Przejdź do głównej zawartości

WSZYSTKO CO POWINIENEŚ WIEDZIEĆ O LEŻAKOWANIU PIWA



Piwny Janusz: Stary, twierdzisz że piwo można leżakować jak wino?
Ja: Oczywiście kolego!
Piwny Janusz: Nie pierdziel. Niemożliwe. To nie zepsuje się jak data wyjdzie?
Ja: Spokojna twoja rozczochrana. W dupie żeś był i gówno żeś widział. Pij sobie dalej te korposiuśki. Zaraz wszystko wyjaśnię.


Piwem interesuję się od ponad dziesięciu lat. Od ponad czterech prowadzę tego bloga. Na pewno nie jest mistrzem w tym temacie, no ale powiedzmy, że trochę wiedzy liznąłem ;) Jak wiecie szczególnym umiłowaniem darzę wyraziste portery bałtyckie oraz inne mocarne i tęgie trunki. Ślinię się jak dzieciak na sam widok czarnego jak smoła RISa, czy Baltic Portera. Od kilku lat natomiast zgłębiam temat leżakowania piwa, głównie porterów właśnie. Mam sporego hopla na tym punkcie. Postanowiłem zatem napisać mały przewodnik odnośnie tego tematu, w którym chciałbym przekazać Wam moją dotychczasową wiedzę i moje spostrzeżenia. Do dzieła.

Allee o soo chooziii…???

W rzeczy samej niektóre gatunki piwa można leżakować. Są zupełnie jak wina – im starsze tym lepsze. W tym miejscu muszę jednak wspomnieć, że jakieś 90% win dostępnych u nas na rynku nie nadaje się do leżakowania. Wiem, amatorzy ‘jaboli’ będą pewnie zawiedzeni. Ale niestety - tak jak nie zrobisz z Tico Ferrari (pozdro dla kumatych), tak z Fresco nie zrobisz Château Pétrus. O leżakowaniu wina i whisky wydano już pewnie z tysiąc książek, napisano z milion artykułów i zajmuje się tym hobbistycznie co najmniej połowa milionerów na świecie (a jest ich niemało). O leżakowaniu piwa natomiast wiadomo niewiele, bo ludzie myślą, że piwo szybko się zepsuje. Mają w tym trochę racji, ale na szczęście tylko trochę.
Chodzi mi tutaj o naprawdę długoletnie leżakowanie typu dziesięć, dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat. Piwo wśród alkoholi niesłusznie jest traktowane po macoszemu, jako bieda-trunek. Od wieków to wino było uznawane za trunek bardziej szlachetny, godny wznoszenia toastów, itepe, itede. W związku z tym leżakowanie piwa to wciąż temat  nie do końca odkryty, niewyeksploatowany. Zapewne bardzo niewiele osób na świecie zajmuje się na poważnie długoletnim leżakowaniem piwa, a jeśli nawet to raczej nie publikują oni wyników tych doświadczeń. Po prostu mało kto bawi się w tego typu „eksperymenty”. Mimo to pewne fakty są jednak powszechnie znane i to nie do dzisiaj.


Jakie piwa warto leżakować?

To jest pytanie podstawowe. Tak samo podstawowe jak: „co było pierwsze, jajko czy kura?” Generalnie do długiego przebywania w samotności najlepiej nadają się piwa mocne i ciemne, w których chmiel nie odgrywa większego znaczenia (chmiel źle znosi upływ czasu). Przyjmuje się, że piwo takie musi mieć co najmniej 7-8% alkoholu. Idealnymi do leżakowania piwami są porter bałtycki, Belgian Dark Strong Ale oraz Russian Imperial Stout, czyli popularny RIS. Od biedy możemy posłużyć się też jego słabszym bratem, czyli Foreign Extra Stoutem. Dość dobrze leżakowanie znosi też Barley Wine i Old Ale, choć nie są to piwa czarne. Tu trzeba jednak zaznaczyć, że chodzi o klasyczną, angielską wersję BW. American Barley Wine z racji wyraźnego chmielowego charakteru nie będzie idealnym lokatorem naszej piwnicy. Upływ czasu dobrze zniesie też koźlak podwójny (Doppelbock), szkockie Wee Heavy oraz belgijski Quadrupel, gdyż ich woltaż nieraz przekracza nawet 10% alko, a ich barwa jest zazwyczaj półciemna (bursztynowo-brązowa).
Dłużej można potrzymać też belgijskiego Tripla – ma jasną barwę, ale to bardzo mocne piwo. Poza tym z biegiem lat zmienia swój charakter, dzięki refermentacji w butelce. Z tego samego powodu kandydatem do leżakowania może być też Dubbel. Piwnego orgazmu zapewne po nim nie dostaniesz, ale doświadczenie może być ciekawe. Odrębną kategorią są piwa na dzikich drożdżach (różnego rodzaju lambiki, Flanders Red Ale, Oud Bruin), które przez lata potrafią zmieniać swój charakter jednocześnie nie psując się.

Po co to całe leżakowanie?

Poco, to się nogi nocą. Piwo leżakuje się, aby było lepsze! Leżakowanie to inaczej starzenie się piwa. To szereg skomplikowanych reakcji chemicznych, z których najważniejszą rolę odgrywa utlenianie. Każde piwo się utlenia. Czy tego chcemy, czy nie. Problem w tym, że jasne i lekkie piwa utleniają się w niefajny dla nas sposób. Mokry karton, koci mocz, czy akcenty miodowe w rześkim pilsie nikogo raczej nie wprawią w błogi nastrój. Co innego piwa ciemne. 

Wraz z upływem czasu, taki na przykład porter bałtycki wzbogaca się zazwyczaj o nuty czarnych porzeczek, suszonych owoców (rodzynek, śliwek, fig, daktyli), czy wina typu porto albo sherry (nigdy ich nie piłem, bo za drogie, ale fachowcy tak uważają). Przy okazji alkohol się wygładza, staje się mniej nachalny, a całe piwo robi się bardziej gładkie, ułożone i zharmonizowane. W świeżym porterze często poszczególne składowe nie współgrają ze sobą, są chaotyczne i niepoukładane. Czas wszystko układa, segreguje i wygładza. Tym samym piwo po pewnym czasie smakuje lepiej i nie jest tak ostre w charakterze jak świeży egzemplarz. Jest po prostu inne. Każdy styl piwa zmienia się inaczej. Wszystko zależy tu od składu, procentu ekstraktu i alkoholu, który w rzeczy samej nam to piwo konserwuje. Piwa refermentowane nie muszą być wcale mocne, a i tak świetnie znoszą leżakowanie. Zawierają bowiem one w sobie żywe drożdże, które dzięki odpowiednio zadanej pożywce (np. cukrze) przez długie lata zapobiegają rozwojowi nieproszonych gości, jakimi są bakterie. Datę ważności na takich trunkach można sobie zatem wsadzić w wiadome miejsce. Ona musi być podana, bo wymaga tego prawo, a nam jedynie jest potrzebna do określenia daty rozlewy, tym samym wieku danego piwa.


Najlepsze warunki do leżakowania piwa

Tu sprawa jest prosta jak budowa przysłowiowego cepa, a może nawet sierpa. Miejsce, gdzie trzyma się leżakujące specjały musi być w miarę chłodne i ciemne. Tak więc jeśli do tej pory myślałeś, że najlepszą miejscówką na Twoje rarytasy jest parapet, to żyłeś w błędzie. Światło to wróg każdego piwa. Im piwo jest jaśniejsze, tym gorzej. Optymalna temperatura przechowywania wynosi mniej więcej 5-10°C, choć w wyższej temperaturze bardzo mocnym piwom także nic nie zagrozi. Nawet jeśli będzie to 18-20 stopni. Ważne jest, aby temperatura ta była w miarę stała i nie była ujemna. Mróz także szkodliwie oddziałuje na piwo, pomijając już nawet całkowite zamarznięcie i rozerwanie butelki! Najlepsza do tego celu będzie oczywiście piwnica. Jeśli nie mamy bejsmentu, to wybieramy pomieszczenie w domu, gdzie jest najchłodniej, wrzucamy piwo na dno szafy i o nim zapominamy. Ewentualnie do kartonu, który stawiamy gdzieś w kącie za kanapą z dala od kaloryfera, fajerki, czy innego źródła ciepła. Idealnym rozwiązaniem będzie na przykład stara, nieużywana lodówka. Nastawiamy ją na jakieś 10 stopni i ładujemy od góry do dołu porterami i RISami :) Ogólnie zasada jest taka, że im wyższa temperatura, tym procesy utleniania zachodzą szybciej. Tak więc w pokoju piwo postoi krócej niż w chłodnej piwnicy, ale i tak rok, czy dwa powinno wytrzymać. Szklana butelka jest bardzo solidna, ale piwo ma jeden słaby punkt – kapsel, który z upływem lat rdzewieje. Warto go zabezpieczyć lakiem, woskiem, czy choćby parafiną ze świecy.
Butelki z piwem przechowujemy pionowo – to kolejna bardzo ważna zasada. Z biegiem lat każde piwo (nawet jeśli jest klarowne) wytrąci jakiś osad, który w pozycji pionowej zbierze się na dnie butelki. Przelewając taki trunek trzeba po prostu uważać, aby został on w tej butelce. Poza tym taka pozycja zapobiega rdzewieniu od środka kapsla. Niby pokryty jest on taką gumową uszczelką, ale po pięciu, czy dziesięciu latach kto wie co się z nią stanie? A co z piwami zamykanymi drewnianym korkiem? Wg mnie reguła jest ta sama, wbrew temu co sądzą amatorzy ekskluzywnych win. Zalecają oni poziome przechowywanie, aby korek nie wysychał i się nie rozszczelnił. Trzymając nasze skarby w wilgotnej przecież piwnicy nie sądzę jednak, by tak się stało. Druga sprawa, to raczej nie chciałbym, żeby piwo przeszło smakiem korka w sytuacji, gdyby się z nim stykało.

Jak długo leżakować?

To jest bardzo dobre pytanie, które się nawet ‘greckim fizjologom’ nie śniło ;) Przyjmuje się, że piwo zyskuje mniej więcej przez pierwsze dwa-trzy lata. Ale nie jest to jakoś naukowo udowodnione. Później w najlepszym wypadku nie zmienia już swych właściwości lub bardzo, ale to bardzo powoli jego smak traci na wartości. Oczywiście wiele zależy tu od danego rodzaju piwa, a nawet od konkretnej marki. Jedne piwa zyskują wiele, a inne zmieniają się tylko nieznacznie. Piłem dziesiątki wyleżakowanych porterów i tak naprawdę smak żadnego z nich się nie pogorszył, więc chyba naprawdę warto zaryzykować.
Problem jednak w tym, że bardzo mało osób miało kontakt z piwami naprawdę porządnie wyleżakowanymi. Mam tu na myśli leżakowanie dłuższe niż dziesięć lat i nie dotyczące tylko jednego egzemplarza. Wg mnie materia ta jest wciąż bardzo słabo poznana. Trzeba zbierać doświadczenie przez długie lata, może nawet przez dekady, by móc wyciągnąć z tego jakieś konkretne wnioski. Nie ma więc jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: jak długo leżakować? Możesz to robić jak długo zechcesz. Możesz kupić sobie jakieś piwo na osiemnastkę, a wypić je gdy stuknie ci pięć dyszek. Możesz zakupić dziesięć sztuk tego samego porteru i co rok pić jedną butelkę, obserwując jak zmienia się jego smak wraz z wiekiem. Możesz naprawdę wiele. Ogranicza Cię tylko własna wyobraźnia i te kilka(naście) złotych za butelkę odpowiedniego do leżakowania piwa.
Im wcześniej zaczniesz się w to bawić, tym lepiej. Czas gra tutaj tylko i wyłącznie na Twoją korzyść i na pewno Ci się odwdzięczy.




Artykuł ten stanowi niejako preludium do nowego cyklu na blogu, który pojawi się najprawdopodobniej już w listopadzie. Nie ma on jeszcze nazwy, ale będzie dotyczył długo leżakowanych piw. Minimum czteroletnich na początek, ale na pewno z biegiem czasu będę opisywał tam wrażenia z degustacji piw dziesięcioletnich, a nawet starszych :D

Jeśli ten tekst Ci się spodobał, to udostępnij go na swoim wallu. Jeśli chcesz na bieżąco śledzić losy tego "eksperymentu", to polub mnie już teraz na fejsbuku, a jeśli już to zrobiłeś to zapisz się do newslettera. Stay tuned! 

Komentarze

  1. Witam serdecznie :) artykuł fajny calkiem :)
    Co do leżakowania- polecam zdecydowanie lambiki porównac świeży lub roczny/dwuletni z takim 10letnim :D jest fajna różnica

    Z hardcorów to pilem gouden carolus cuvee van de kaizer niebieski (rocznik 2001- jeszcze jak mial 8,5%), piwo wgniotło w ziemie. (tylko to piwo kupilem juz stare, lambiki kupilem jaki 3-4letnie i trzymalem w szafce).

    Co do porterow to max im daje 2lata po terminie, potem jest przecietnie, wychodzi kawa zbozowa, slodycz i czerwone owoce i brak jakiejkolwiek kontry w postaci goryczki (paloność znika przewaznie).

    Z ciekawostek- pilem Viven Imperial IPA 2 lata po terminie i Struise Shark Pants 2,5 roku po terminie (tez IIPA), fajnie utlenione, a Viven nadal w aromacie chmiel i to wyraźnie, w smaku potezna goryczka. Struise tez niczego sobie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz