Ostatnio jakoś nie mogłem znaleźć czasu na piwne
recenzje – a to zajęty weekend, a to nadmiar pracy, czy w końcu konieczność
publikacji innych tekstów. Popełniłem przez to bodajże najdłuższą przerwę w tej
formie aktywności blogowej od początku istnienia Piwa Naszego Powszedniego. Shame
Piotrek, shame.
Piwne degustacje kontynuuję od Łowickiego wędzonego ‘pejl
ejla’ z Browaru Bednary rzecz jasna. Nie jest żadna nowość i w zanadrzu mam
zdecydowanie nowsze piwko od Pana Łopusińskiego, ale akurat ten egzemplarz moim
zdaniem wystarczająco długo przeleżał już w mojej piwnicy, a tak jak już kiedyś
mówiłem, nie pijam piw po terminie, jeśli piwo nie nadaje się do leżakowania.
Swoją drogą piwa wędzone mogą kojarzyć się Wam raczej z
ciemnymi trunkami (porter, stout), no może za wyjątkiem coraz popularniejszego
ostatnio grodzisza, a tu mamy piwko jak sama nazwa wskazuje – jasne, tudzież
blade. I wbrew pozorom nie jest to żaden biały kruk w temacie wędzenia. Warto
bowiem pamiętać, że właściwie każdy styl piwa może posłużyć jako baza do
stworzenia jego dymionego odpowiednika.
Mój dzisiejszy bohater pieni się bardzo przeciętnie. Co
prawda do wysokości kremowej piany nie mogę mieć zbytnich zastrzeżeń, jednak
jej rzadka i nader dziurawa tekstura nie wygląda już zbyt ciekawie. Na domiar
złego rzeczona kołderka dość szybko opada do postaci cienkiego kożuszka, ale
zostawia po sobie obfite zacieki na szkle (dobre i to).
Piwo posiada wyraźny odcień bursztynu i moim zdaniem jest
dosyć ciemne jak na Pale Ale, no chyba, że to wędzone słody rzuciły swój
cień na kolor tego napitku.
Wysycenie jest względnie niskie i muszę stwierdzić, że jest
to minus. Dzięki niemu niniejsze Łowickie pije się dość ciężko i topornie, a
sam wywar pozbawiony został w ten sposób wszelakich oznak piwa lekkiego i
przyjemnego w odbiorze. W smaku prym wiedzie opasłe słodowe cielsko, które
swoim ogromem przytłacza niemal doszczętnie resztę smakowych doznań. W tle
majaczy odrobina popiołu oraz przeciętnie wyraźna wędzonka typu gasnącego
drewna, tudzież dymu z ogniska. Nie wiem jakich chmieli tu użyto (w składzie
nie podano), ale generalnie w ogóle ich tu nie czuję (pod żadną postacią), a
szkoda, bo spodziewałem się nieco hameryki tu zaznać. Po cichu liczyłem na
wędzone APA, ale najwyraźniej jankeskich odmian chmielu po prostu w tym piwie
nigdy nie było. Na finiszu napotykamy na swojej drodze pokaźnych rozmiarów
gorycz, która niestety nie jest zbyt przyjemna – długa, zalegająca, ordynarna,
typu pestkowego. Od samego początku do końca dominuje i nie pozwala o sobie
zapomnieć. Jak na Bednary, to naprawdę jest słabo.
Może chociaż sam aromat się nieco obroni? Po części tak,
jest lepiej, ale do jakiejkolwiek euforii daleka droga. Poza sporą dozą
akcentów słodowych pojawia się tu nieśmiała owocowość (brzoskwinia i morela)
oraz łagodna i w miarę przyjemna wędzonka o naleciałościach zarówno dymu, jak i
delikatnie wędzonej szynki. Nieco z boku przygląda się temu wszystkiemu
fragmentaryczna chlebowość oraz szczypta karmelowych wtrętów. I w zasadzie to,
by było na tyle.
Całość posiada przeciętną pełnię smaku i jest średnio
treściwe. Z pijalnością także nie jest zbyt różowo - co prawda wypić wypiłem,
ale chwilami musiałem się mocno motywować. Mimo olbrzymich pokładów słodu, piwo
broń Boże nie jest słodkie i to nawet przy pierwszym kontakcie z ustami.
Szkoda, że słodowość i goryczka stłamsiły całą resztę, bowiem dzięki temu
Łowickie Smoked Pale Ale jest piwem mocno jednowymiarowym i poniekąd mało
smacznym. Fakt – wędzonka, szczególnie w aromacie jest całkiem na miejscu, ale niestety
w obecnych czasach, to troszkę za mało, by prawić komplementy.
Czuję się naprawdę zawiedziony, zwłaszcza że do tej pory z
tych piw co piłem, Browar Bednary wywiązywał się nad wyraz dobrze. Trzeba
jednak pamiętać, że nikt jednak nie jest nieomylny i każdemu przecież może
zdarzyć się mała wtopa.
OCENA: 5/10
CENA: nieznana
ALK.4,7%
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.05.2015
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.05.2015
BROWAR BEDNARY
Komentarze
Prześlij komentarz