W dobie koronawirusa hurtownie z kraftem oraz
multitapy walczą o przetrwanie jak tylko mogą. Wbrew pozorom sklepom
specjalistycznym też wcale nie jest lekko. W związku z zaistniałą sytuacją
pojawiają różne akcje/promocje, mające na celu wyzbycie się zalegających
butelek/kegów, często tylko po kosztach. Nie dziwcie się zatem, że dzisiaj
testuję piwo po terminie. Kupione co prawda w promo jeszcze „w dacie”, ale wypite już po.
Browar Deer Bear zna chyba każdy miłośnik polskiego
kraftu. Serii piw Let’s Cook też chyba nie muszę jakoś specjalnie przedstawiać.
Są to po prostu różne wariacje na temat Gose,
najczęściej różniące się tylko dodanym owocem. Moja butelczyna na ten przykład
zaprawiona została marakują – owocem, który bardzo lubię. Dosyć często można spotkać
go w piwie, ale mieszanki piwa z kolendrą, bakteriami kwasu mlekowego, solą i
marakują to chyba jeszcze nie miałem w ustach. Zobaczmy co z tego wyszło.
Jak na piwo bądź, co bądź pszeniczne, to słabo się
to pieni. Piana jest znikoma, rachityczna, grubo pęcherzykowa. Kolor piwa
pomarańczowo-beżowy, oczywiście totalnie mętny. W sumie całość wygląda jak
niefiltrowany sok owocowy z pływającymi drobinkami owoców.
Siup do dzioba. Niskie wysycenie od razu daje o
sobie znać (już wiem skąd taka słaba piana). Na pierwszy plan wbija się
przyjemna kwaśność o średnim natężeniu. Kojarzy się ona z jogurtem naturalnym,
więc Lactobacillusy zrobiły swoje. W drugim akordzie odzywa się kwaśno-słodka
marakuja oraz amerykańskie chmiele – są owoce tropikalne, jak i kwaskowe
cytrusy (głównie limonka), a nawet nuty zielonego agrestu. Jest rześko, kwaśno
i przyjemnie. Dopiero w posmaku na wierzch wypływa odrobina soli/mineralności,
wspierana bardzo subtelną kolendrą. Całość spaja lekka słodowość typu
pszenicznego (ale zaskoczenie!). Piwo jest lekkie, ale z pewnością nie
wodniste. Czuć mętność na języku.
Zapach jest równie przyjemny, co smak. Let’s Cook
Passionfruit Gose pachnie szalenie intensywnie, bogato, świeżo i przyjemnie.
Przede wszystkim owocowo. Marakuja fajnie się tu wkomponowała, ale co ciekawe,
wcale nie zdominowała tego aromatu. Wyraźnie czuję tu także melon, papaję i
mango. Nieco z boku przykucnęła również nieśmiała brzoskwinia oraz ananas. Tak
więc żółte owoce rules! :D Dalej mamy
lekko kwaskowe klimaty, nieco cytrusów, chmielu i kwiatów. Chlebowo-biszkoptowy
słód jest tutaj tylko nieznaczną domieszką i niech tak zostanie. Tło natomiast
wypełnia ekstremalnie subtelna przyprawowość z kolendrą na czele. Co tu dużo
mówić? Zapach jest pierwsza liga. Po prostu świetny, do tego niebywale
naturalny i mimo utraty daty ważności, wciąż świeży.
Fajne piwko. Nawet bardzo fajne. Lekkie, okrutnie
pijalne, przyjemnie kwaskowe, cholernie rześkie, intensywne w doznaniach,
bogate w odbiorze. Pełnia smaku jest w porządku, balans genialny, a wpływ
dodanego owocu bardzo odczuwalny, lecz nie przesadzony. Piwo doskonale gasi
pragnienie, nada się idealnie na letnie upały. Świetna wariacja Gose. Oklaski dla Deer Bear!
OCENA: 8/10
CENA: ok 8ZŁ
ALK. 4%
TERMIN WAŻNOŚCI: 23.03.2020
BROWAR DEER BEAR/BROWAR SADY
Komentarze
Prześlij komentarz