Wprawdzie do tegorocznych dożynek jeszcze szmat
czasu, ale osobiście uznałem, że już najwyższy czas na Dożynki… od Pinty :)
Piwo zakupione jeszcze w zeszłym roku, ale do sierpnia, czy września nie
zamierzam z nim czekać. Mam cierpliwość, ale nie aż taką.
Styl Barley
Wine został już przemaglowany tysiące razy. Wheat Wine także chyba nie jest nikomu obcy. Nawet słowo Rye Wine już na dobre zawitało do
słownika każdego szanującego się birgika,
ale przyznam się Wam, że z Multigrain
Wine spotykam się po raz pierwszy. Pinta to zawsze coś wymyśli ;) Coś
ciekawego ma się rozumieć. Tak, wiem – Beer Bross razem z Harpaganem też
uwarzyli coś takiego.
Oczywiście w rzeczywistości sprawa jest bardzo
prosta – jest to piwo wielozbożowe, a przy tym bardzo mocne jak barli łajno. Mamy tu więc słód
jęczmienny, żytni, pszeniczny i owsiany. Taka to mieszanka. Chmiele: Zeus,
Liberty, EKG. No to lecimy w koksem :D
Z wyglądu klasyka. Niska, wręcz mizerna piana, ale
za to całkiem ładna miedziano-bursztynowa barwa piwa. Delikatnie zamglona, ale
to zrozumiałe.
Kilka małych łyczków i już wiem co i jak. Przede
wszystkim głębia smaku oraz gęstość – bez zarzutu. Ciecz wyraźnie lepi się do
ścianek jamy ustnej i przełyku. Jest przy tym odpowiednio gładka, i taka śliska
wręcz. Uczucie oleistości jak najbardziej na miejscu. Słodowość, słodowość i
jeszcze raz słodowość, ale nie jakoś strasznie urozmaicona. Są opiekane słody,
tosty, przypieczona skórka chleba oraz bardzo subtelna nuta orzechów polanych
karmelem. Nieco z boku czai się nieśmiały chmiel, a także coś jakby marcepan,
cynamon oraz jakieś zioła. Goryczka umiarkowana, to znaczy jest dosyć
wyrazista, ale nie szarpiąca za kubki smakowe. Finisz jest długi, lekko
chmielowy, lekko alkoholowy, choć ułożenie jest całkiem dobre. Piwo nieco grzeje
w kiszki, ale nie jest tak źle (pamiętajmy z jakim woltażem mamy do czynienia).
Troszkę nudnawe to piwo, ale sumarycznie nie najgorzej smakuje. Do pełni
szczęścia jednak daleka droga.
W aromacie jest już trochę lepiej. Pojawiają się
tutaj bardzo przyjemne i dość wyraźne suszone owoce (rodzynki, daktyle), które
skutecznie przełamują słodową – bądź, co bądź – nudę. Powiem więcej – majaczy mi
tu również świeża brzoskwinia, białe winogrono oraz szczypta ananasa. Mistrzem
drugiego planu jest oczywiście słodowa podbudowa w formie opiekanego pieczywa,
skórki chleba oraz różnej maści ciastek. Wszystko polane jest sowitą ilością
miodu i karmelu. Mam również wrażenie obecności w tle cukru kandyzowanego, z
lekka muśniętego chmielem oraz nutką korzenną, głównie cynamonem. Alkohol
genialnie się tu wkomponował. Jest zupełnie nieinwazyjny, choć cały czas
obecny. Innymi słowy – ułożenie pierwsza klasa :) Pachnie to
naprawdę ładnie, bogato i zachęcająco.
Cóż, jak widać smak nieco odstaje od nader
pozytywnych wrażeń zapachowych. Natomiast prócz aromatu robotę robi tu głównie
niebagatelna gęstość oraz olbrzymia pełnia smaku. No i balans też jest całkiem
niezły. Czyli odczucia w ustach całkiem fajne, ale sam smak raczej średniawy.
Zbierając do wszystko do kupy otrzymujemy wcale nie najgorsze piwo, które
uwodzi głównie aromatem. Zaskoczenia jednak żadnego nie było. Pinta mogłaby
lepiej się postarać.
OCENA: 6/10
CENA: ok 10ZŁ
ALK. 11,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 09.11.2020
BROWAR PINTA//BROWAR NA JURZE
Komentarze
Prześlij komentarz