"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się na blogu mniej więcej raz na miesiąc w okresie jesienno-zimowym.
Co jak co, ale Argusa z Lidla to zna chyba każdy miłośnik piwa (niekoniecznie kraftowego). To przecież główna marka piw produkowana w Polsce na zlecenie tego niemieckiego dyskontu, więc Argusa nie kupicie nigdzie indziej.
Mnie jednak najbardziej interesuje oczywiście ichni porter bałtycki. Pojawił się on w 2015 roku, wywołując wówczas sporo kontrowersji. Po pierwsze był to najtańszy (i nadal jest) Baltic Porter w kraju. Po drugie producent nie był podany na opakowaniu, ale piwosze szybko wykalkulowali, że puszkę napełniały Browary Łódzkie. Po trzecie wielu sądziło (a może i nadal sądzi), że to rozwodniony Porter Łódzki. Gro osób narzekało na jego zbyt niskie parametry, etc. W każdym razie, piwo zyskało swoich przeciwników, jak i zwolenników. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy, chociaż już dawno nie trafiłem na dobrą partię tegoż trunku. Na szczęście w mojej piwnicy mam bodajże pierwszą warkę, która już jakiś czas temu skończyła sześć latek. Szalenie jestem ciekawy jak, taki porter w wersji light, zniósł tą próbę czasu. Zapraszam do mojej analizy.
Producent |
Browary Łódzkie |
Termin ważności |
09.09.2016 |
Wiek (miesiące) |
75 |
Zawartość alkoholu (%) |
8 |
Ekstrakt (°Blg) |
18 |
Pomimo stosunkowo niewysokiego ekstraktu, to piwo naprawdę jest prawie, że czarne. W tym szkle nawet pod światło nie widać żadnych przebłysków. Poziom piany też jest dosyć zadowalający. Drobna, beżowa, zwarta i puszysta kołderka utrzymuje się sporo czasu.
W smaku jest nader elegancko. Czuć, że to „wiekowy” porter, który wyraźnie utlenił się w bardzo pozytywnym kierunku. Przede wszystkim są suszone owoce, czego raczej nie sposób odnaleźć w świeżynce. Suszone figi, rodzynki oraz śliwki pięknie się tu dogadują z ciemnymi słodami, sporą ilością kakao i pralinek. Ogólnie całość jest wybitnie czekoladowa, a przy tym dosyć słodkawa. Mleczna czekolada rządzi! Nieco z boku przycupnęły delikatne nutki kawy zbożowej, melasy, orzechów i lukrecji. Słodko, ale z rozmachem. Samej goryczki jest bardzo niewiele, ale to przecież domena Argusa. Piwo jest przyjemnie gładkie i takie… kremowe w odczuciu. Super smakuje :D
Wąchanie sześcioletniego portera z Lidla sprawia co najmniej tyle samo radości. No ślicznie pachnie ten wyleżakowany Argusik! Czas zrobił swoje, a mamy tu: mnóstwo deserowej czekolady, prażone słody, kakao, pralinki, suszone owoce, melasę, kawę zbożową, chleb razowy, nuty likierowe, orzechowe i prażonego słonecznika. A przy tym nie ma ani grama sosu sojowego. Intensywność i złożoność tego aromatu jest naprawdę wysoka Coś pięknego.
Na serio nie spodziewałem się, aż takich rewelacji. Tym bardziej, że potencjału do leżakowania to piwo miało mniej więcej tyle, co moja osoba do prezydentury. Zmysłom nie wierzę, że tak budżetowy porter mógł, aż tyle zyskać. W sumie to on był już całkiem dobry jako świeży, czego od kilku lat o tym porterze powiedzieć nie mogę. Wg mnie jakość tego piwa znacząco spadła jakieś 2-3 lata temu. Wracając jednak do meritum – czas wyraźnie mu służy (przynajmniej pierwszym warkom). Życzyłbym sobie i Wam, żeby Argus Porter zawsze smakował tak bogato, szlachetnie i dostojnie.
OCENA: 9/10
Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>
Komentarze
Prześlij komentarz