W ostatnim kilku latach z powodu jednego - z pozoru błahego
i niepozornego - zjawiska moja konsternacja i zdenerwowanie powoli i
systematycznie rosły. Kilka dni temu czara goryczy się w końcu przelała i
natchnęła mnie do skrobnięcia niniejszego tekstu, który wyraża moją
dezaprobatę.
Od razu wyjaśniam, że tytułu tego posta nie należy traktować
dosłownie, browary nie mogą nas oszukiwać w dosłownym tego słowa znaczeniu
(muszą przestrzegać prawa). Bardziej pasuje tu określenie, że robią nas w
bambuko ;> Odkryłem jednak pewien proceder, który jest jak najbardziej
legalny, ale robiony bardzo skrupulatnie i perfidnie od wielu ,wielu lat.
Niekoniecznie z korzyścią dla klienta/konsumenta.
Co mnie tak wkurzyło?
Pijecie piwo koncernowe? To dobrze, bo ja też (chociaż
ostatnio coraz rzadziej) i to właśnie tych piw dotyczy ten artykuł.
Zauważyliście ile procent alkoholu ma teraz np. Tyskie? A przypomnijcie sobie
ile miało kilka(naście) lat temu. Wiecie
jaki woltaż ma obecnie Żywiec, Warka Jasne Pełne, Okocim, czy Kasztelan?
Pamiętacie czasy, gdy te piwa zawierały więcej alkoholu? No właśnie.
W czasach, gdy ja wchodziłem w wiek dorosły (ponad 10 lat
temu) zdecydowana większość piw typu ‘jasne pełne’ miała ok 6% alkoholu,
zaś mocne przeważnie 7,8% i to był standard. Tylko nieliczne
koncernowe wyroby odstawały od tej reguły. Zobaczcie teraz: Żywiec 5,6%,
Warka Jasne Pełne 5,7% (2020r. 5,2%), Tyskie Gronie 5,5% (2020r. 5,2%), Kasztelan
Niepasteryzowane 5,7% (2020r. 5%), Lech Premium 5%, Okocim Jasne Pełne 5,6% (2020r. 5,2%). Natomiast piwa mocne
zeszły z magicznej liczby 7,8% na 7% lub jeszcze mniej. Warka Strong 6,5%, Okocim Mocne 7% (2020r. 6,5%). Nie wiem,
czy aktualnie jest jakieś mocne piwo z „wielkiej trójcy” (KP, GŻ, CP), które
przekracza obecnie 7 procent.
Wszystkie polskie koncerny bardzo powoli i systematycznie,
niemalże z cierpliwością mnicha z klasztoru Shaolin obniżają zawartość alkoholu
w swoich piwach! Co kilka lat z naszych rodzimych koncernowych lagerów,
nieśpiesznie i niemal niezauważalnie ubywają procenty. Może dla niektórych to błahostka i pierdółka
nie mająca żadnego znaczenia, bo przecież jak komuś zależy na procencie, to
nadal ma do dyspozycji choćby Karpackie Super Mocne 9%. I ja to rozumiem, ale
dlaczego ktoś, kto pije od dziesięciu, czy dwudziestu lat tego samego (z
pozoru) Żywca, czy Lecha ma obniżony woltaż np. z 6%, do 5,5%? Czy to jest w
porządku? Według mnie nie. Jeśli koncerny chcą posiadać w swojej ofercie piwo
lekkie i sesyjne, to niech po prostu wprowadzą nowe piwo, które będzie
oscylowało w granicach powiedzmy 4 voltów i po problemie. Takich trunków jest
całe mnóstwo u naszych południowych sąsiadów.
Co prawda po części jest to realizowane w Kompani
Piwowarskiej, poprzez ekskluzywną serię piw Książęce, nowego Wojaka,
czy Tyskie Klasyczne, które mają wyraźnie niższy woltaż niż ich starsi
bracia. Jednakże Carlsberg Polska i Grupa Żywiec nie robią praktycznie nic w
tej materii i jak do tej pory nie mają w swojej ofercie ani jednego
klasycznego, lekkiego lagera o sesyjności czeskich desitek. Fakt - radlery i inne piwa smakowe mają mało
alkoholu, ale przypominam, że sprawa dotyczy piw jasnych pełnych i mocnych.
Zastanawia mnie dlaczego tak się dzieje? Ostatnio gdzieś
czytałem artykuł, że Polacy chcą pić piwa słabsze, delikatniejsze, lżejsze, z
niższą zawartością alkoholu i ekstraktu. Być może po części jest to prawda, ja
jednak jestem zwolennikiem urozmaicenia rynku i szerokiej dostępności zarówno
mocnych, wyrazistych piw, jak i lajtowych, mało intensywnych napitków gaszących
pragnienie o symbolicznej zawartości alkoholu.
Preferencje konsumentów to jedno, a polityka największych
grup piwowarskich to drugie. W jaki sposób można zwiększyć zyski? Gdy sprzedaż
już nie rośnie, najlepiej ciąć koszty. Nie każdy sobie zdaje sprawę, że
bezpośrednio z zawartością alkoholu związany jest również ekstrakt. Zazwyczaj potrzebny
jest wyższy ekstrakt, by piwo było mocniejsze i w drugą stronę – niższy
ekstrakt, to przeważnie lżejsze piwo. Tak naprawdę zależy to jeszcze od stopnia
odfermentowania, ale dla uproszczenia przyjmijmy, że tak jest. Zatem mamy
prosty schemat: niski woltaż = niski ekstrakt = niższe koszty produkcji.
Taadaammm! Tak oto doszliśmy do sedna sprawy.
Moim zdaniem koncerny szukają oszczędności, gdzie tylko się
da i jeśli mogą zrobić to samo piwo, choćby o grosz taniej, niż 10 lat temu, to
z pewnością to zrobią. Trzeba pamiętać, że taka Kompania Piwowarska ma około
36% udziału w rynku. Przy tych milionach hektolitrów daje to całkiem spore
pieniądze.
Na otarcie łez dodam, że na szczęście jeszcze nie wszystkie
piwa wykastrowano z etanolu. Np. Żubr, Harnaś, czy Tatra Jasne
Pełne nadal mają po 6%! Ale już za kilka lat....
Jak chcesz więcej alkoholu to pij wódkę,
OdpowiedzUsuńNie chcę więcej, chcę żeby koncerny przestały obniżać woltaż, bo to nie w porządku.
Usuńabsurdalny zarzut, akurat obniżenie woltażu może tylko tym piwom pomóc. kto widział lagera o mocy 6%, przecież tego się nie da pić. a jasne "mocarze" to w ogóle segment dla panów lubiących szumek w głowie, raczej bezwartościowy pod względem doznań smakowych.
OdpowiedzUsuńKoncernowe jasne lagery są bardzo głęboko odfermentowane, jeśli obniżają woltaż to również i ekstrakt, zatem piwa stają się jeszcze bardziej wodniste i płytkie. Fajnie by było, gdyby odjęli np. 1% alk., a ekstrakt zostawili bez zmian, ale raczej to nie w chodzi w rachubę, bo wtedy piwo wychodzi drożej dla browaru.
UsuńCiekawa wypowiedź; nie zauważyłbym tego.. wiem że autorowi nie idzie o to, by się upoic ;-) Sam powoli przechodzę na wina, ale bynajmniej nie dlatego nie dostrzegłem owego procederu (że tak to żartobliwie ujmę). Zgodzę się jednak z przedmówcami, iż ów fakt nie oznacza pogorszenia jakości piwa.
OdpowiedzUsuńZależy kto co woli, ale mnie się też nie wydaje, żeby to było negatywne dla walorów smakowych a przecież głównie o to nam chodzi.
OdpowiedzUsuńSkoro wiele piw, także segmentu premium (jak Heineken czy Carlsberg) od dziesięciu lat kosztuje tyle samo, bez względu na inflację, to gdzieś trzeba oszczędzać, czyli na surowcach i skracaniu procesów technologicznych. To pierwszy powód. Drugi - gdy na każdym piwie "oszczędzi się" 0,5-1% alkoholu, to chcąc mieć tę samą ilość szumu w głowie, trzeba wypić jedno czy dwa piwa więcej (nie dotyczy smakoszy czy tych, którzy smakoszami bywają przez pierwsze trzy piwa). I to generuje większą sprzedaż i ponadto samcze zadowolenie, że mogę wypić więcej Lechów czy Strongów niż drzewiej.
OdpowiedzUsuńMacie pojebane w głowach... Autor ma rację... To jest oszustwo. Jak reszta chcę się degustować smakiem nie patrząc na ilość alkoholu to kupujcie bez alkoholowe piwa dla cip do kurwy nędzy. A dla reszty powinno być jak było ale niestety nie jest i w tym sęk. Cóż. Nie zmienimy tego raczej tylko pisząc o tym tutaj... W najgorszym przypadku można kupić bez alkoholowe i dolać 50ml czystego spirytusu i będzie miało 10% 🤔😉 tym kończąc w zawsze znajdźie się sposób.
OdpowiedzUsuńSam jesteś cipa, pijący mężczyzna. Baran...
Usuń