I
love this job! Naprawdę kocham tę „robotę”. Uwielbiam
odkrywać nowe smaki piw, jarać się kolejnymi piwnymi sztosami. Ba! Już nawet
samymi zapowiedziami na fejsbuku, czy na jakimś innym społecznościowym gównie.
Uwielbiam smakować, wąchać, doszukiwać się niuansów, rozkładać na czynniki
pierwsze, mlaskać nad piwem, którego nigdy wcześniej nie piłem. Kocham
dowiadywać się o nim jak najwięcej, czytać wszystkie informacje, skład,
rozkminiać nazwę, czy pozornie bezsensowny malunek na etykiecie. Zgłębiać kto
stoi za tym trunkiem, z jakiej okazji powstał, gdzie został uwarzony. Kocham
szukać w piwie deskryptorów (to trudne słowo, zapraszam do Wikipedii), czy
rzeczonych dodatków wymienionych w składzie. Ekscytuję się sprawdzaniem
własnymi zmysłami, jaki wpływ na dane piwo miała beczka po danym destylacie lub
sam upływ czasu, gdy jegomość jest już po terminie. Wreszcie – kocham się tą
całą wiedzą z Wami dzielić.
Uwielbiam pisać o piwie, choć to naprawdę niezwykle
trudna rzecz. W obecnych czasach ciężko jest zaciekawić czytelnika, sprawić by
zaglądał regularnie na naszego bloga. Cholernie trudno jest przez długi czas
pisać ciekawie, oryginalnie, a przy tym nie powtarzać się, nie używać tych
samych porównań, słówek, czy całych zwrotów. Na pewnym etapie praktycznie
niemożliwym jest uniknięcie rutyny, natomiast niezmiernie łatwo wpada się w
sztampowość, powtarzalność, bylejakość. Każda kolejna recenzja jest kalką
poprzedniej i tak w kółko, w kółko jak w zaklętym kręgu. Wiem – to może nudzić,
to może odstręczać, to może nie ciekawić, czy nawet irytować. To sprawia, że z
czasem tracimy czytelników, słupki wyświetleń lecą w dół, nikomu nie chcę się
napisać komentarza, czy dać lajka, statystyki spadają. Ale najważniejsza w tym
wszystkim jest według mnie wytrwałość, bo prawdziwi birgicy, prawdziwi pasjonaci piwa nigdy Cię nie opuszczą, nigdy nie
przestaną Cię czytać, nie odlajkują fanpejdża, nie odwrócą się od Ciebie
plecami. Lepiej jest mieć tysiąc prawdziwych fanbojów, niż trzy tysiące pozornie zainteresowanych tematem,
których wkurwia każdy Twój kolejny post i którzy tylko czekają na odpowiedni moment,
by pokazać Ci środkowy palec. Smutne to, ale prawdziwe.
W swojej już dość długiej, bo 6,5-letniej historii
blogowania o piwie, miałem kilka mniejszych i jeden bardzo duży moment
załamania, związanego z prowadzeniem dalej tego całego pierdolnika. Ale
wytrwałem, podczas gdy sporo blogów jeszcze starszych ode mnie już nie
istnieje, a prawie wszystkie te najstarsze, praktycznie rzecz biorąc odchodzą
lub już na dobre odeszły od pisanych recenzji piw. Niektórzy z tych piwnych
blogerów przeszli na video blogowanie, niestety z marnym skutkiem, ale jeśli
się nie ma odpowiedniej gadki oraz jako takiej aparycji, to po co pchać się do
„telewizji”?
Ja wciąż będę stawiał na wytrwałość, rzetelność,
wiedzę, doświadczenie oraz regularność moich wpisów. Może moje posty są mało
ciekawe, może są mało oryginalnie napisane, może zdjęcia są mało zachwycające,
może słownictwo ubogie, ale kocham to co robię i dalej będę to robił :)
A co mogę powiedzieć o piwie Kawko i Mlekosz Nu
Pagadi? Imperialna wersja znanego wypustu od PiwoWarowni to bardzo solidny,
bardzo smaczny, gładki i gęstawy Imperial
Coffee Milk Stout with Vanilla. Piwo jest szalenie pełne w smaku, bogate w
doznania i o dziwo nie jakoś bardzo słodkie. Kawę i laktozę czuć bardzo
wyraźnie, ale wanilia (szczególnie w smaku) sprawia wybitnie subtelne wrażenie.
Piję się to szybko i sprawnie. Alkohol jest zupełnie nieobecny. Całość pachnie
błogo, cholernie zachęcająco i bardzo intensywnie. Generalnie nie mam się do
czego przyczepić. Piwo pieści moje zmysły i to w bardzo przyjemny sposób :D
OCENA: 8/10
CENA: ok 12ZŁ
ALK. 8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 28.02.2020
PIWOWAROWNIA//SZCZYRZYCKI BROWAR CYSTERSÓW „GRYF”
Komentarze
Prześlij komentarz