Naszła mnie ochota na pewne porównanie, taki test
porównawczy dwóch podobnych do siebie piwek. Może nie jest to jakaś odkrywcza
forma blogowania, ale zawsze to jakieś urozmaicenie, jakaś odskocznia od
nudnych jak flaki z olejem, szablonowych recenzji, prawda?
Dziś w ringu stają dwa Witbiery! Tak. Witki z
Biedry, mówiąc wszelakim znanym mi żargonem. Don Wito z Manufaktury Piwnej
(czyli z Jabłonowa) i Kustosz Białe, którego producentem jest nie kto inny, jak
producent wszystkich Kustoszy, czyli Van Pur (hy hy hy). Gdzie to piwo robią,
tego nie wiedzą nawet sroki zrodzone z trzynastego pokolenia po wybuchu
reaktora w Czarnobylu. Piwni Janusze z pewnością stwierdzą, że w Warszawce na
ulicy Cybernetyki 7, ale jest to błędne myślenie drodzy amatorzy Żubra w puszce
;) Van Pur dysponuje, aż pięcioma browarami i żodyn nie mieści się w stolicy. A gdzie tłuką tego pseudowitka? Zapewne sam ich prezes, by
odpowiedzieć na to pytanie, musiałby ze dwa dni pomyśleć, drapiąc się przy tym prawą
ręką po lewym jajku :D
No dobrze. Nie ma co przedłużać, bo Witosławy stygną… znaczy się…ocieplają
się. Lecim z koksem.
Kustosz Białe
Macherzy z Van Pura poszli na skróty i najebali tu
kilka różnych dodatków, po to, aby z jasnego piwa pszenicznego zrobić
belgijskiego Witbiera. Czy ten zabieg
im się udał? Połowicznie. Ekstrakt z curacao, ekstrakt z cytryny i naturalny
aromat kolendry razem wzięte wypadają dość sztucznie niestety. Ale po kolei.
Skurczybyk pieni się jak szalony! Jakby go jakąś
wścieklizną poczęstowali. Pianka jest wysoka i dobrze zbudowana – gęsta, zbita,
drobna i sztywna. Taka betonowa można rzec, choć nie jakoś szalenie trwała (to
zupełnie jak z naszymi nowymi autostradami). Piwo jest jasno złote w barwie,
przyjemnie mętne dla oka.
Tak jak mówiłem przeszkadza mi tutaj owa sztuczność,
ale ogólnie rzecz biorąc czuć, że jest to Witek.
Dominuje lekko mydlana kolendra i guma balonowa, a tuż obok czai się pszeniczna
podstawka, jakieś biszkopciki, ciastka i ciasteczka. Akcenty cytrusowe są mocno
wycofane do defensywy, ale coś tam z lekka pobrzmiewają. Przypomina mi to nieco
Żywca Białego lub Valkirię z Żabki. Daleko w tle natomiast brzdękają nieśmiało
echa drożdży oraz jasnego pieczywa. Wysycenie jest dość wysokie, ale nie
inwazyjne. Beka się po tym w sam raz, więc propsuję ;) Całość nie jest jednak
tak rześka, jak piszą w książkach o tym stylu. Czegoś tu po prostu brakuje.
W zapachu kolendra i guma balonowa chyba jeszcze
wyraźniej przejmują pałeczkę. Co ciekawe – nie wypadają już tak chemicznie. No
dobra, chemicznie nie wypadała nawet w smaku, ale coś tam po prostu z lekka
trąca syntetykiem. Cała reszta w zasadzie pozostaje bez zmian, więc oszczędzę
sobie stukania w klawiaturę, bo mi jeszcze mój hapek odmówi posłuszeństwa :p
Całość wbrew pozorom nie wypada wcale tak źle. Piwo
spokojnie daje się wypić i to bez większych grymasów na mordce. Do ideału
daleka droga, ale za te piniondze
można brać w ciemno. Mówiąc inaczej – jak na piwo z ekstraktami jest całkiem
nieźle.
OCENA:
6/10
CENA:
2.29ZŁ
ALK.
4,5%
TERMIN
WAŻNOŚCI: 12.07.2018
VAN
PUR
Don Wito
Konkurent z Manufaktury Piwnej przedstawia się zgoła
inaczej. W Jabłonowie zrobili wszystko po Bożemu, co jednak wcale nie znaczy,
że wyszło lepiej. Do piwa dodali prawdziwej skórki gorzkiej pomarańczy (słynne
curacao), prawdziwą kolendrę (szacun) oraz dodatkowo rumianek. Nie lubię tego
ustrojstwa, ale niech im będzie.
Piwo jest o jakieś dwa tony ciemniejsze niż Kustosz.
Piana za to jest o dwie długości basenu w tyle. Niska, brzydka i mało żywotna.
Dwie minuty i już jej nie ma. Po zawodach jak to się mówi.
Smak to zupełnie inna para kaloszy, niż w przypadku
rywala od Van Pura. W rzeczy samej Witbierem
to raczej bym tego nie nazwał. Piwo jest bardzo cytrusowe – to fakt. Takie
skórkowe, rześkie, delikatnie kwaskowe, fajnie nasycone bąbelkami, no ale gdzie
ta kolendra mości panowie? Tam fajnie huczała (mimo, że wypadała nieco
sztucznie), a tu nic, zero, nul, amba fatima, kaplica. Może o dwa
ziarenka za mało im się do tanka sypnęło, nie wiem. Ale kolendra w Witku musi być! Musi być i kropka. To
tak jakby mieć Merca bez celownika, Beemę bez wiatraczka, albo Dżaguara bez kota na masce. No chujnia
jak się patrzy.
Prócz rzeczonych skórek moje receptory wyłapują tu
jeszcze obfitą słodowość, biały chlebek, odrobinę pszenicy, tańczącej tuż nad
horyzontem. Aha, daleko w głębi wyłapałem jeszcze ten nieszczęsny rumianek. Nie
ma go dużo, ale ja po prostu za nim nie przepadam.
Teraz wąchamy. Mieszam, niemal zanurzam kichawę do
szkła i nic. Kolendry jak nie było, tak nie ma. Cała reszta pozostaje bez
zmian. Są skórki cytrusów, jest chlebuś i pszenica. Są nawet nieśmiałe nutki
chmielu. Jest w miarę rześko, świeżo i dosyć poprawnie. Sztuczności tu nie
uświadczysz, mimo to do Witka daleka
droga.
Kurde bele, ten egzemplarz też pozostawia sporo do
życzenia. Przy czym trzeba mieć na uwadze, że piwo cenowo wpisuje się już w tę
troszkę wyższą półkę, więc oczekiwania również powinny być nieco większe. Tymczasem
sumarycznie piwo wypada trochę gorzej i to pomimo użycia naturalnych
składników. Trudno. Po prostu dalej mu do prawdziwego Witbiera.
OCENA:
5/10
CENA:
3.49ZŁ
ALK.
4,9%
TERMIN
WAŻNOŚCI: 01.03.2018
BROWAR
JABŁONOWO
Komentarze
Prześlij komentarz