiada mniej więcej budowie cepa.
Imperial Stout, mimo dodatku wanilii okazał się tak naprawdę do bólu poprawnym piwem, kompletnie niczym nie wyróżniającym się. Ot ciecz do wypicia i zapomnienia. Na dzisiejsze czasy niestety to trochę za mało, by utkwić w pamięci. Zdecydowanie wolę ichniejszego portera, który jest piwem o niebo lepszym, o niebo bardziej skomplikowanym i po prostu smaczniejszym.

OCENA: 6/10
CENA: ok 10ZŁ
ALK. 9,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 01.03.2019
JAN OLBRACHT BROWAR RZEMIEŚLNICZY

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak