Przejdź do głównej zawartości

MINI TEST Piw Browaru Kraftwerk



Dosyć długo nie było już Kraftwerka na blogu, więc postanowiłem się trochę zrehabilitować. I to od razu z grubej rury! Zakupiłem kilka sztuk (dokładnie pięć) Kraftwerkowych piwesi, by sprawdzić aktualną formę browaru. Kto wie – może taka forma przekazu na stałe zagości na tej stronce? Żeby nie przedłużać od razu przechodzę do meritum :)
Bavarian Gold


Na pierwszy ogień niech pójdzie Hefe-weizen, a co mi tam? Bawarska pszenica też ma swoje plusy. Ta od Kraftwerka co prawda jest trochę przegazowana i zbyt mocno szczypie w ozór, ale w sumie to niewielki mankament tego napitku. Piwo wygląda iście wzorowo, ale nie na tym będziemy się dzisiaj skupiać, bo Bavarian Gold to naprawdę smaczny i stylowy trunek. Słodkawa, pszeniczna słodowość wydaje się być rześka i zachowuje swój biszkoptowo-chlebowy profil. Banany są, choć ich intensywność nie jest jakaś powalająca. Daleko w głębi natomiast majaczy nieśmiały goździk oraz szczątki gumy balonowej. Całość jest odpowiednio gęsta i kremowa w odczuciu. Ciała tu nie brakuje, a pijalność mogę określić jako wysoką.
Aromat jest umiarkowanie intensywny, ale nie można powiedzieć, że słaby. Piwko pachnie ładnie, słodko, pszenicznie, świeżo, bananowo. Echa gumy balonowej dodają jeszcze „smaczku”. Podoba mi się taki zapach.
Nie jest to może TOP 10 piw pszenicznych jakie piłem, ale widzę tu stylowość, złożoność smaku i dość wysoką jakość produktu. Kraftwerk przyłożył się do roboty. Tak trzymać.
OCENA: 7/10
CENA: 4.99ZŁ (stacja benzynowa)
ALK. 4,8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.06.2020

High Hops


Drugim testowanym piwem od Kraftwerka jest American IPA. Żaden Vermont, Session, West Coast, czy DDH. Po prostu zwykła AIPA, bez udziwnień, bez dodatków, bez leżakowania w beczce po ogórkach kiszonych, nawet bez drożdży pozyskanych z lodowca księżyca Jowisza.
Piję, mlaskam i mówię – this is good shit. Jankesi bardzo dobrze sobie tutaj radzą. Piwo jest rześkie, wyraźnie owocowe i nie brakuje mu charakteru. Jest dużo kwiatów i owoców tropikalnych (mango, liczi, marakuja), a stosunkowo mało cytrusów. Jedynie różowy grejpfrut dzielnie tu wojuje. Po przełknięciu na wierzch wypływa trochę karmelu odzianego w słodowo-chlebowe wdzianko. Grejpfrutowa goryczka wjeżdża z buta, jest bardzo wyrazista, ale zarazem gładka i szlachetna. Nie zalega, nie męczy, nie przeszkadza. Stawkę zamyka przyjemna nuta żywicy i leśnego igliwia. Bardzo smaczne piwko!
Zapach bucha ze szkła niczym Wezuwiusz, gdy zalewał Pompeje. Jest niebywale świeżo, intensywnie i bogato. Kwiaty, kwiaty i jeszcze raz kwiaty! Dopiero później słodkie owoce tropikalne, brzoskwinie, melon, białe winogrono, mirabelki i inne żółte śliweczki. Słodowość nienachalna, wręcz subtelna, biszkoptowa. Karmelu zero. Świetna sprawa.
Ekstra piwo, genialnie zbalansowane, z idealnie zarysowaną i ułożoną goryczką. Pełnia bez zarzutu, ciałko w sam raz, pijalność z kosmosu, a aromat niszczy system :D
OCENA: 8/10
CENA: 5.99ZŁ (stacja benzynowa)
ALK. 6,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.08.2020

Steam Time


Po regularnej ajpie przyszedł czas na coś bardziej ekstrawaganckiego – Earl Grey IPA. Ekstrakt o jeden stopień Plato niższy niż poprzednio (14º), ale woltaż praktycznie taki sam. Tutaj robotę mają robić dodatki – herbata earl grey oraz… kwiaty hibiskusa. Brzmi ciekawie dosyć i zachęcająco, choć na pewno nie są to jakieś super rzadkie rzeczy dodawane do piwa.
Jedziemy. Pierwsze wrażenie nie najgorsze. Czuć, jaki to styl. Owoców na pewno jest mniej niż w poprzednim piwie. Są oczywiście cytrusy, ale w formie skórek. Owoców tropikalnych natomiast jest stosunkowo mało. Herbatka za to jest dosyć wyraźna, ale nie narzucająca się. Nieźle komponuje się z całą resztą. Szybko do koryta dopycha się też goryczka – średnio mocna, w miarę szlachetna, raczej niezalegająca, herbaciano-chmielowa. Dalej mamy nieco słodowych klimatów z lekką domieszką karmelu oraz ziół. Kwiaty majaczą daleko w tle, ale żebym ten hibiskus w ciemno wskazał, to nie sądzę. Mimo wszystko trunek smakuje całkiem dobrze.
W aromacie w zasadzie nie odnalazłem niczego więcej, choć wydaje mi się, że kwiaty przejęły w nim pałeczkę. Na sile zyskały też czerwone owoce tropikalne, a słodowa strona wycofała się do zupełnej defensywy. Intensywność herbaty natomiast jest na takim samym poziomie, czyli w sam raz. Piwo pachnie naprawdę bardzo ładnie. Bez dwóch zdań lepiej się to wącha niż pije.
Całkiem do rzeczy napitek o przyjemnej głębi smaku, fajnej gładkości, doskonale zarysowanej goryczce i świetnym balansie. Pije się go żwawo, ale chyba jednak wolałbym to pierwsze. Jestem po prostu szczery.
OCENA: 7/10
CENA: 4.99ZŁ (Kaufland)
ALK. 6,4%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.08.2020

12 O’clock


Następnym w kolejce będzie klasyczny Pils. Wszak istnieje bardzo mądre powiedzenie, że dobrego piwowara poznacie po jego Pilsie (czy jakoś tak). Tutaj już nie da się ukryć żadnych wad, zamaskować ich chmielami, czy dodatkami. Pils to piwo proste w odbiorze i być może właśnie dlatego takie trudne do uwarzenia.
Trochę szkoda, że Kraftwerk nie podzielił się na etykiecie informacją jakich tutaj konkretnie użyto chmieli. No cóż, jakoś będziemy musieli to przeżyć.
Istotą tego stylu są tak naprawdę dwie rzeczy: dobry balans oraz duża pijalność. W piwie od Kraftwerka funkcjonują obydwa te elementy, co jednak nie znaczy, że funkcjonują wyśmienicie. Mamy tu wyraźne chmielowe klimaty i dosyć pokaźną goryczkę, która sprawia nieco ziołowe i ziemiste wrażenie, a przy tym zalega i chwilami jest nieco szorstka, lecz nie zaliczyłbym jej do tych złych i podłych. Nie mniej balans wyszedł klawo i to się ceni. Słodowość jest na drugim planie, zalatuje mokrym zbożem oraz chlebem. Nie jest jednak nachalna i pozwala rozwinąć się odchmielowym wtrętom, do których prócz ziół można jeszcze zaliczyć liście tytoniu oraz „łodygowość”. Pijalność mimo wszystko jest całkiem w porządku, ciało w sam raz, głębia także bez zarzutu.
Aromat jednak wypada zdecydowanie lepiej. Jest to mieszanka słodu, chmielu, ziół, a także przyjemnych kwiatów z nutką subtelnych żółtych owoców, które wnoszą tu pewien powiew świeżości. W dodatku całość pachnie nader intensywnie.
W smaku mamy klasycznego, choć średnio udanego Pilsa, w zapachu zaś stylowość nieco ucieka w stronę nieco bardziej egzotyczną. Stąd taka, a nie inna nota.
OCENA: 5/10
CENA: 3.99ZŁ (stacja benzynowa)
ALK. 4,8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.09.2020

Easy Rider


Piątym, a zarazem ostatnim piwem w tym zestawieniu jest niezwykle popularna APA. Podobnie jak High Hops bez żadnych udziwnień.
Z wyglądu klasycznie – ciemne i w miarę klarowne złoto. Piana umiarkowanych rozmiarów, średnio pęcherzykowa, dosyć trwała, ale niezbyt gęsta.
W smaku jest jakieś dziwne. Jakby nieco stęchłe, mdłe, czy po prostu zleżałe. Co jednak patrząc na długą datę jest mało prawdopodobne. Odchmielowa kwiatowość miesza się tu z wyraźną owocowością, gdzie przeważają oczywiście cytrusy (głównie różowy grejpfrut). Rolę poboczną pełni słodowa podbudowa, niestety mocno zalatująca mokrym zbożem. W tle subtelny karmel podszyty przyjemną żywicą. Goryczka nie jest jakaś tęga, ale zauważalna. Lekko ziołowa, lekko grejpfrutowa, taka w sam raz, nie zalega i dobrze balansuje całość.
Aromat także nie najwyższych lotów. Tu również czuć tą niefajną woń – jak dla mnie to po prostu stary, zleżały słód, ale w sumie słabo się znam na piwowarstwie. Cytrusy za to się trochę ożywiły – jest wyraźny grejpfrut oraz limonka. W oddali majaczą też słodkie owoce tropikalne, nieco żywicy, nafty i kwiatów. Widocznie Mosaica tu dosypali. Niestety dosyć wyraźnie czuję też granulat chmielowy, co nie za dobrze świadczy o kunszcie piwowarskim autora tego piwa.
Pełnia natomiast jest bez zarzutu, tak samo balans oraz gładkość. Niestety trunek pije się umiarkowanym tempem z wiadomo jakiego względu. Sumarycznie da się to wypić, ale nie poleciłbym tego piwa nikomu.
OCENA: 5/10
CENA: 5.99ZŁ (stacja benzynowa)
ALK. 5,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.09.2020

 Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe testy – zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz