Jedziemy dalej z Amberowskim koksem! Tym razem na
ruszt wrzucam drugie po koźlaku pszenicznym piwo z serii Po Godzinach, a jest
nim niemiecki Altbier.
Po Godzinach to nowa linia piw z pomorskiego Browaru Amber,
który powoli i nieśmiale próbuje konkurować z malutkimi browarami craftowymi.
W założeniach trunki te oparte są na autorskich recepturach piwowarów
tamtejszego browaru, a każdy wypust to limitowana edycja uwarzona w ilości
„zaledwie” 200 hektolitrów. Czy to dużo? Z pewnością punkt widzenia zależy od
punktu siedzenia – taki Browar Podgórz, czy Piwne Podziemie mogą tylko pomarzyć
o takiej ilości jednego piwa.
Jeszcze tylko słowo o opakowaniu. Podobają mi się etykiety
Po Godzinach. Po pierwsze są spójne (co bardzo sobie cenię), po drugie mamy na
nich sporo informacji: skład, krótkie info o stylu, miesiąc wypustu, tabelka o
spodziewanym smaku, zapachu i barwie (szczególnie przydatna dla piwnych
laików). Przydałoby się jeszcze IBU oraz temp. serwowania, ale nie wymagajmy za
wiele. Po trzecie już z daleka po kolorze etykiety wiemy, z którym piwem mamy
do czynienia. Całość prosta, niezbyt wyszukana i nieskomplikowana, ale zarazem
skuteczna i przejrzysta.
Altbier z Ambera w szkle prezentuje się dość
przyzwoicie. Piana o barwie przybrudzonej bieli ładnie pnie się ku górze, dając
nam obfitą czapę średnio i grubo ziarnistego puchu, który może nie jest zbyt
gęsty i zbity, ale sumarycznie wystarczająco długo cieszy gały. Sam lacing
natomiast do poprawy – piana bardzo niechętnie czepia się ścianek.
Piwo jest mętne, a jego barwa jest wprost prześliczna –
miedziana z rudami i bursztynowymi refleksami. Naprawdę ładnie to wygląda.
Biorę pierwszy łyk i... kurczę trochę pustawe to piwo. Wiem,
że nie jest to żaden RIS, czy Barley Wine, ale jak na 12% ekstraktu, to
czuć sporą wodnistość. Pierwsze skrzypce to oczywiście słodowość, lekko
opiekana, lekko tostowa, chwilami zbożowa, kojarząca się z półsłodkimi
ciasteczkami. Nieco z boku do głosu próbuje dojść niewielka ilość chmielu, ale
trzeba przyznać, że robi to dosyć nieudolnie. Daleko z tyłu natomiast pojawiają
się nieśmiałe owocowe estry, jednakże ciężko jest wskazać coś konkretnego.
Finisz został okraszony niezbyt mocną, acz obecną goryczką o chmielowym
pochodzeniu, gładkiej teksturze i niezalegającym charakterze.
Aromat jest trochę bardziej przyjemny, a przede wszystkim
wyraźniejszy. Solidna dawka słodowego kręgosłupa miło łechce nozdrza słodkawym
karmelem, bakaliowymi ciasteczkami, średnio wypieczonym tostem, skórką chleba
oraz prażonym zbożem. Na drugim planie majaczą suszone owoce (rodzynki,
śliwka), które w smaku były mocno stonowane. Dość ładny to zapaszek, choć nieco
mało rozbudowany. O jakiejkolwiek euforii mowy być nie może.
Piwo ma niską pełnię, co skutkuje wyraźną wodnistością
smaku, a także co najwyżej przeciętną pijlanością. Ciało jest umiarkowanie
treściwe, bowiem słodowa słodycz jest nieźle kontrowana świetnie skomponowaną
goryczką, której moc jest wręcz idealnie dobrana. Wszystko jest tutaj za bardzo
jednowymiarowe, nudne i monotonne, po prostu mało się tu dzieje.
Konkludując moje wypociny, aromat jest nawet niezły, ale
smak został ewidentnie spaprany. Mam wrażenie picia jakichś popłuczyn z tanku,
a nie rasowego alta. Wodnistość i pustka - ot co.
OCENA: 5/10
CENA: 5.10ZŁ (Skład Piwa)
ALK.4,8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 29.09.2015
TERMIN WAŻNOŚCI: 29.09.2015
BROWAR AMBER
Dziękujemy. Weźmiemy pod uwagę uwagi krytyczne i cieszymy się z tych mniej krytycznych :)
OdpowiedzUsuń