Przejdź do głównej zawartości

RIS na azocie, czyli WRCLW Imperial Nitro Stout!


Jak co roku w pierwszy czwartek listopada, birgicy na całym świecie obchodzą International Stout Day. IPA Day jest w sierpniu, a Baltic Porter Day w styczniu. Być może tych „dejów’ jest jeszcze więcej, ale dzisiaj skupmy się tylko na tym listopadowym. Idea jest prosta jak niemieckie autostrady, więc specjalnie tłumaczyć nie muszę.
Ja na ten dzień przygotowałem sobie bardzo specjalne piwo. Nowość z rzadko goszczącego u mnie Browaru Stu Mostów. Chodzi tu o WRCLW Imperial Stout Nitro. Tak – RIS na azocie mili Państwo! Mokry sen każdego beergeeka i to zamknięty w butelce, a nie nalany z beczki, czy z puszki w widgetem. O co kaman z azotem w piwie też chyba nie muszę specjalnie wyjaśniać. Wiadomo – mega aksamitna tekstura, niezwykle drobna i gęsta czapa piany, efekt kaskadowy jak w brytyjskim pubie. Jest to nowa technologia niezmiernie rzadko spotykana nawet w skali świata. Browar Stu Mostów zainwestował w tę nowinkę techniczną i powoli, ale systematycznie idzie do przodu. Jest to co najmniej trzecie już piwo na azocie tego producenta. Ale cyferki też mają tu niebagatelne znaczenie. Olbrzymie 30º Plato oraz zabójcze 11% alko! Piwo w sam raz na dzisiejsze święto Stoutu :D


Przelewamy. Albo coś zjebałem, albo to całe nitro nie poskutkowało. Nalewałem pionowo z góry wg instrukcji, ale efekt kaskadowy był bardzo mizerny. Piana, owszem bardzo zbita i drobna, wręcz betonowa, ale strasznie niska jak na całą tą historię z azotem. Do tego nie jest jakoś bardzo trwała (może szkło było zbyt szerokie?). No cóż, mówi się trudno i żyje się dalej. Trzeba zatem skupić się wyłącznie na walorach organoleptycznych.
W piwie nie ma żadnych dodatków, więc i rzadkich doznań nie ma co oczekiwać. Jest to solidnie zrobiony imperialny Stout z dosyć nieźle zaznaczoną palonością i sowitym ciałem, jak przystało na 30 ballingów. Ciecz jest cholernie gęsta i oleista. Przyjemnie osadza się we wnętrzu jamy ustnej, po czym z prędkością leniwca wspinającego się na drzewo, niespiesznie spływa w dół przełyku. Dominuje gorzka czekolada do spółki z palonym słodem i świeżo parzoną kawą z zauważalną ilością mleka i cukru. Na dalszym planie mamy nuty mlecznej czekolady, dobrej jakości pralinek i pumperniklu. Wysycenie jest stosunkowo niskie, bo nie o to przecież chodziło z tym całym azotem. Finisz jest bardzo długi i esencjonalny, w zasadzie to chyba bardziej słodki, aniżeli gorzki. Goryczka mimo, że obecna to nie robi nam żadnej krzywdy. Jest krótka, nieinwazyjna i do bólu szlachetna. Całość jest szalenie dobrze ułożona. Trunek delikatnie rozgrzewa nam trzewia, ale robi to w sposób bardzo subtelny i wysublimowany. Podczas picia nie odczuwam żadnego gryzienia, pieczenia, czy drapania w gardełku. Alkohol mistrzowsko się tu wkomponował. Prosto, ale dosyć przyjemnie to smakuje. Euforia mi nie grozi, ale piję ze smakiem.

Zapach również nie jest w żaden sposób odkrywczy, choć z pewnością może się podobać. Intensywność oceniam na bardzo wysoką. Piwo czuć już ze sporej odległości. Niebywale czekoladowo to pachnie. Od gorącej (pitnej) czekolady, po mleczną i gorzką wersję w tabliczkach. Tuż obok pojawia się niemała ilość palonych słodów, nie jest to jednak jakaś spalenizna, jak to bywało u niektórych przedstawicieli stylu. W dalszej kolejności na piedestał pchają się nuty kawowe, brownie i ciemnego razowego pieczywa. Tło wypełnia bardzo subtelna ilość gorzkiego kakao, suszonych śliwek, rodzynek i alkoholu. Chociaż tak naprawdę z tym alkoholem to nie jest już tak subtelnie. Po ogrzaniu wychodzi na wierzch dosyć wyraźna woń likierowego etanolu, która nie jest może bardzo ordynarna, ale w miarę skutecznie drażni moje nozdrza. Po prostu czuć, że nie mamy tu do czynienia z jakimś cienkuszem. Czuć, że to niezwykle mocny zawodnik.
W rzeczy samej najbardziej w tym piwie urzeka mnie przyjemna gładkość na podniebieniu, niesamowita głębia smaku oraz rzadko spotykana gęstość. Sowite ciałko sprawuje się tu naprawdę wyśmienicie. Trochę zawodzi natomiast balans, gdyż jak na RISa to piwo jest dosyć słodkawe, zwłaszcza na finiszu. Można zarzucić mu brak agresji, choć z drugiej strony nie wszystkie przecież RISy chłostają kubki smakowe naszpikowanym żyletkami biczem. Trochę szwankuje także nadmiernie wyczuwalny alkohol w aromacie, chociaż przy takim woltażu to rzecz raczej normalna i często spotykana. Nie próbuję czepiać się tutaj na siłę, bo piwo naprawdę mi smakuje. Nie jest to może skomplikowany napitek, ale poza tym całym nitro raczej nie zawodzi. Dobre, choć mało odkrywcze, czy zaskakujące.  
OCENA: 7/10
CENA: 16.99ZŁ (Z Innej Beczki)
ALK. 11%
TERMIN WAŻNOŚCI: 28.09.2021
BROWAR STU MOSTÓW

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz