Przejdź do głównej zawartości

MOJA PIWNICZKA: 4,5-LETNI KOMES PODWÓJNY CIEMNY


"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się na blogu mniej więcej raz na miesiąc w okresie jesienno-zimowym.


Ach, co to były za czasy, gdy Fortuna odpaliła swojego Dubbla i Tripla. Jakiś czas później doszedł jeszcze quadzik. Kraft dopiero raczkował, a człek się cieszył z możliwości skosztowania wszystkiego, co nie koncernowe. Z tymi Komesami tak naprawdę było różnie, jednym ludziom smakowały, innym nie. Ich przynależność do belgijskich stylów również budziła spore wątpliwości, ale skoro do dziś te piwa są z nami obecne, no to chyba należy stwierdzić, że się przyjęły.
Z całej wymienionej wyżej trójki mi najbardziej smakuje Komes Podwójny Ciemny. Uważam, że to naprawdę spoko piwo, o ile warka była w miarę udana (bo z tym też bywało różnie). Piłem je najwięcej razy ze wszystkich Komesów, więc myślę, że wiem co mówię.
Tak się akurat składa, że mam w swoich bogatych zbiorach jeden stary egzemplarz tego piwa, który jeść przecież nie wołał, a czas ponoć miał mu służyć. Piwo ma już ponad cztery i pół roku, więc to chyba doskonała chwila, by sprawdzić jak się postarzał. Informuję, że w historii Mojej Piwniczki jest to pierwsze piwo nie będące porterem bałtyckim, ani imperialnym Stoutem! Bo jak wiecie moje kochane piwoludki, leżakować można nie tylko te dwa ciemne style. Zresztą sama Fortuna na etykiecie namawia do leżakowania tego piwa, tyle że na przestrzeni osiemnastu miesięcy. No cóż, ja wydłużyłem ten termin trzykrotnie…. ;)


Producent
Browar Fortuna
Termin ważności
22.01.2016
Wiek (miesiące)
55
Zawartość alkoholu (%)
7
Ekstrakt (°Blg)
15


Pierwsze co napiszę, to olbrzymie przegazowanie. Piwo co prawda nie wykipiało po zrzuceniu kapsla, ale do szkła wędruje praktycznie sama piana! Średnio pęcherzykowa, jasno beżowa, mega obfita i dosyć trwała. Na możliwość dolewki trzeba czekać ze dwie dekady.
W smaku czuć dużą ilość bąbelków, ale po kilku minutach ciecz się już na tyle odgazowuje, że nie ma z tym większego problemu. Piwo jest refermentowane w butelce, a jak wiadomo z tym bywa różnie, więc nie należy się dziwić, że trochę szczypie w ozór. Mam wrażenie, że delikatnie ubyło tutaj pełni, przez co chwilami jest nieco wodniście. Chociaż może być to efekt tysiąca RISów i innych tęgich napitków, które przelały się przez moje gardło. 

Mam tu przyjemnie owocowe piwo z wyraźną nutą suszonych daktyli, śliwek i rodzynek. Tuż za nimi egzystują akcenty opiekanego chlebka, tostów i lekko prażonego słodu, polanego niewielką, acz zauważalną dawką karmelu. Nieco z boku czają się natomiast subtelne echa cukru kandyzowanego oraz mlecznej czekolady z domieszką wanilii. Owszem słodko to wszystko wypada, bo i samej goryczki tutaj bardzo niewiele. Alkohol jest bardzo delikatny, praktycznie nieobecny w smaku, natomiast przyjemnie grzeje w trzewia, co przy woltażu zaledwie 7% może trochę dziwić. Może mało belgijsko to smakuje, ale na pewno smakuje dobrze. 


W zapaszku też jest miło i sympatycznie. Przede wszystkim jeszcze bardziej słodko i wyraźnie czekoladowo. Gdybym zamknął oczy, mógłbym się pomylić, że to jakiś lekki porterek bałtycki. Mleczna czekolada świetnie się tu dogaduje z wyraźnym powiewem karmelu oraz nieco mniej wyraźnym toffi. Do tego dochodzi cukier trzcinowy oraz kandyzowany. Na dokładkę otrzymujemy przyjemną dawkę suszonych owoców i opiekanych klimatów pod postacią skórki chleba, tostów oraz słodu. Alko praktycznie nie istnieje, a jeśli już to mamy tu bardzo subtelne konotacje z rumem. Niestety sama intensywność aromatu pozostawia nieco do życzenia. Trzeba się naprawdę mocno sztachnąć, by to wszystko wyłapać. Tak, czy siak piwo pachnie ładnie i zachęcająco.
Mam wrażenie, że nieco brakuje tutaj ciała, choć w sumie czego się tu spodziewać przy 15º Blg? Komes Podwójny Ciemny w wieku czterech i pół roku wciąż smakuje całkiem dobrze. Piwo jest przyjemnie treściwe, bogate w doznania, bardzo pijalne i po prostu smaczne. Z wad pojawia się tu wyraźne przegazowanie, choć to akurat często było domeną nawet świeżych egzemplarzy. Mimo upływu dużego czasu piwo nie jest zepsute, nie skisło, nie zdziczało, więc jak najbardziej nadaje się do dłuższego leżakowania. Ale przyznam tak szczerze, że w sumie to niewiele się zmieniło, zwłaszcza w smaku. Może przybyło nieco bąbelków, ale poza tym ciężko mi tu wskazać jakieś inne różnice (w aromacie stało się bardziej czekoladowe). Sumarycznie jednak wypada troszkę gorzej niż świeża wersja. Nie wiem, może po prostu już moje gusta nieco się zmieniły, albo ze względu na doświadczenie nie ma już tego efektu wow, ale obecnie czuję, że ósemka byłaby trochę zawyżoną oceną.
No cóż, to dla mnie kolejna lekcja, kolejna porcja wiedzy do przyswojenia w temacie długiego leżakowania piw. Widzimy się za około miesiąc :D

OCENA: 7/10

Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak