ALK.6%. Dzisiaj ciąg dalszy kalibrowania moich kubków
smakowych. Na warsztat wziąłem bardzo rzadko spotykane piwo z Browaru Fuhrmann,
zlokalizowanym w znanym mieście uzdrowiskowym - Połczynie-Zdroju.
Wiadomo już skąd pochodzi nazwa piwa, ale czy owy trunek
oferuje coś ciekawego oprócz chwytliwej nazwy? Tak, zajebistą etykietę, która
podoba mi się jak mało która! W sumie to kupiłem to coś, tylko ze względu na
przykuwającą wzrok etę, bo domyślam się, że pod względem smakowym nie będę piał
z zachwytu.
Nie raz już pisałem, że jestem fanem etykiet ‘w starym
stylu’, ale ten egzemplarz to prawdziwy majstersztyk, który niemal przenosi nas
w czasie do początku XX wieku. Co w tym wszystkich najciekawsze, to fakt, że ta
stylizowana retro-etykieta przedstawia autentyczną, zabytkową fotografię z
czasów, gdy browarem w Połczynie-Zdroju zarządzał Karl Fuhrmann - syn
założyciela browaru pochodzącego z 1825 roku.
Tak jak wspomniałem wyżej, nie spodziewałem się cudów po
niniejszym piwie, jednakże po kilku łykach muszę stwierdzić, że nie taki diabeł
straszny jak go malują.
Piana może i nie jest jego mocną stroną (niska, drobna i
nietrwała), ale kolor mnie mocno zdziwił. Ze względu na to, że Fuhrmann jest
wiodącym producentem marketowych nołnejmów, spodziewałem się piwa wodnistego i
bladego jak dupa nieboszczyka. Tymczasem z zadowoleniem skonstatowałem, że piwo
posiada ładną, ciemno złotą barwę. Obawiam się, że pod tym względem żaden
koncerniak do 6% alko mu nie dorównuje.
Sam smak oczywiście do wybitnych nie należy, ale w sumie nie
ma jakiejś wielkiej tragedii (zawsze może być gorzej). Dominuje tu swoista
piwniczna słodowość o nieco miodowych naleciałościach, co może sugerować
utlenienie. Mi to zbytnio nie przeszkadza, bowiem piwo jest wówczas bardziej
pełne i zróżnicowane w smaku. Poza słodem odnalazłem tu również akcenty
chlebowe oraz minimalny kwasek i nieśmiałą owocowość. Jako takiej goryczki nie
stwierdziłem.
Po ogrzaniu się zawartości szklanki i kilku szybkich
niuchach faktycznie muszę stwierdzić, że piwo jest wyraźnie utlenione – miód
wyczułby tutaj nawet laik. Na szczęście jest to najmniej nieprzyjemna forma
utlenienia piwa (mogła być mokra szmata, albo jeszcze coś gorszego). Na dalszym
planie pojawia się sporo jasnego słodu, odrobina chmielu oraz subtelna, acz
wyraźna owocowość, której jednak nie potrafię bliżej zidentyfikować.
Połczyńskie Zdrojowe to dość niespotykane piwo. Jak na
jasnego lagera całkiem sporo tu owocowych niuansów. Do tego dochodzi zauważalne
miodowe utlenienie oraz ciężki do zdefiniowania oldskulowy charakter – tak
właśnie wyobrażałem sobie piwa robione jakieś 30-40 lat temu. Nie można mu
także odmówić wysokiej pełni i dużej treściwości, której tak bardzo brakuje
dzisiejszym wyrobom ‘made in HGB’
Biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy to jednak wyraźnie
brakuje tu rześkości, świeżości i jakiejkolwiek goryczki, a samo nasycenie jest
jak dla mnie za niskie. Piwo jest słodkawe, trochę za ciężkie i po prostu mdłe.
Całościowo połczyński specyfik niezbyt mi „podpasował”. Z
pewnością to nie jest to, czego oczekuję po ‘jasnym pełnym’.
OCENA: 5/10
CENA: 2.99ZŁ (Freshmarket)
BROWAR FUHRMANN
zgadzam sie w 100%, bez szalu, ale tez nie totalny szczoch, wypic mozna, lecz juz do niego nie powroce, z tej serii jest jeszcze polczynskie tegie lecz nie probowalem
OdpowiedzUsuńA mnie smakuje. Znudzony tyskim, żywcem, lechem itp.. od miesiąca piję tylko to
OdpowiedzUsuńPilsner, perła lubelska, uwielbiam, te też spróbuje
OdpowiedzUsuńWg mnie ocena nieco zbyt surowa. Piwo nie jest wodniste, ma smak. Robione na dobrej wodzie. O wiele lepsze od koncerniaków.
OdpowiedzUsuńpo prostu dno
OdpowiedzUsuńDno to u koncerniaków, tutaj ma to jakiś smak przynajmniej i nie śmierdzi, jak dla mnie faceta spod Żywca, to piwo jest ok
OdpowiedzUsuńBardzo dobre i zdrowe piwo :)
OdpowiedzUsuń