Przejdź do głównej zawartości

CIĘŻKI ŻYWOT PIWNEGO BLOGERA


Komuś nie będącemu w temacie, patrzącemu zupełnie z boku, wydaje się, że piwni blogerzy to mają super zajefajne życie, którego może pozazdrościć niejeden człek na tym padole. Łoją piwa od rana do wieczora (bo przecież to ich hobby) w tych swoich koszulkach z napisem: „jestę blogerę”, znają osobiście włodarzy wszystkich browarów, a w miejscowym pubie mają zawsze zaklepaną miejscówkę, spory rabat i do tego obsługiwani są poza kolejnością. Można do tego dołożyć cotygodniowe wyjazdy na piwne festiwale/festyny, tematyczne eventy, czy piwne premiery. Nie można oczywiście zapominać o tysiącach przesyłek piwnych, które podsyłają nam browary, po to by łagodniej ich traktować w naszych bezlitosnych recenzjach.

Źródło: www.love-makeup-fashion.pl

 Powiem Wam jak to jest naprawdę. Oczywiście piwo pić musimy – taki fach, chciałoby się rzec. Ale kurna wyobraźnie sobie ile trzeba mieć czasu, ile trzeba się namęczyć, ile wątroby zniszczyć i ile mamony wydać, by skosztować tych wszystkich premierowych piw z tych wszystkich nowych i starych browarów?! Piwni rzemieślnicy nie mają dla nas serca i z bezwzględną premedytacją co rusz otwierają nowe browary, rzucając nam tym samym, jeszcze większe wyzwanie. Swoje trzy grosze dorzuca także tzw. „biegunka nowości”, która charakteryzuje się wypuszczaniem na rynek nowych piw, co najmniej z częstotliwością roboczą CKMu. W zeszłym roku (2015) to już nawet sam Docent wymiękł, nie dając rady tego wszystkiego ogarnąć.
Teraz scenka z naszego codziennego życia. Gdy wchodzimy do lokalnego baru, potocznie zwanego multitapem, to wpierw musimy przybić piątki ze wszystkimi naszymi fanami (a jest ich niemało), co niektórym trzeba nawet wystawić autograf! Później trzeba uciąć pogawędkę z gościem zza nalewaka (bo przecież to nasz ziomek), a dopiero potem możemy w końcu zamówić coś do picia. Znowu ciężki orzech do zgryzienia, bo lista nowości jest długa, a portfel nie jest przecież z gumy. Koniec końców decydujemy się na jakąś nowinkę, najlepiej zapowiadające się piwo, jakie w życiu opuściło polską warzelnię. Od czego byśmy jednak nie zaczęli i tak zawsze kończymy słowami: „może i niezłe byłoby to piwo, gdyby nie diacetyl/rozpuszczalnik/mokra szmata/DMS/koci mocz....”.
Kolejna rzecz – piwne festiwale. Rok 2015 był tak obfity w tego typu wydarzenia, że niektóre z nich wręcz pokrywały się terminami. No, a taki piwny bloger przecież nie umie się rozdwoić. Teraz tak – jedź sobie, dajmy na to pociągiem przez pół Polski, potem pół dnia przeciskaj się przez tłumy nietrzeźwych festiwalowiczów cały czas popijając przy tym piwo ze swojego nowego rodzaju szkła, które właśnie kupiłeś, uważając przy tym by go nie stłuc. Z umyciem szkła jest ciężko, do klopa niemiłosierne kolejki, czas ucieka, a beczki z piwem szybko schodzą. To jest dopiero sztuka, a raczej szkoła życia. Pomijam już tutaj nieodłączny naszemu życiu dylemat – czego by się tu napić, aby sczochrało mi beret bez zbędnego naruszania domowego budżetu?

No, a co z tymi hektolitrami darmowego piwa, które płynie do nas wraz kolejną wizytą kuriera, czy miejscowego listonosza? (sąsiedzi dali by się pokroić, że zatrudniliśmy się w DHLu, czy innym DPD). Paczki z piwem, to rzecz jasna nie jest żadna tajemnica. Niestety, ale muszę Was rozczarować, bo nie pochodzą one z browarów, które najbardziej interesują szanującego się piwnego blogera. Nie ma co liczyć na pudełko wypełnione po brzegi trunkami z Artezana, Pracowni Piwa, czy Widawy. Oni po prostu nie muszą się reklamować i liczyć na przychylną ocenę w zamian za podesłanie jednej, czy dwóch butelczyn ich najnowszego specjału, który i tak rozejdzie się na pniu. Co tymczasem mamy robić z paczuszkami np. z Browaru Staropolskiego, Grybowa, Perły, Grupy Żywiec, czy Kompani Piwowarskiej? Jeśli ktoś jest na tyle odważny, bezlitosny, a jego serce jest z kamienia, to oczywiście może po prostu zjechać te piwa od góry do dołu, fundując tym samym czarny pijar swym filantropom. Ci rozważniejsi najprawdopodobniej przemilczą ów fakt na blogu, a przysłane dary wypiją w ukryciu z dala od domostwa, by nikt nie posądził ich o profanację piwnego rzemiosła.

Darmowe piwa to jednak pikuś przy moralnym dylemacie powstałym, gdy mamy do czynienia z napisaniem recenzji/nagraniem filmu „we współpracy”. Innymi słowy – co zrobić, gdy ktoś podsyła nam piwo i daje niemały hajs w zamian za pozytywną ocenę w ich mniemaniu zajebistego piwa? Problem pojawia się wówczas, gdy dla nas owe „cudo” okazuje się zwykłym niewypałem, a zależy nam przecież na kasie (w końcu każdy chciałby zarobić na swojej pasji). Zrezygnować z wynagrodzenia i czuć się zawiedzionym, czy udawać, że piwo jest wporzo (mniej lub bardziej je koloryzując) i dostać swoje honorarium? Mnie o to nie pytajcie, bo nigdy nie dostałem takiej propozycji, ale możecie zapytać Kopyra....

To, co? Nadal chcecie zostać piwnym blogerem?

Komentarze

  1. Witam serdecznie.
    Po lekturze tego wpisu nie potrafię się oprzeć aby nie zapytać
    Szanowny Pan się żali czy chwali?
    Nagromadzone sprzeczności powodują sporą konsternację.
    Czyżby przyczynkiem tego wpisu była szara i bura aura na zewnątrz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to jest przedstawienie w prawdziwym świetle?
      I miejscami jest ironiczny humor ;) trzeba tylko go wychwycić.
      Trochę racji z tym jest, każdy ma przed oczami Tomka Kopyrę który dostaje co rusz paczki od browarów, darmowe próbki na festiwalach itp.
      Ale do końca tak nie jest, blogerka to nie ciastka z kremem :)
      Ale też nie jest tak źle.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Z humorem i ironią sobie radzę. I jest ok. Tylko że wpis był dłuższy i stąd moje pytanie. O martyrologii bycia bloggerem w branży piwnej szkoda gadać a dodatkowo pamiętam jak autor bloga dostał przesyłkę od wpomnianego browaru w Grybowie. Nie wpypił tego ukradkiem tylko wraził swoją opinię która oględnie mówiąc była mało przychylna i nie zrobił tego po długiej wewnętrznej walce godnej bohatera ronantycznego :)
      Co do wspomnianego Tomka Kopyra to właśnie był główny powód mojego komentarza bo zupełnie nie załapałem intencji. Żarcik czy może nuta tęsknoty

      Usuń
    3. Generalnie wpis ma charakter żartobliwy, po części ironiczny, aczkolwiek zawiera w sobie pewne życiowe sytuacje, które bloger piwny doświadcza.

      Usuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz