Przejdź do głównej zawartości

Trzy nowości z BRJ. Czy jest się czym zachwycać?




Browary Regionalne Jakubiak jakie są każdy widzi. Zazwyczaj o nich głośno w kontekście różnego rodzaju afer, które pozwolę sobie przemilczeć. Być może to zasługa charyzmatycznego Pana Jakubiaka, a może tylko zrządzenia losu? Sam nie wiem…
Bądźmy szczerzy i postawmy sprawę jasno - w starciu z prawdziwym craftem BRJ raczej szans nie ma (poza nielicznymi wyjątkami), ale za to śmiało może konkurować w segmencie tzw. browarów regionalnych.
Tak się składa, że dzięki pewnemu panu z działu marketingu tejże grupy, stałem się posiadaczem trzech nowości, które właśnie pojawiły się lub dopiero pojawią się w sklepach. Kompletne świeżynki. Jest ich trzy, a każde jest z innej parafii, znaczy się tej… no warzelni! ;)
Ten wpis stanowi swoistego rodzaju research, mający na celu zbadanie poziomu jakości nowych, a zatem świeżych piw z trzech różnych browarów grupy BRJ. Nie traćmy czasu, szklanki w dłoń i do dzieła :)

CIECHAN EKSPORTOWE


Odkrywczym to bym tego piwa nie nazwał, bo jest to zwykły jasny lager, jakich multum w każdym sklepie (nawet u babci Joasi za rogiem). Z materiałów propagandowych promocyjnych można wyczytać, że mamy tu „wyraźnie wyczuwalny zapach chmielu”, a „w smaku wyczuwalny jest delikatnie słodowy posmak z nutą aromatycznego chmielu pozbawionego intensywnej goryczki”. Taaa… kolejne po Carlsbergu Nox piwo „bez zbędnej goryczki” ;>
Chmielowa goryczka faktycznie jest znikoma, ale wbrew pozorom nie zerowa. Powiedzmy, że jest to poziom najbardziej goryczkowego koncerniaka (jasnego lagera), które to wiadomo, że goryczą nie grzeszą. Nie wiem, czy to będzie Żywiec, czy jakieś inne Tyskie? Na oko jakieś 22 IBU, ale wiadomo, że na oko, to chłop w szpitalu umarł.
Jak na dwunastkę Ciechana Eksportowego pije się nadzwyczajnie lekko i żwawo. Może nie jest to jeszcze wodnistość, ale ciała naprawdę jest tu nie za wiele. Co ciekawe opis jak nigdy zgadza się z rzeczywistością! Faktycznie w zapachu czuć chmiel, a przy okazji też trawę oraz chlebową słodowość. Zapach jest dość mocny i świeży. Wszystko byłoby bardzo dobrze, gdyby nie estry… Tak, piwo pachnie białymi owocami oraz landrynkami, a nie powinno. W tym przypadku to jest wada. Co prawda nie jakaś odrzucająca, ale jednak.Nie sądzę, żeby polskie chmiele wniosły takie klimaty.
Smak natomiast to łagodne połączenie lekkiej słodowości, białego pieczywa oraz chmielu o delikatnie ziołowo-trawiastych naleciałościach. W tle ponownie pojawiają się niewielkie echa białych owoców oraz nafty (!). Efekt jest trochę podobny jak po użyciu chmielu Mosaic, tymczasem tutaj mamy Lubelski i Marynkę. Goryczka niewielka, acz wyczuwalna. Szczególnie na finiszu. Wysycenie drobne, ale stosunkowo niskie. Z pewnością niższe niż każdy koncerniak, jeśli już mam do czegoś porównać. 

Piwo pije się dość szybko, głównie dzięki stosunkowo niskiej pełni i rześkiemu zapachowi. Balans nie jest za specjalny i jako bloger piwny życzyłbym sobie trochę większej goryczki. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to piwo typowo skierowane w stronę hop headów.
Może i faktycznie sypnięto tu na aromat, bo chmielu nie trzeba się doszukiwać. Szkoda tylko, że rypnięto coś na fermentacji, bo nie każdy życzy sobie owocowego jasnego lagera. Dla niektórych będzie to wręcz zaleta, niestety nie dla mnie. Jedno "oczko” chcąc nie chcąc, muszę odjąć.
OCENA: 6/10
CENA: nieznana
ALK. 6%
TERMIN WAŻNOŚCI: 06.12.2017
BROWAR CIECHAN (BRJ)

BOJAN FAJRANT


W przypadku tegoż napitku nie dotarłem niestety do żadnych materiałów prasowych, więc nie wiem czego mam się spodziewać. To znaczy niby wiem, ale nie mogę tego porównać z obietnicami browaru.
Oczywiście jak sama nazwa wskazuje chodzi o Browar Bojanowo. Fajrant to z założenia piwo lekkie, wręcz sesyjne (zaledwie 11° Plato). Okraszono je dość charakterystyczną etykietą, z tego co rozumiem mającą korespondować z czasami PRL-u. Nie przepadam za takimi klimatami, więc mnie to jakoś specjalnie nie rajcuje.
Jedynym wyróżnikiem tego piwa jest słód pszeniczny o czym możemy dowiedzieć się czytając skład. Jakich chmieli użyto nie wiadomo, ale bardzo możliwe, że takich samych jak wyżej. Wygląd niczego nie zdradza, jeśli chodzi o pszenicę. Piwo jest idealnie klarowne, złociste. Lecz nie jakieś blade jak sugerowałby nam niski przecież ekstrakt. Jest to pełnozłoty kolor. I dobrze.
Niski ekstrakt to i piwo lekkie. Choć w zasadzie niczym nie różni się od poprzednika jeśli chodzi o pełnię smaku. Jest subtelnie, ale nie wodniście. Jak można było się spodziewać piwa nie są identyczne. Tutaj niepodzielnie rządzi słodowa nuta, wspierana przez wyraźne chlebowo-zbożowe wtręty, a także cienie karmelu. Tłem sunie subtelna piwniczność oraz jeszcze subtelniejsza trawiastość. Sensu stricto chmielu natomiast nie stwierdzono. Jest za to ziołowa goryczka, chyba ciut mocniejsza niż w Ciechanie, lecz również celująca w te niższe rejony. Na oko ze 3 IBU wincyj, ale wiecie jak to jest z tym okiem…
Zapach też wyraźnie różniący się. Słód mocniej wali tutaj po ryju, zahaczając przy okazji o rejony piwniczne, mokrego zboża i miodowo-karmelowe. Całość faktycznie kojarzy mi się z piwem z „tamtej epoki”, choć oczywiście z racji wieku nigdy takiego nie piłem. Nie mniej jednak tak sobie właśnie je wyobrażam. Piwo sprawia lekko stęchłe wrażenie. Jest naprawdę oldschoolowe, ale w tym pozytywnym sensie. Teraz już się takich piw nie robi, choć zdaje się w Fuhrmannie i Głubczycach można znaleźć takie klimaty. Wydaje mi się też, że daleko w głębi majaczą delikatne drożdżowe cienie. A to ciekawe! Chmielu brak, ale jakoś nie jestem zdziwiony.
Całość nie robi na mnie jakiegoś wrażenia, ale te stare klimaty w rzeczy samej odróżniają to piwo na tle całej reszty. Może nie do końca jest to pozytywny wyróżnik, ale ja to kupuję. Jako odskocznia od totalnie wypranych ze smaku koncerniaczków, taki Fajrant sprawdzi się doskonale. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż jest to zwykły jasny lager. Pije się go bez fajerwerków i prawie, że bez żadnych emocji.
OCENA: 6/10
CENA: nieznana
ALK. 4,7%
TERMIN WAŻNOŚCI: 07.11.2017
BROWAR BOJANOWO

LWÓWEK AMERICAN WHEAT


No w końcu coś dla beer geeka. W końcu nowa fala i jankeskie lupuliny! Citra, Centennial oraz na dokładkę brytyjskie EKG. Amerykańska pszenica zdecydowanie brzmi najbardziej interesująco z całego trio nowości z beerjotu. Zwłaszcza mając na uwadze obecną porę roku, kiedy to pić się chce jak cholera ;) Takie lekkie piwko pszeniczne to wprost ambrozja na taką pogodę.
Nowość z Lwówka pieni się jak morze podczas szkwału. Szalenie obfita czapa białej piany tworzy zwartą i sztywną strukturę, przypominającą bitą śmietanę. Jest drobna i zarazem puszysta. Jej trwałość to mistrzostwo! Piana opada tak wolno, że zdążysz w tym czasie obejrzeć pięć sezonów Mody na Sukces. A jaki tu jest lacing! Firany są gęste, trwałe i solidne. Kolor samego piwa jest natomiast trochę niepokojący – zbyt ciemny po prostu! Spodziewałem się jasnego złota, tymczasem w szkle wylądował klasyczny bursztynek. Dziwne.
Ciekawe czy ma to odzwierciedlenie w smaku? Ano trochę ma niestety, ale po kolei. Piwo jest naprawdę rześkie, dobrze wysycone i generalnie smaczne. Jest sporo cytrusów (głównie limonka i albedo grejpfruta), ziół, chmielu, a nawet nieco żywicy i owoców tropikalnych. Słodowość nieźle współpracuje z tą zgrają, jednak samej pszenicy to ja tu raczej nie czuję. Wyczuwam natomiast sporo nut karmelowych (to stąd ten kolor) i opiekanych. Coś jakby przypieczona skórka chleba. W to wszystko miesza się sporych rozmiarów goryczka. Trochę nawet zalegająca o wybitnie ziołowo-pestkowym charakterze. Wydaje mi się, że jak na ten styl jest troszkę zbyt ordynarna, po prostu za wysoka. Przecież to nie IPA, czy choćby APA.
Wąchamy. Znaczy się ja wącham, Wy czytacie ;) Piwo pachnie dość oszczędnie bym powiedział. Słabo bucha mi ze szkła mówiąc wprost, choć sam zapaszek jest raczej przyjemny – cytrusowy, chmielowy, lekko ziołowy. Takie zielony można rzec. W tle pobrzmiewają sympatyczne nuty słodkich owoców tropikalnych, ale wciąż prym wiedzie limonka z zielonym grejpfrutem. Nieco z boku przewijają się subtelne słodowe cienie, podbite delikatnie karmelowo-chlebkowym sznytem. Naprawdę fajnie to pachnie, szkoda tylko, że tak licho.
Lwówek American Wheat to piwo o przeciętnej pełni smaku i przyjemnym, świeżym aromacie. Ciecz pije się dosyć szybko, bo naprawdę nieźle gasi pragnienie. Rześkość potęguje stylowe, w miarę wysokie wysycenie. Byłoby naprawdę super, gdyby nie zbyt wysoka w mojej opinii goryczka oraz te karmelowe nuty, które są tu po prostu niepotrzebne. Moim zdaniem wyszło z tego bardziej IPA lub APA niż American Wheat. Mimo to nie jest tak źle. Piwko nawet smakuje. Możecie próbować.
OCENA: 7/10
CENA: nieznana
ALK. 5,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 13.12.2017
BROWAR LWÓWEK (BRJ)

Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz