Przejdź do głównej zawartości

WIELKI TEST PROJEKTU BARREL AGED z Maryensztadtu!


Musiałem się w końcu zreflektować. Dosyć dawno nie było żadnego Wielkiego Testu, więc oto i on! 

Projekt Barrel Aged z Maryensztadtu znacie? Otóż od prawie pół roku, ten znany wszystkim rzemieślnik oferuje światu kolejne mocarne piwa leżakowane w drewnianych beczułkach po różnych destylatach. Idea jest taka, że nie są to żadne wymyślne piwa, ale ważniejsze jest to, że nigdy nie będą one powtórzone. Jeśli więc ktoś coś przegapi, to już raczej nigdy nie będzie mu dane tego spróbować. Fajnie. Druga rzecz, że piwa te są dosyć szeroko dostępne, a ich cena wcale nie jest wygórowana, jak choćby podobnych trunków z browaru na literę B. ;)
Od jesieni zeszłego roku kupuję sobie kolejne piwa z tej serii i tak jakoś sobie z nimi zwlekam i zwlekam, w sumie nie wiem na co czekając. Koniec końców uzbierało mi się ich, aż sześć sztuk! Trochę nie chce mi się Was męczyć pojedynczymi recenzjami, zatem pomysł na Wielki Test narodził się w mej głowie bardzo szybko. Przed Wami sześć pierwszych piw z serii Barrel Aged od Browaru Maryensztadt :) Ciekawi jesteście, które z nich okaże się najlepsze i dlaczego? Wytrwajcie do końca artykułu.



Russian Imperial Stout Bowmore Whisky

Zaczynamy od bodajże najstarszego piwa w zestawieniu. RIS leżakowany w beczce po szkockiej torfowej Whisky! To jest to, co tygrysy lubią najbardziej ;)
Mimo, że piwo odgazowywało się przez długi czas w drewnie, to i tak tworzy całkiem fajną i miłą dla oka pianę o grubości dwóch palców. Ciemno beżowa kołderka jest drobna, puszysta i w miarę trwała. Piwo oczywiście jest czarne jak dupa nietoperza.


Wącham. Ullaaalaaa… Jest dobrze, jest bardzo dobrze, jest zajebiście! Ale wyrazistość. Ale moc. Ale złożoność. Nuty peated są całkiem nieźle wyczuwalne – gorący asfalt, smoła, zjarane kable, stare bandaże, podkłady kolejowe. Takie klimaty to ja rozumiem! :D Nieco dalej mamy morze gorzkiej czekolady, mocnej kawy bez cukru i palonych słodów. Fest palonych. Spalenizny jest tu naprawdę sporo. W tle majaczy łycha, gorzkie kakao, chlebek razowy oraz garść melaso-lukrecjowych klimatów, a więc i słodkawe klimaty się tu pojawiają. Alko jest ledwo zauważalne, niebywale dobrze ułożone, gładkie i szlachetne. Świetnie to pachnie, bogato i dobitnie.
W smaku mamy bardzo charakterny trunek o fajnej gęstości i przyjemnie gładkiej teksturze. Miks gorzkiej czekolady, tęgiej kawy i sowicie palonych słodów wyraźnie dominuje. Tuż za nimi biegną nuty torfowe – spalenizna, dym, rozgrzany asfalt, smoła i masa bitumiczna. Wszystko naznaczone jest dużą dawką palonej goryczki, która naprawdę dobrze kontruje słodową podbudowę. Daleko w tle cichutko grają echa ziołowego chmielu, pumperniklu i palonego jęczmienia. Bardzo stałtowo to smakuje, jak również bardzo imperialnie. Alko jest tutaj bardzo dobrze ułożone i szlachetne. Żadnego pieczenia, czy drapania w gardełko. Natomiast konotacje z kawowym likierem i owszem. Pychotka! :)

Cholernie pełne w smaku piwo, mocno wytrwane na finiszu, porządnie palone, genialnie ułożone, zbalansowane i sakrucko charakterne. Potrafi skopać tyłek, dlatego nie posmakuje każdemu, dlatego bez kija lepiej nie podchodź ;)
OCENA: 8/10
CENA: ok 14ZŁ
ALK. 9,4%
TERMIN WAŻNOŚCI: 20.09.2021


Imperial Baltic Porter Black Forest Kirsch

Kirsch to destylat, najczęściej z czereśni lub wiśni. W tym jednak przypadku z owoców leśnych, więc zapowiada się strasznie niecodziennie. Ale to akurat dobrze :)
Piwo bez piany, w zasadzie niemal czarne. Głupi się nie pozna, że to nie ruski Stout.


Wąchamy to cudeńko. Aromat nie powala intensywnością, mimo to ze szkła pachnie naprawdę zacnie. Istny konglomerat mlecznej czekolady, kakao, pralinek, opiekanych słodów i kawy zbożowej. Nieco dalej ząbki szczerzy sowita dawka orzechów laskowych z dodatkiem lukrecji i karmelu. W tle majaczą echa dębiny, starej dechy, jakiegoś destylatu, migdałów, suszonej śliwki i ciemnych owoców leśnych. Z tymże te ostatnie są naprawdę na bardzo niskim poziomie. Generalnie jednak zapaszek pierwsza liga! Wymiata swoją złożonością.
W smaku też jest zajebioza. Imperialny porter bałtycki oferuje sporo prażonych słodów w otoczce z czekolady deserowej, gorzkiego kakałka i pieczywa razowego. Drugi akord to prażony słonecznik, migdały, belgijskie pralinki oraz nuty kawy zbożowej. Tło wypełniają subtelne owoce leśne, orzechy laskowe, stare drewno oraz coś alkoholowego, ale dla mnie nieznanego (pewnie ten Kirsch). W każdym razie alko nie narzuca się jakoś mocno. Jest obecne, delikatnie grzeje w rurę, ale jakoś mocno nie dokucza. Smakuje to wybornie! :D
Czuć tutaj potężne ciało. W końcu 26º Blg to nie w kij dmuchał. Piwo jest naprawdę gęste, niesamowicie złożone, bardzo gładkie, treściwe, esencjonalne i aksamitne na języku. Balans mistrzowsko trafiony, podobnie jak dopracowana do perfekcji goryczka. Beczka spisała się równie dobrze.
Sumarycznie wyszło z tego świetne piwo, wyraźnie nasiąknięte beczką i trochę mniej trunkiem w nim dojrzewającym. Ale i tak jest spoko :D Bardzo polecam.

OCENA: 9/10
CENA: ok 15.50ZŁ
ALK. 10,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: brak


Chocolate Rye RIS Jack Daniel’s Whiskey

Co tym razem jest w butelce? Ano imperialny Stout z dodatkiem słodu żytniego, pszenicznego oraz ziaren kakaowca, leżakowany po słynnym JD. Na papierze brzmi cudnie, a jak to wypada w konfrontacji z rzeczywistością?


Wypada całkiem dobrze, bo Jack jak zawsze zrobił robotę. To znaczy ja nie jestem jego jakimś wielkim fanem, ale docenić umiem. W tym przypadku beczka jest szalenie mocno wyczuwalna. Już podczas nalewania pokój wypełnił silny aromat amerykańskiej whisky. Piwo z minimalną pianą, ale pachnie nad wyraz intensywnie. Jest dębowa beczka w formie starego, nieco może nawet zatęchłego drewna. Ruda jest tak samo wyrazista, nawet laik pokapuje się o co tutaj kaman. Dalej mamy prażone słody, starą czekoladę, kakao, łagodną kawę bez śmietanki oraz dosyć wyraźną nutę alkoholu, który po ogrzaniu sprawia niezbyt miłe wrażenie. Ja rozumiem srogi woltaż, ale mimo to piwo mogłoby być lepiej ułożone. W tle można doszukać się subtelnych nut ciemnych owoców, co mi akurat pasuje.
Bezkompromisowy smak również oferuje mocne doznania. Beczka jest tak wyraźna, że ma się wrażenie jakby do piwa po prostu dodali łychy. Ten charakterystyczny ziemisto-miodowy smak wręcz zdominował ów trunek. W odwodzie natomiast czeka na nas stara, nieco stęchła dębowa deska. Dalej czai się czekolada deserowa, gorzkie kakao, lekko palony słód oraz przypalony karmel. Całość spięta jest umiarkowaną goryczką o niezłym czekoladowo-kawowym profilu. Goryczka jest krótka, miękka, gładka i szlachetna. Dobrze wywiązuje się ze swej roli. Piwo jest nieźle ułożone, choć z czasem w przełyku odczuwa się lekkie pieczenie. Sumarycznie jest dobrze, choć po cichu oczekiwałem jeszcze milszych doznań.
Czekoladowy Żytni RIS to bardzo pełne w smaku piwo, w miarę gładkie oraz dosyć treściwe. 25,8º Blg robi swoje. Na samą goryczkę oraz balans także nie można narzekać. Co innego ułożenie – mogłoby być trochę lepsze, choć oczywiście tragedii nie ma.
Piwo jest cholernie wyraziste, oszałamiająco beczkowe, takie wręcz zadziorne. Nie jest to mój ideał, ale pije się ze smakiem :)
OCENA: 7/10
CENA: ok 15ZŁ
ALK. 11,51%
TERMIN WAŻNOŚCI: brak


Russian Imperial Stout Vanilla & Coconut Bourbon

Następnym trunkiem w tym zestawieniu jest kolejny RIS postarzany w beczce po amerykańskiej Whiskey, konkretnie chodzi tu o Bourbon. W składzie widnieje wanilia, płatki kokosowe oraz kakao i laktoza!
Piwo wyraźnie mętne i dosyć blade jak na RISa. Z pewnością nie czarne, bardziej ciemno brunatne. Piany brak. Na powierzchni pływają liczne płatki kokosa, co wygląda niezbyt apetycznie (w sumie jak woda z kałuży).

Najpierw wącham. No jest dziwnie. Piwo pachnie dość niespotykanie, zaskakująco. Przede wszystkim jest bardzo łagodne w zapachu, gładkie i szalenie dobrze ułożone. Jakby zupełnie pozbawione alkoholu. Pełno tu mlecznej czekolady, pralinek, laktozy i kakao. Na drugie danie dostajemy sporo karmelu, z dodatkiem toffi, melasy i pieczywa razowego. Na końcu stawki pojawia się dopiero ciemny słód w asyście kokosa, delikatnie suszonych owoców i Bourbona, którego tak naprawdę jest bardzo mało. Dębu, czy drewna natomiast nie odnotowałem w ogóle. Trochę szkoda…
W smaku jest słodko, wręcz niespotykanie słodko jak na ten styl. Laktoza oraz kokos jednak zrobiły swoje. Czuję przyjemną gładkość na podniebieniu. Piwo jest bardzo aksamitne i takie śliskie, jakby tłuste. Jest mleczna czekolada, kakałko, pralinki oraz opiekane słody. Goryczka znikoma, niemal nieobecna. W drugim rzucie pojawia się delikatna wanilia, melasa, nieco karmelu i ciemnego pieczywa. Kokos bardziej chyba w domyśle, niż namacalnie. Daleko w tle majaczą cichutko suszone owoce. Alko schowane jak trzeba, nic nie pali, nie piecze, nie drapie. Można zapomnieć o woltażu :) Dosyć smaczne, ale bardzo specyficzne piwo. Powiedziałbym nawet, że łagodne jak na tak srogie parametry.
Naprawdę dziwnie wyszło. Napitek ten jest bardzo łagodny, taki spokojny, nieagresywny. Pełnia oraz gładkość bez zarzutu, ułożenie pierwsza liga, gęstość również. Ale kurde chyba jest troszkę za słodko, bardzo treściwie. Balans niestety kuleje, choć z drugiej strony już same dodatki zwiastują, że będzie słodko. Wpływ beczki natomiast jest bardzo znikomy, a to chyba największa wtopa.
Mam spore wątpliwości czy wyszło jak trzeba. Piwo pije się w miarę żwawo, gęby nie wykręca, jednak niedosyt pozostał. Jak do tej pory wypada najgorzej ze wszystkich.

OCENA: 5/10
CENA: ok 16ZŁ
ALK. 9,4%
TERMIN WAŻNOŚCI: 15.01.2021


Wheat Wine Cognac

Tym razem nie będzie czarno i kawowo, bo oto Wheat Wine, czyli taki barli łajn ze sporym udziałem słodu pszenicznego w zasypie. Jak sama nazwa mówi, piwo leżakowało w beczce po francuskim koniaku :D
W szkle wygląda obłędnie – jest niemal idealnie klarowne i mieni się rubinowo-czerwoną barwą. Piękności!


Aromat nie jest może jakiś oszałamiający, ale też nie sposób narzekać. Pojawia się tu wybitnie słodowy zapaszek – są różnej maści ciastka i ciasteczka, herbatniki i biszkopty. Nieco dalej wyczuwam zarumieniony spód od ciasta, sporo karmelu oraz miodu. Dalszy plan eksplorowany jest przez suszone figi, morele i daktyle. Owocowo i słodko – tak właśnie to pachnie. Tłem sunie delikatna wanilia, wsparta akcentami koniaku i dębowej dechy. Alko obecne, ale mało inwazyjne. Innymi słowy czuć woltaż, ale też i jego szlachetność.
W smaku od razu czuć, że to nielichy mocarz. Piwo jest cholernie gładkie i gęste jak na 26ºBlg przystało. Istny syrop, który klei się do podniebienia. Od groma tu przyjemnej słodowości podanej w asyście opiekanego zboża, tostów i herbatników polanych miodkiem i karmelem. Słodko, ale niebywale przyjemnie. W tle udzielają się nuty czerwonych suszonych owoców i jakby orzechów, czy może bardziej migdałów. Po chwili pojawia się lekka chmielowo-ziołowa goryczka, która jest gładka i niezalegająca. Alkohol wyraźnie grzeje w rurę. Jest nieco piekący, ale jak najbardziej kojarzy się z Brandy. Hen, hen w oddali natomiast majaczą echa drewnianej beczki. Mimo dosyć gryzącego alkoholu bardzo dobrze to smakuje :)
Niebywale pełne w smaku piwo, szalenie gładkie i gęste jak olej. Treściwe, choć sumarycznie całkiem nieźle zbalansowane. Beczka wywiązała się znakomicie ze swej roli. Czuć Brandy dosyć wyraźnie, samo drewno również. Jedynym mankamentem jest nieco piekący alkohol, ale przy tak srogim woltażu nie można spodziewać się kaszki z mleczkiem.
Wybitne i bardzo esencjonalne piwo, do powolnego sączenia i delektowania się każdym łyczkiem. 

OCENA: 8/10
CENA: ok 15ZŁ
ALK. 13,08%
TERMIN WAŻNOŚCI: brak


Barley Wine Laphroaig Whisky

No to mamy teraz na widelcu starszego brata Wheat Wine’a. Mówiąc w skrócie – poczciwe barli łajno leżakowane w beczce po torfowym lafrojgu! Parametry może i nie powalają, ale to przecież nie jest najważniejsze.
Co ciekawe piwo tworzy całkiem zgrabną i apetyczną piankę o mieszanej ziarnistości i ładnej barwie ecru. Sam kolor piwa urzeka równie piknie jak zachód słońca! Ciecz jest klarowna, intensywnie czerwona. W zasadzie to mieszanka koloru wiśniowego, szkarłatnego i karmazynowego (dwie godziny porównywałem z googlem ;p). 


Zapuszczamy kinola do szkła. Ułłłaaaa… Jest fest wędzonka! Fest torf – rozgrzany latem asfalt, smoła, masa bitumiczna, sadza i zjarane przewody elektryczne. Dym jako tako również jest bardzo wyrazisty. Dalej mamy prażony słód, przypalony karmel oraz bardzo delikatne nuty czerwonych owoców. Tło zapełniają melanoidy ze skórką chleba, ciastkami i dosyć przyjemną nutą starego drewna i nieco stęchłej Whisky. Alko obecne, ale nie dokucza. Ułożenie pierwsza klasa :)
Piwo jest odpowiednio gładkie, choć ciało ma umiarkowane jak na ten styl. Dominuje opiekana słodowość w typie skórki chleba, tostów i herbatników polanych niewielką dozą karmelu (nie jest jednak jakoś bardzo słodko). Drugi akord to torfowa wędzonka – nie jakaś strasznie mocna, ale z pewnością zauważalna. Jest dym z ogniska, nieco asfaltu, smoły, sadzy oraz nafty. Stawkę zamykają lekkie nuty kwiatowe, drewniane oraz nieśmiałe tony czerwonych owoców. Stawiam na żurawinę, berberys i borówkę brusznicę. Z czasem pojawia się umiarkowanych rozmiarów goryczka, która idealnie kontruje słodową podbudowę. Piwo jest bardzo dobrze ułożone. Alkohol rozmywa się na podniebieniu, dając efekt subtelnego rozgrzewania.  
Bardzo ciekawe piwo. Szalenie rozbudowane, gładkie, pełne w smaku, genialnie zbalansowane, wyraziste, z wyraźną, ale jeszcze nie ordynarną torfową wędzonką. Takie rarytasy to ja rozumiem! :D

OCENA: 8/10
CENA: ok 14ZŁ
ALK. 9,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 31.10.2020

Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne ciekawe artykuły – już teraz polub mój profil na fejsie, a przy okazji daj kciuka w górę i udostępnij posta na swoim profilu. Tym samym zachęcisz mnie do dalszego działania :)

Komentarze

  1. Czekałem na recenzję tych piw. Wielkie dzięki.Cieszy mnie to że coraz więcej piw jest ogólnie dostępnych i nie trzeba popadać w histerie, bo mi braknie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz