Kwaśny Mniszek z Browaru Na Jurze. Moja historia
związana z tym piwem jest następująca.
Rzeczony twór pojawił się w sklepach jakoś we
wrześniu zeszłego roku. Stoję sobie wówczas i widzę takie coś na półce. Myślę
sobie – nie. Nie kupie tego dziadostwa. To na pewno jakiś kwasior z mniszkiem
lekarskim, który jest mi oczywiście dobrze znany, ale niekoniecznie w jakichś
dobrych konotacjach (pamiętam z dzieciństwa, że ten biały „klej” z mniszka jest
wyraźnie gorzkawy). Sama etykieta również mnie nie zachęciła do zakupu. Po
prostu nie zwiastowała niczego ciekawego w środku. Niestety to prawda, że zazwyczaj
kupuje się oczami. Los jednak chciał, że w styczniu byłem w Zawierciu w
Browarze Na Jurze i miałem okazję to piwo sobie zdegustować. Przekonany namową
kolegi spróbowałem i… byłem oczarowany! :) Smakowało mi
jak diabli. Nie mogło zatem tego piwa zabraknąć na blogu. Wiem, trochę to
trwało, ale w końcu jest.
Kwaśny Mniszek to przedziwny wynalazek. Tak naprawdę
nigdzie nie jest napisane jaki to styl, ale sądząc po drożdżach można zgadywać,
że to coś na kształt Belgian Strong Ale.
Jak widać browar z Zawiercia mocno sobie polubił belgijskie mocarze, bo to już
chyba czwarte podejście do tego tematu. Mamy tu 9,5% alko, ale niestety
ekstraktu nie podają (pewnie spokojnie ponad 20º Plato). Nazwa tego piwa z dupy
się nie wzięła, bo w rzeczy samej jest to Sour
zakwaszony bakteriami kwasu mlekowego. Na dokładkę w składzie wylądowały kwiaty
mniszka lekarskiego (dobrze, że nie część zielona rośliny), cukier (jak to w
Belgach) oraz sok z cytryny. Całość natomiast nachmielono po nowofalowemu.
Niezły miszmasz prawda?
W sumie to nie ważne z czego to jest zrobione, tylko
jak smakuje. A smakuje naprawdę wybornie. Napisali, że jest to piwo, które
łączy trzy smaki: słodki, gorzki i kwaśny. Z pełną dozą świadomości muszę się
pod tym podpisać, bo efekt ten udało się tutaj osiągnąć jak mało gdzie. Mimo
sporego ciała ciecz sprawia przyjemnie rześkie wrażenie. Czuć Lacto, ale
kwaśność generalnie nie jest duża. No powiedzmy, że średnia w kierunku niskiej.
Daleko temu od wykręcenia mordeczki :) Jest kwasek,
jest też cała masa cytrusów, a dopiero po chwili pojawiają się nieśmiało nieco
słodsze owoce tropikalne. Wskazałbym na mango, liczi oraz dojrzały granat. Piwo
pije się naprawdę szybko. Alkohol schował się lepiej niż kilkuletnie dziecko
potrafi się schować na dużym placu zabaw. Powiem więcej – nie czuję tu ani
grama etanolu! Poważnie. Nie wiem, jak oni to zrobili. W tle oraz na finiszu
objawia się za to niewielka, ale wyczuwalna goryczka o nader przyjemnym
grejpfrutowo-skórkowym profilu. Jest idealnie gładka, krótka i szlachetna.
Ulokowana dokładnie na środku pomiędzy kwaskiem, a słodyczą.
Chlebkowo-ciasteczkowa słodowość jest tak marginalna, że nieomal o niej
zapomniałem. Genialnie łączy się ona z kwaskiem o nieco kefirowym zacięciu. W
zasadzie wszystko jest tutaj super dograne, super zespolone, przemyślane.
Mniam, mniam!
W aromacie też jest bardzo dobrze, ale już takiego
efektu „wow” nie ma, za sprawą jednej
rzeczy – słabo mi to bucha ze szkła. Zapach jest miły dla nosa i fajnie
rozbudowany, ale niestety jakiś taki stonowany, mało intensywny. Tu również
rządzi kwasek, kefir oraz cytrusy w formie skórek. Na sąsiednim torze
zapierdzielają owoce tropikalne, wspierane przez nasze polskie truskawki i
dojrzałe białe winogrona. Nie mam pojęcia skąd takie klimaty, ale takie właśnie
mam skojarzenia. Nieco na boku natomiast pojawiają się subtelne echa agrestu,
brzoskwiń i chmielu w czystej postaci. Tło zapełniają nuty kwiatów, słodu,
ciastek i jakby miodu… , sam już nie wiem. W każdym razie Kwaśny Mniszek
pachnie zdecydowanie pięknie, elegancko i z pewnością nader oryginalnie. Alko
schowane jest do granic możliwości. W życiu bym w ciemno nie zgadł, ile to ma
procent. Ciężko mi wskazać piwo o podobnym charakterze. Niby to kwasior, ale
taki nie do końca. Taki delikatny, wysublimowany, wytworny. Świetna rzecz.
Cóż, jest naprawdę dobrze, wręcz zajebiście. Piwo
wchodzi jakby to była jakaś czternastka. Ciało ma spore, ale dzięki tej
rześkiej kwaśności pije się je niebywale szybko, bez oporów. Fajną robotę robi
też tutaj niezbyt mocna, ale wystarczająca goryczka. W zupełności kontrująca
niezbyt sowitą przecież słodowość. Całość zatem została świetnie zbalansowana.
Nie jest ani przesadnie kwaśna, ani zbyt gorzka. Do tego dochodzi ta
rozbudowana sieć różnej maści owoców! No naprawdę rzadki to obrazek.
Nad wyraz złożone piwo. Jednocześnie kwaśne, słodkie
i gorzkie, a przy okazji szalenie mocno pijalne. Gdybym tylko chciał zniknęłoby
w max 10 minut i mam wrażenie, że na jednym by się nie skończyło. Ale uważajcie
– nawet pijąc wolno jestem nieźle porobiony ;)
OCENA: 8/10
CENA: ok 9ZŁ
ALK. 9,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 07.07.2018
BROWAR NA JURZE
Komentarze
Prześlij komentarz