"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się na blogu mniej więcej raz na miesiąc w okresie jesienno-zimowym.
Drodzy Piwosze, jak co roku, po około półrocznej przerwie powraca „Moja Piwniczka”!
Zapewne wielu z Was czekało na tą chwilę, ale ja chyba najbardziej nie mogłem się doczekać ponownego odkrywania piwnych smaczków po wielu latach leżakowania. Jesień to najlepsza pora, by zacząć ponownie zaglądać do piwnicy i wynosić stamtąd porządnie wyleżakowane trunki, które jak wiadomo zmieniają się wraz z upływem czasu.
Na „dzień dobry” biorę na warsztat No Guru od Ursa Maior. Pamiętacie jeszcze tego bieszczadzkiego producenta? Browar oczywiście wciąż istnieje, ale od wielu lat jakby usunął się w cień i skupił na sprzedaży wokół komina (przynajmniej ja mam takie odczucie). W każdym razie na przestrzeni lat Bieszczadzka Wytwórnia Piwa miewała różne opinie, a jego Belgian RIS – No Guru, także miał swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej należę do tych drugich, a wpis odnośnie tego piwa możecie przeczytać tutaj, do czego bardzo zachęcam. Piwo miało trzymiesięczny okres przydatności do spożycia, więc jego wiek obecnie wynosi niemalże 6 lat. To naprawdę dużo.
Generalnie piwo jako świeże nie za bardzo miało potencjał do leżakowania, dlatego po tylu latach nie spodziewam się cudów. W zasadzie to liczę się z tym, że może to być jeden wielki niewypał. Pora zatem kończyć ów wstęp i brać się do roboty = degustacji :)
Producent |
Browar Ursa Maior |
Termin ważności |
29.02.2016 |
Wiek (miesiące) |
71 |
Zawartość alkoholu (%) |
9 |
Ekstrakt (°Blg) |
22 |
Piwo wciąż jest czarne jak pochmurna noc. Piana beżowa i dość drobna. Niby skąpa, ale jej żywotność nie jest najgorsza. Prezencja ogólnie całkiem, całkiem.
Pierwszy łyk jest zawsze najważniejszy. Mam tu olbrzymią gładkość, jedwabistość, takiego aksamitu w piwie dawno nie czułem. Od razu odczuwam też upływ czasu, bo piwo wyraźnie zalatuje akcentami winnymi. Są czerwone owoce oraz ciemne winogrona. Tu i ówdzie znajdzie się także suszona śliwka, rodzynka i dojrzała wiśnia. Dzięki czemu piwo wydaje się być lekko kwaskowe. Przyprawy natomiast zupełnie się ulotniły, a wraz z nimi cały belgijski charakter. No Guru posiada niewielką goryczkę w typie gorzkiej czekolady, ale tak naprawdę króluje w nim mleczna czekolada, kakao, praliny i prażone słody. W oddali można odnaleźć jeszcze nuty kawy zbożowej. Alkohol świetnie się ułożył, jest ledwo zauważalny, czego nie mogłem powiedzieć o świeżym egzemplarzu. Generalnie całkiem dobrze to smakuje. Jestem mile zaskoczony.
Aromat również wywołuje duże konotacje z winem, tudzież fermentującym sokiem z czerwonych owoców. Na szczęście cały czas są z nami także ciemne, lekko palone słody, tony mlecznej czekolady i pralinek nadziewanych wiśniami z alkoholem. Z tym ostatnim bym jednak nie przesadzał, bo jest go naprawdę niewiele, a jego super ułożenie nie czyni żadnej krzywdy pijącemu. Ogólnie zapach jest bardzo rozbudowany – mamy tu jeszcze akcenty kawy zbożowej, cukru brązowego, suszonych owoców oraz karmelu. Intensywność jest na średnim poziomie, ale całościowo aromat prezentuje się dosyć dobrze. Naprawdę miło się to wącha, zwłaszcza mając na uwadze znaczny wiek tegoż trunku.
Pełnia smaku zachowała swój wysoki poziom. Balans wciąż jest dobry, ale przechylił się nieco w kierunku wytrawności (chodzi o tą delikatną kwaskowatość). Z większych zmian to na pewno perfekcyjne ułożenie, większa gładkość i zanik cech przyprawowych. Tak więc po niemal sześciu latach piwo zmieniło się dosyć znacznie, ale wg mnie jak najbardziej na plus. Smakuje mi wyraźnie lepiej niż świeżak, który był bardziej chaotyczny i nieułożony.
OCENA: 7/10
Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>
Komentarze
Prześlij komentarz