Musiałem się w końcu zreflektować. Dosyć dawno nie
było żadnego Wielkiego Testu, więc oto i on!
Projekt
Barrel Aged z Maryensztadtu znacie? Otóż od prawie pół roku,
ten znany wszystkim rzemieślnik oferuje światu kolejne mocarne piwa leżakowane w drewnianych beczułkach po różnych destylatach.
Idea jest taka, że nie są to żadne wymyślne piwa, ale ważniejsze jest to, że nigdy
nie będą one powtórzone. Jeśli więc ktoś coś przegapi, to już raczej nigdy nie
będzie mu dane tego spróbować. Fajnie. Druga rzecz, że piwa te są dosyć szeroko
dostępne, a ich cena wcale nie jest wygórowana, jak choćby podobnych trunków z
browaru na literę B. ;)
Od jesieni zeszłego roku kupuję sobie kolejne piwa z
tej serii i tak jakoś sobie z nimi zwlekam i zwlekam, w sumie nie wiem na co
czekając. Koniec końców uzbierało mi się ich, aż sześć sztuk! Trochę nie chce
mi się Was męczyć pojedynczymi recenzjami, zatem pomysł na Wielki Test narodził
się w mej głowie bardzo szybko. Przed Wami sześć pierwszych piw z serii Barrel
Aged od Browaru Maryensztadt :)
Ciekawi jesteście, które z nich
okaże się najlepsze i dlaczego? Wytrwajcie do końca artykułu.
Russian
Imperial Stout Bowmore Whisky
Zaczynamy od bodajże najstarszego piwa w
zestawieniu. RIS leżakowany w beczce po szkockiej torfowej Whisky! To jest to, co tygrysy lubią najbardziej ;)
Mimo, że piwo odgazowywało się przez długi czas w
drewnie, to i tak tworzy całkiem fajną i miłą dla oka pianę o grubości dwóch
palców. Ciemno beżowa kołderka jest drobna, puszysta i w miarę trwała. Piwo
oczywiście jest czarne jak dupa nietoperza.
Wącham. Ullaaalaaa… Jest dobrze, jest bardzo dobrze,
jest zajebiście! Ale wyrazistość. Ale moc. Ale złożoność. Nuty peated są całkiem nieźle wyczuwalne –
gorący asfalt, smoła, zjarane kable, stare bandaże, podkłady kolejowe. Takie
klimaty to ja rozumiem! :D Nieco dalej mamy morze gorzkiej czekolady, mocnej
kawy bez cukru i palonych słodów. Fest palonych. Spalenizny jest tu naprawdę
sporo. W tle majaczy łycha, gorzkie
kakao, chlebek razowy oraz garść melaso-lukrecjowych klimatów, a więc i
słodkawe klimaty się tu pojawiają. Alko jest ledwo zauważalne, niebywale dobrze
ułożone, gładkie i szlachetne. Świetnie to pachnie, bogato i dobitnie.
W smaku mamy bardzo charakterny trunek o fajnej
gęstości i przyjemnie gładkiej teksturze. Miks gorzkiej czekolady, tęgiej kawy
i sowicie palonych słodów wyraźnie dominuje. Tuż za nimi biegną nuty torfowe –
spalenizna, dym, rozgrzany asfalt, smoła i masa bitumiczna. Wszystko naznaczone
jest dużą dawką palonej goryczki, która naprawdę dobrze kontruje słodową
podbudowę. Daleko w tle cichutko grają echa ziołowego chmielu, pumperniklu i
palonego jęczmienia. Bardzo stałtowo
to smakuje, jak również bardzo imperialnie. Alko jest tutaj bardzo dobrze
ułożone i szlachetne. Żadnego pieczenia, czy drapania w gardełko. Natomiast
konotacje z kawowym likierem i owszem. Pychotka! :)
Cholernie pełne w smaku piwo, mocno wytrwane na
finiszu, porządnie palone, genialnie ułożone, zbalansowane i sakrucko
charakterne. Potrafi skopać tyłek, dlatego nie posmakuje każdemu, dlatego bez
kija lepiej nie podchodź ;)
OCENA:
8/10
CENA:
ok 14ZŁ
ALK.
9,4%
TERMIN
WAŻNOŚCI: 20.09.2021
Imperial
Baltic Porter Black Forest Kirsch
Kirsch
to destylat, najczęściej z czereśni lub wiśni. W tym jednak przypadku z owoców
leśnych, więc zapowiada się strasznie niecodziennie. Ale to akurat dobrze :)
Piwo bez piany, w zasadzie niemal czarne. Głupi się
nie pozna, że to nie ruski Stout.
Wąchamy to cudeńko. Aromat nie powala
intensywnością, mimo to ze szkła pachnie naprawdę zacnie. Istny konglomerat
mlecznej czekolady, kakao, pralinek, opiekanych słodów i kawy zbożowej. Nieco dalej
ząbki szczerzy sowita dawka orzechów laskowych z dodatkiem lukrecji i karmelu. W
tle majaczą echa dębiny, starej dechy, jakiegoś destylatu, migdałów, suszonej
śliwki i ciemnych owoców leśnych. Z tymże te ostatnie są naprawdę na bardzo
niskim poziomie. Generalnie jednak zapaszek pierwsza liga! Wymiata swoją złożonością.
W smaku też jest zajebioza. Imperialny porter
bałtycki oferuje sporo prażonych słodów w otoczce z czekolady deserowej,
gorzkiego kakałka i pieczywa
razowego. Drugi akord to prażony słonecznik, migdały, belgijskie pralinki oraz
nuty kawy zbożowej. Tło wypełniają subtelne owoce leśne, orzechy laskowe, stare
drewno oraz coś alkoholowego, ale dla mnie nieznanego (pewnie ten Kirsch). W każdym razie alko nie narzuca
się jakoś mocno. Jest obecne, delikatnie grzeje w rurę, ale jakoś mocno nie dokucza.
Smakuje to wybornie! :D
Czuć tutaj potężne ciało. W końcu 26º Blg to nie w
kij dmuchał. Piwo jest naprawdę gęste, niesamowicie złożone, bardzo gładkie,
treściwe, esencjonalne i aksamitne na języku. Balans mistrzowsko trafiony,
podobnie jak dopracowana do perfekcji goryczka. Beczka spisała się równie
dobrze.
Sumarycznie wyszło z tego świetne piwo, wyraźnie
nasiąknięte beczką i trochę mniej trunkiem w nim dojrzewającym. Ale i tak jest
spoko :D
Bardzo polecam.
OCENA:
9/10
CENA:
ok 15.50ZŁ
ALK.
10,5%
TERMIN
WAŻNOŚCI: brak
Chocolate
Rye RIS Jack Daniel’s Whiskey
Co tym razem jest w butelce? Ano imperialny Stout z dodatkiem słodu żytniego,
pszenicznego oraz ziaren kakaowca, leżakowany po słynnym JD. Na papierze brzmi
cudnie, a jak to wypada w konfrontacji z rzeczywistością?
Wypada całkiem dobrze, bo Jack jak zawsze zrobił robotę. To znaczy ja nie jestem jego jakimś
wielkim fanem, ale docenić umiem. W tym przypadku beczka jest szalenie mocno
wyczuwalna. Już podczas nalewania pokój wypełnił silny aromat amerykańskiej whisky. Piwo z minimalną pianą, ale
pachnie nad wyraz intensywnie. Jest dębowa beczka w formie starego, nieco może
nawet zatęchłego drewna. Ruda jest tak samo wyrazista, nawet laik pokapuje się
o co tutaj kaman. Dalej mamy prażone słody, starą czekoladę, kakao, łagodną
kawę bez śmietanki oraz dosyć wyraźną nutę alkoholu, który po ogrzaniu sprawia
niezbyt miłe wrażenie. Ja rozumiem srogi woltaż, ale mimo to piwo mogłoby być
lepiej ułożone. W tle można doszukać się subtelnych nut ciemnych owoców, co mi
akurat pasuje.
Bezkompromisowy smak również oferuje mocne doznania.
Beczka jest tak wyraźna, że ma się wrażenie jakby do piwa po prostu dodali łychy. Ten charakterystyczny
ziemisto-miodowy smak wręcz zdominował ów trunek. W odwodzie natomiast czeka na
nas stara, nieco stęchła dębowa deska. Dalej czai się czekolada deserowa,
gorzkie kakao, lekko palony słód oraz przypalony karmel. Całość spięta jest
umiarkowaną goryczką o niezłym czekoladowo-kawowym profilu. Goryczka jest
krótka, miękka, gładka i szlachetna. Dobrze wywiązuje się ze swej roli. Piwo
jest nieźle ułożone, choć z czasem w przełyku odczuwa się lekkie pieczenie. Sumarycznie
jest dobrze, choć po cichu oczekiwałem jeszcze milszych doznań.
Czekoladowy Żytni RIS to bardzo pełne w smaku piwo,
w miarę gładkie oraz dosyć treściwe. 25,8º Blg robi swoje. Na samą goryczkę
oraz balans także nie można narzekać. Co innego ułożenie – mogłoby być trochę
lepsze, choć oczywiście tragedii nie ma.
Piwo jest cholernie wyraziste, oszałamiająco
beczkowe, takie wręcz zadziorne. Nie jest to mój ideał, ale pije się ze smakiem :)
OCENA:
7/10
CENA:
ok 15ZŁ
ALK.
11,51%
TERMIN
WAŻNOŚCI: brak
Russian
Imperial Stout Vanilla & Coconut Bourbon
Następnym trunkiem w tym zestawieniu jest kolejny
RIS postarzany w beczce po amerykańskiej Whiskey,
konkretnie chodzi tu o Bourbon. W
składzie widnieje wanilia, płatki kokosowe oraz kakao i laktoza!
Piwo wyraźnie mętne i dosyć blade jak na RISa. Z
pewnością nie czarne, bardziej ciemno brunatne. Piany brak. Na powierzchni
pływają liczne płatki kokosa, co wygląda niezbyt apetycznie (w sumie jak woda z
kałuży).
Najpierw wącham. No jest dziwnie. Piwo pachnie dość
niespotykanie, zaskakująco. Przede wszystkim jest bardzo łagodne w zapachu,
gładkie i szalenie dobrze ułożone. Jakby zupełnie pozbawione alkoholu. Pełno tu
mlecznej czekolady, pralinek, laktozy i kakao. Na drugie danie dostajemy sporo
karmelu, z dodatkiem toffi, melasy i pieczywa razowego. Na końcu stawki pojawia
się dopiero ciemny słód w asyście kokosa, delikatnie suszonych owoców i Bourbona, którego tak naprawdę jest
bardzo mało. Dębu, czy drewna natomiast nie odnotowałem w ogóle. Trochę szkoda…
W smaku jest słodko, wręcz niespotykanie słodko jak
na ten styl. Laktoza oraz kokos jednak zrobiły swoje. Czuję przyjemną gładkość
na podniebieniu. Piwo jest bardzo aksamitne i takie śliskie, jakby tłuste. Jest
mleczna czekolada, kakałko, pralinki oraz opiekane słody. Goryczka znikoma,
niemal nieobecna. W drugim rzucie pojawia się delikatna wanilia, melasa, nieco
karmelu i ciemnego pieczywa. Kokos bardziej chyba w domyśle, niż namacalnie. Daleko
w tle majaczą cichutko suszone owoce. Alko schowane jak trzeba, nic nie pali,
nie piecze, nie drapie. Można zapomnieć o woltażu :)
Dosyć smaczne, ale bardzo specyficzne piwo. Powiedziałbym nawet, że łagodne jak
na tak srogie parametry.
Naprawdę dziwnie wyszło. Napitek ten jest bardzo
łagodny, taki spokojny, nieagresywny. Pełnia oraz gładkość bez zarzutu,
ułożenie pierwsza liga, gęstość również. Ale kurde chyba jest troszkę za
słodko, bardzo treściwie. Balans niestety kuleje, choć z drugiej strony już
same dodatki zwiastują, że będzie słodko. Wpływ beczki natomiast jest bardzo
znikomy, a to chyba największa wtopa.
Mam spore wątpliwości czy wyszło jak trzeba. Piwo
pije się w miarę żwawo, gęby nie wykręca, jednak niedosyt pozostał. Jak do tej
pory wypada najgorzej ze wszystkich.
OCENA:
5/10
CENA:
ok 16ZŁ
ALK.
9,4%
TERMIN
WAŻNOŚCI: 15.01.2021
Wheat
Wine Cognac
Tym razem nie będzie czarno i kawowo, bo oto Wheat Wine, czyli taki barli łajn ze sporym udziałem słodu
pszenicznego w zasypie. Jak sama nazwa mówi, piwo leżakowało w beczce po
francuskim koniaku :D
W szkle wygląda obłędnie – jest niemal idealnie
klarowne i mieni się rubinowo-czerwoną barwą. Piękności!
Aromat nie jest może jakiś oszałamiający, ale też
nie sposób narzekać. Pojawia się tu wybitnie słodowy zapaszek – są różnej maści
ciastka i ciasteczka, herbatniki i biszkopty. Nieco dalej wyczuwam zarumieniony
spód od ciasta, sporo karmelu oraz miodu. Dalszy plan eksplorowany jest przez
suszone figi, morele i daktyle. Owocowo i słodko – tak właśnie to pachnie. Tłem
sunie delikatna wanilia, wsparta akcentami koniaku i dębowej dechy. Alko
obecne, ale mało inwazyjne. Innymi słowy czuć woltaż, ale też i jego
szlachetność.
W smaku od razu czuć, że to nielichy mocarz. Piwo jest
cholernie gładkie i gęste jak na 26ºBlg przystało. Istny syrop, który klei się
do podniebienia. Od groma tu przyjemnej słodowości podanej w asyście opiekanego
zboża, tostów i herbatników polanych miodkiem i karmelem. Słodko, ale niebywale
przyjemnie. W tle udzielają się nuty czerwonych suszonych owoców i jakby
orzechów, czy może bardziej migdałów. Po chwili pojawia się lekka
chmielowo-ziołowa goryczka, która jest gładka i niezalegająca. Alkohol wyraźnie
grzeje w rurę. Jest nieco piekący, ale jak najbardziej kojarzy się z Brandy. Hen, hen w oddali natomiast
majaczą echa drewnianej beczki. Mimo dosyć gryzącego alkoholu bardzo dobrze to
smakuje :)
Niebywale pełne w smaku piwo, szalenie gładkie i
gęste jak olej. Treściwe, choć sumarycznie całkiem nieźle zbalansowane. Beczka
wywiązała się znakomicie ze swej roli. Czuć Brandy
dosyć wyraźnie, samo drewno również. Jedynym mankamentem jest nieco piekący
alkohol, ale przy tak srogim woltażu nie można spodziewać się kaszki z
mleczkiem.
Wybitne i bardzo esencjonalne piwo, do powolnego
sączenia i delektowania się każdym łyczkiem.
OCENA:
8/10
CENA:
ok 15ZŁ
ALK.
13,08%
TERMIN
WAŻNOŚCI: brak
Barley
Wine Laphroaig Whisky
No to mamy teraz na widelcu starszego brata Wheat Wine’a. Mówiąc w skrócie –
poczciwe barli łajno leżakowane w
beczce po torfowym lafrojgu!
Parametry może i nie powalają, ale to przecież nie jest najważniejsze.
Co ciekawe piwo tworzy całkiem zgrabną i apetyczną
piankę o mieszanej ziarnistości i ładnej barwie ecru. Sam kolor piwa urzeka równie piknie jak zachód słońca! Ciecz
jest klarowna, intensywnie czerwona. W zasadzie to mieszanka koloru wiśniowego,
szkarłatnego i karmazynowego (dwie godziny porównywałem z googlem ;p).
Zapuszczamy kinola do szkła. Ułłłaaaa… Jest fest
wędzonka! Fest torf – rozgrzany latem asfalt, smoła, masa bitumiczna, sadza i
zjarane przewody elektryczne. Dym jako tako również jest bardzo wyrazisty.
Dalej mamy prażony słód, przypalony karmel oraz bardzo delikatne nuty
czerwonych owoców. Tło zapełniają melanoidy ze skórką chleba, ciastkami i dosyć
przyjemną nutą starego drewna i nieco stęchłej Whisky. Alko obecne, ale nie dokucza. Ułożenie pierwsza klasa :)
Piwo jest odpowiednio gładkie, choć ciało ma
umiarkowane jak na ten styl. Dominuje opiekana słodowość w typie skórki chleba,
tostów i herbatników polanych niewielką dozą karmelu (nie jest jednak jakoś
bardzo słodko). Drugi akord to torfowa wędzonka – nie jakaś strasznie mocna,
ale z pewnością zauważalna. Jest dym z ogniska, nieco asfaltu, smoły, sadzy
oraz nafty. Stawkę zamykają lekkie nuty kwiatowe, drewniane oraz nieśmiałe tony
czerwonych owoców. Stawiam na żurawinę, berberys i borówkę brusznicę. Z czasem
pojawia się umiarkowanych rozmiarów goryczka, która idealnie kontruje słodową
podbudowę. Piwo jest bardzo dobrze ułożone. Alkohol rozmywa się na
podniebieniu, dając efekt subtelnego rozgrzewania.
Bardzo ciekawe piwo. Szalenie rozbudowane, gładkie,
pełne w smaku, genialnie zbalansowane, wyraziste, z wyraźną, ale jeszcze nie
ordynarną torfową wędzonką. Takie rarytasy to ja rozumiem! :D
OCENA:
8/10
CENA:
ok 14ZŁ
ALK.
9,5%
TERMIN
WAŻNOŚCI: 31.10.2020
Jeśli
ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w
przyszłości ominęły Cię kolejne ciekawe artykuły –
już teraz
polub mój profil na fejsie, a przy okazji daj kciuka w górę i udostępnij
posta na swoim profilu. Tym samym zachęcisz mnie do dalszego działania
:)
Czekałem na recenzję tych piw. Wielkie dzięki.Cieszy mnie to że coraz więcej piw jest ogólnie dostępnych i nie trzeba popadać w histerie, bo mi braknie.
OdpowiedzUsuńTrafiłem tutaj przypadkowo i bardzo się cieszę, bo niepoliczoną wręcz ilość razy rozmaite piva z tej "serii" uśmiechały się do mnie, a ja jednak pozostałem niewzruszony, ale nie wiem dlaczego, czy to te etykiety, czy może średnie przywiązanie do Maryensztadtu?. Lektura pierwsza klasa. Bogate i niezwykle wymowne opisy sensoryczne. Moim faworytem, byłby torfowy Bowmore, aczkolwiek ten Black Forest też mi smaka narobił. No cóż, czasu nie cofniemy, niemniej jednak dziękuję, że mogłem chociaż nacieszyć mózg! Dziękuję i Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuń