Sesyjny Mors IPA jest piwem, które pierwszy raz
ujrzałem w oszołomie. Obok niego stał
jeszcze Mors APA. Wziąłem flaszkę do ręki i poczytałem sobie etykietę. Inne
Beczki – okej mówię. Pewnie jakaś niskobudżetowa seria dla marketów. Sam nie
wiem czemu, ale temat jakoś olałem. Nie zakupiłem, mimo atrakcyjnej ceny,
bodajże pięć ziko bez grosza. Minęło
ponad pół roku, a ja tego samego Morsa widzę w moim osiedlowym Lewiatanie. Cena
rewelacyjna – 4,29zł!!! Co jest – se myślę? Pewnie data wychodzi. Ale nieeeee!
Data ważności jest wporzo. No to biere. Wypiłem w zakamarkach moich
czterech kątów i weszło dobrze. Fakt, że był upał jak cholera, to i pić się
chciało.
Na drugi dzień poszedłem i nabyłem kolejną sztukę,
aby podzielić się z Wami opinią. W moim mniemaniu piwko z butów nie wyrywa, ale
w tej cenie można brać na kartony. To znaczy obecnie w lewku Mors kosztuje już 6 goldów,
ale za piątkę też pewnie gdzieś da się kupić. Oto moje wrażenia z degustacji :)
Piwo jest oczywiście prawilnie złote i wyraźnie
zamglone. Piana może nie jest szczególnie wysoka, ale przyjemnie drobna,
puszysta i dosyć żywotna. Długo cieszy gałki oczne, do tego porządnie „brudzi”
szkło.
W smaku od razu czuć, że to wersja sesyjna, choć
jeśli mam być szczery to bliżej temu do apki
niż sesyjnej ipy. Ciała nie ma zbyt
dużo, ale wodniste nie jest. Całość jest delikatnie kwaskowa, ale tylko przez
chwilę. Pojawiają się rześkie cytrusy, które szybko ustępują miejsca owocom
tropikalnym z papają i marakują na czele. Jest też sporo kwiatów i zwykłego
zielonego chmielu. W drugim rzucie zjawia się zbożowa-chlebowa słodowość oraz pewna
doza subtelnej żywicy, ziół i kwiatów. Grejpfrutowo-ziołowa goryczka początkowo
wydaje się być bardzo delikatna, jednak z każdym łykiem się rozkręca. Koniec
końców osiąga przeciętne rozmiary, przynajmniej dla mnie. Ale nie można odmówić
jej gracji, polotu i szlachetnego pochodzenia. Piwo jest naprawdę smaczne,
rześkie i dobrze pijalne.
Zapach też jest niezły, w miarę bogaty, umiarkowanie
intensywny. Amerykańców jest naprawdę sporo. Ponownie pojawia się dużo różnych
owoców – limonka, zielony grejpfrut, mango, marakuja, papaja, brzoskwinia. Tuż
za nimi pędzą nuty kwiatów i delikatnej żywicy. Słodowość występuje tu w formie
białego pieczywa i zboża, czyli taki standard bym rzekł. Całość mogłaby być
ciut bardziej świeża, ale i tak nie jest źle. Piwko pachnie naprawdę do rzeczy.
Mors IPA jest piwem półpełnym w smaku, dosyć rześkim
i całkiem nieźle zbalansowanym. Goryczka jest krótka, konkretna i odpowiednio
podkreślona. Tworzy fajny półwytrawny finisz. Całość pije się żwawo jak
mówiłem. Sprzyja temu odpowiednie (czyli średnie) wysycenie i ogólna lekkość
napitku. Gdy się wleje osad z dna, to nawet są skojarzenia z Hazy IPA, czy tam APA. A to już fajny
komplement. Jest naprawdę soczyście i owocowo. Jak na 5 czy 6 PLN to piwo robi
robotę. Do grilla, do meczu, do gierki, czy nawet do obiadu się nada.
OCENA: 7/10
CENA: 4.29ZŁ (Lewiatan)
ALK. 5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 14.06.2020
BROWAR INNE BECZKI//BROWAR BŁONIE
Komentarze
Prześlij komentarz