Przejdź do głównej zawartości

TURBO GEEZER

Turbo Geezer ze stajni Kingpina długo czekał w mojej piwnicy. Za każdym razem, gdy szedłem tam po piwo spoglądał na mnie błagającym i litościwym wzrokiem. Mówiłem mu „spokojnie kolego i na ciebie przyjdzie kiedyś czas”. Ten czas właśnie nadszedł.
Wszyscy wiedzą, że nie jest to nowe piwo i ma już swoją historię. Wszystko zaczęło się od Gezeera, który jak mniemam na tyle spodobał się piwnym freakom, że włodarze Kingpina postanowili zaaplikować mu turbodoładowanie. Zwiększyli parametry, dowalając przy tym odpowiednio większą ilość składników. Nie będę wymieniał tu wszystkich składowych, bo zajęłoby mi to pół tego wpisu, jednakże pozwolę sobie przytoczyć co ciekawsze dodatki, tak by każdy miał świadomość z czy mam właśnie do czynienia. W składzie wylądował między innymi słód whisky light, słód żytni, palony jęczmień, brazylijska odmiana kawy Yellow Bourbon w formie espresso zaparzonej przez Brisman Crew, laktoza, wanilia burbońska oraz cukier kandyzowany ciemny. Całość leżakowana z płatkami dębowymi whisky! Cenka opada prawda? Jeśli już pozbieraliście ją z podłogi to zapraszam na degustację ;p
Aha, wg browaru jest to Double Irish Espresso Stout, choć równie dobrze można nazwać tą hybrydę Foreign Extra Stoutem, Imperial Coffee Milk Stoutem, czy nawet Oak Aged Stoutem. Do wyboru, do koloru.


Jegomość od Kingpina wyglądem łatwo można pomylić z colą. Barwa ciemna, w zasadzie czarna i klarowna, jednak nie tak smoliście czarna jak przy wzorowym Stoucie. Pod silne światło pojawiają się delikatne przebłyski. Do tego dochodzi piana, niezbyt okazała, okropnie grubo ziarnista i dziurawa, która opada w iście ekspresowym tempie (nawet nie zdążysz cyknąć sensownej fotki), głośno sycząc przy tym na mnie niczym czarna mamba na swoją ofiarę.
Piwo jest nisko wysycone, co mnie zresztą nie dziwi. Złożoność smaku jest niezwykła i przebogata, a tekstura dość gęsta, gładka i aksamitna. Prym wiedzie tu ciemny, wyraźnie palony słód oraz dość mocna kawa, jednak przyznam się bez bicia, że akcentów mlecznych, tudzież laktozy to ja tu raczej nie czuję. Nic to jednak, bowiem po chwili moje usta wypełnia przyjemna, słodko-gorzka czekolada, oblana karmelem i solidną ilością jak mniemam bourbonu (amerykańskiej whisky). Co prawda nie jestem smakoszem ‘łiskaczów’ i nie odróżniam wersji szkockiej, amerykańskiej, czy armeńskiej (taki żarcik), ale parę razy w życiu łykło się Dżony Łokera, czy innego Balajntajnsa... Na końcu stawki majaczy palone ziarno, wiśnia i rodzynki w likierze, szczypta popiołu, kilka ziarenek cukru kandyzowanego, przypieczonej skórki chleba i ociupinka szlachetnego alkoholu, dodająca dodatkowego uroku. Posmak obfituje w łagodną i niezwykle ułożoną, kawowo-paloną goryczkę, która jest krótka i nie zalega. Robi co do niej należy i zmyka, gdzie pieprz rośnie. Fuck – nie pamiętam, czy kiedykolwiek piłem tak bogate i wielowątkowe piwo :o

Czas obwąchać ten cymes. Tu również intensywność doznań przyprawia o zawrót głowy. Moje nozdrza w brutalny sposób zostały zaatakowane przez kawusię, palone słody oraz drewno (chyba dębina) macerowane w szlachetnej whisky (pozwólcie, że słów bourbon i whisky będę używał zamiennie). W tej nierównej walce pomaga im mleczna czekolada, podpalany karmel oraz garstka owocowych estrów. Tłem sunie nieco popiołu, garść orzechów laskowych, opiekanego pieczywa razowego, zwieńczonego łagodnym likierem owocowym.
Panie i Panowie jeśli staliście to proszę usiąść, jeśli siedzieliście to proszę wstać. To piwo mnie po prostu roz...ało na łopatki, wytarło mną podłogę i sponiewierało jak byki na ulicach hiszpańskiej Pampeluny.
Niewiarygodnie wysoka pełnia, świetny balans, gładka faktura, mega złożoność, akcenty whisky, drewna oraz nienaganna pijalność – taki właśnie jest Turbo Geezer. Ale uprzedzam – nie zapominajcie, że jest to trunek typowo degustacyjny, który należy pić długo i powoli, racząc się każdym najmniejszym łyczkiem. Nadmiernie szybkie spożycie grozi pomieszaniem zmysłów i utratą logicznego myślenia. Pij z rozwagą, a docenisz jego walory.
OCENA: 9/10
CENA: ok. 10.50ZŁ
ALK.8,3%
TERMIN WAŻNOŚCI: 14.04.2016
BROWAR KINGPIN//BROWAR ZARZECZE

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak