Przejdź do głównej zawartości

3. CZĘSTOCHOWSKI FESTIWAL PIWA - relacja


Tak moi drodzy. Piwne zadupie zwane Częstochową też ma swoje piwne święto i to już od trzech lat!!!

W związku z tym, że niedawno miał miejsce 3. Częstochowski Festiwal Piwa, to postanowiłem podzielić się z Wami moimi wrażeniami. Zwłaszcza, że w „moim mieście” kultura piwna i związane z nią wydarzenia stoją na dość niskim poziomie. Nie oszukujmy się – jak na ćwierćmilionowe (mówi się tak w ogóle?) miasto, jest tu tylko jeden prawdziwy sklep specjalistyczny z piwami i jeden… może dwa prawdziwe mutlitapy. Reszta to jedna wielka koncernowa pustynia. No dobra, trochę pewnie przesadzam, ale daleko nam do choćby Torunia, Lublina, czy Olsztyna. I umówmy się – Częstochowski Festiwal Piwa nigdy nie aspirował i nie będzie aspirował do grona największych piwnych festiwali w Polsce. Więc wszystkie podśmiechujki proszę w tej chwili chować do kieszeni ;)


 Jak już wiecie w dniach od 7 do 9 września w „świętym mieście” odbywał się Beer & Food Truck Festival. W tym roku impreza wylądowała tuż pod Ratuszem, czyli w samym sercu Częstochowy, na Placu Biegańskiego. W sumie nie było chyba lepszego miejsca dla letniego festiwalu piwa. Ścisłe centrum, multum przechodniów, multum turystów, czy może raczej pielgrzymów. Zwał, jak zwał, ale widok wyrazu twarzy zmęczonych pielgrzymów tuż przed Jasną Górą, idących przez sam środek festiwalu piwa – bezcenny! Stoisk z piwami było coś koło piętnastu, prócz tego oczywiście strasznie popularne ostatnio food trucki. Od frytek belgijskich, poprzez amerykańskie burgery, po dania kuchni meksykańskiej. Do wyboru, do koloru. Ja nic stamtąd nie szamałem, więc czy dobre powiedzieć nie potrafię. Sorki.



Moja postać piwnego geeka na imprezę dotarła w sobotę ok godziny 14.40 i krążyła intensywnie wokół namiotów z piwami, a było w czym wybierać (łącznie około 15-stu wystawców). Był np. AleBrowar, Pinta, Piekarnia Piwa, Browar Kazimierz, Maryensztadt, Browar Na Jurze, Jan Olbracht, Wąsosz, czy Pracownia Piwa. Z mniej reprezentatywnych browarów wystawił się na szczęście tylko Racibórz, który oczywiście cieszył się dość dużym zainteresowaniem. Ciężko natomiast odchorowałem brak EDIego i Koreba, ale mówi się trudno. Jakoś trzeba żyć dalej.

Ludzi początkowo było mało, ale ja tam lubię takie kameralne klimaty. W kolejce stać nie trzeba, żadne piwo się nie skończy i bez przeszkód można pogadać z wystawcami/właścicielami. Oczywiście z każdą upływającą godziną, spragnieni dobrego piwa ludzie zaczęli docierać na teren festiwalowy. Wieczorem zrobiło się naprawdę gwarno i dosyć tłoczno. Średnich rozmiarów kolejki ustawiały się przy każdym piwnym namiocie. 



Z ciekawszych piw, jakie zapamiętałem tamtego dnia muszę wymienić porter bałtycki z Wąsosza. Piwo nie jest warzone regularnie, więc miło było je sobie przypomnieć. Naprawdę trzyma bardzo wysoki poziom. W pamięci utkwiło mi także Black IPA z debiutującego w tym roku browaru Pivovsky ze Świdnicy. Bardzo smaczna, stylowa i goryczkowa czarna ipka. Wchodziła jak złoto w przeciwieństwie do Żytka z Piekarni Piwa. Na uwagę zasługuje także Cherry Dark Ale od Jana Olbrachta. Najnowsze piwo z tegorocznej Kuźni Piwowarów. Wiśnie naprawdę robiły tutaj robotę. Dawno nie czułem tak dobrze wkomponowanego dodatku w piwie. Pychotka, która wchodziła mega gładko i szybko :) 

Hitem festiwalu było jednak wg mnie (recenzowane niedawno na blogu) trzecie piwo z Projektu 30 od Maryensztadtu. Mocarny Wee Heavy leżakowany w beczce po szkockiej Laphroaig. Butelka była bardzo droga, bo 45 PLN, ale 200 ml z kranu za dwanaście złotych, to już cena jak najbardziej akceptowalna, a może nawet i atrakcyjna. Tradycyjnie skosztowałem też Korda leżakowanego w beczce po whisky (bodajże Jack Daniel’s). To piwo zawsze jest w formie i nigdy mi się nie znudzi – wg mnie klasa światowa. No i ta cena – 15zł za taką samą buteleczkę jak Projekt 30. Można? Można. Bardzo dobrze też zapamiętałem piwo Fest Torfpeda z Browaru wBrew. Ten zacny Whisky Extra Stout mocno atakował mnie torfowymi klimatami. Zjarane kable, smoła, asfalt i podkłady kolejowe murowane! Dobrze również wypadł z tego browaru Have a Weizen z dodatkiem naturalnych soków z mango i marakuji. Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie grzechy... ;p


Coś tam jeszcze próbowałem, ale nic godnego uwagi, czy zapamiętania. Piwny festiwal to jednak nie tylko piwo oraz szama, ale również dodatkowe atrakcje. Jak już wspominałem nie sposób w żadnej mierze porównywać wydarzenia z Czewy do tych w Warszawie, Gdańsku, czy Wrocku. To zupełnie inna liga, inne zaplecze oraz inne fundusze. No, ale coś tam na scenie działo się i tutaj. 



Częstochowskie Bractwo Piwne jako jeden z organizatorów zadbało o piwną oprawę sceniczną. Było picie piwa na czas, dźwiganie beczki, konkurs wiedzy o piwie, czy zabawa typu alkomat równoważnia. Uczestnicy rzecz jasna zdobywali nagrody. Nawet moja skromna osoba pojawiła się na scenie tuż po godzinie 18-tej, by poprowadzić krótką degustację czterech rodzajów piwa. Nie muszę chyba dodawać, że darmowe próbki rozeszły się w ekspresowym tempie? W wolnym czasie z głośników leciało jakieś techno-house miksowane przez miejscowego Dj, choć był też i poczciwy raper, dający występ na żywo. Aha! W naszym, czyli bractwowym namiocie jak zawsze odbywał się pokaz warzenia piwa. Wiem, że dla beergeeków to nudy jak cholera, ale dla przeciętnego spijacza lechotyskaczożubra, co to w dupie był i gówno widział, mogło to być w miarę ciekawe doświadczenie. Można było dotknąć i powąchać różne rodzaje chmieli oraz słodów oraz dowiedzieć się jak zrobić piwo domowym sposobem.



Już pod raz drugi w ramach Częstochowskiego Festiwalu Piwa miał także miejsce Częstochowski Konkurs Piw Domowych, który odbył się w sobotę do południa. To już jego dziewiąta edycja! W tym roku było pięć kategorii: Braggot, Polskie Ale, Owocowe Pszeniczne Ale, Piwo Niskoalkoholowe (do 4% ABV) oraz Koźlak. Miałem przyjemność sędziować w tej ostatniej, ale to dobrze, bo lubię koźlaczki :) Jak co roku główną wygraną w naszym konkursie jest wyłonienie Grand Championa, czyli piwa, które zdobyło największą ilość punktów ze wszystkich kategorii. Zwycięskie piwo w nagrodę zostanie uwarzone w Browarze Wąsosz, w obecności autora receptury! Pieniędzy z tego żadnych, ale sława gwarantowana. Piwo z Twoim nazwiskiem na etykiecie rozejdzie się po całej Polsce. Być może nawet zostaniesz tak sławnym zawodowym piwowarem jak Czesław Dziełak, czy wielu innych. Tak działa magia konkursów piw domowych. Tych fajnych rzecz jasna :)



W IX Częstochowskim Konkursie Piw Domowych Bractwa Piwnego Grand Championem został Braggot autorstwa Adama Kapturskiego. Piwo zdobyło 45,3 punktów na 50 możliwych!! Gratuluję zwycięzcy i życzę dalszych sukcesów.
Jaki to był festiwal każdy już wie, a najlepiej wiedzą, ci co tu byli. Z pewnością nie był to event na miarę moich oczekiwań, ani też na miarę możliwości tego dosyć sporego przecież miasta. No, ale ważne, że w ogóle był. Cały czas do przodu! Do zobaczenia za rok :D




 Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>

Komentarze

  1. Festiwal na świeżym powietrzu? Odważni są. Szacun! Ktoś chyba wymodlił Wam pogodę na tę imprezę bo deszcz pewnie wszystko by popsuł. Nie ma chyba nic gorszego przy piciu piwa jak lejąca się woda za kołnierz. W końcu za kołnierz wlewamy co innego a nie deszczówkę. Na szczęście pogoda nie popsuła gospodarzom planów a Tobie degustacji. W sumie to wybierałem się do Częstochowy jednak Katowice ze względów na krótszy dojazd wygrały. Muszę pochwalić organizatorów za wybór miejsca. Spodek do tego typu imprez jest jak marzenie. Wszędzie masz blisko, do autobusów, tramwajów, pociągów i dużych darmowych parkingów. Co bardzo ważne było dużo toalet, mnóstwo toalet. Przy takiej liczbie ludzi degustujących hektolitry piwa to w sumie najważniejsza rzecz. Natury nie oszukasz, mamusię oszukasz, tatusia oszukasz ale natury nie oszukasz.Po kilku piwach nawet najtwardsi szukają nerwowo napisu WC. W marcu na poprzednim festiwalu przy Szybie Wilsona był z tym poważny problem. Nie dość że trudno były je znaleźć to jeszcze czekałeś kilkanaście minut w kolejce. Tym razem tego nie było. Także toalety na plus, dojazd też. Było też bezpiecznie , słusznej postury panowie pilnowali porządku, nikomu nie przyszło do głowy żeby się awanturować. Ochrona budziła powszechny szacunek i chwała im za to. Moment wejścia zawsze budzi sporo emocji. Wchodzę i patrzę na lewo, prawo,znowu na lewo i szukam browaru i piwa którego jeszcze nie mam bo nie udało mi się go kupić.Z takim zamiarem tam pojechaliśmy. Kupić portery i ris-y które ciężko dostać nawet w sklepach kraftowych. Nie udało się nam kupić sztosów ani słynnych perełek jednak porter z Widawy, Kraftwerka-nowość leżakowana w beczkach po whisky, Ragnar-y, czy słynny Idiota zasiliły nasze kolekcje. Jak się dowiedziałem w czasie festiwalu nie jest to sezon na portery bo większość już się sprzedała a nowe właśnie się robią. Tym bardziej będę odliczał czas do festiwalu w marcu gdzie pewnie będzie wysyp nowości. Nie próbowałem żadnego piwa bo byłem kierowcą więc ciężko mi powiedzieć co było naj. Dużym zainteresowaniem cieszył się lany porter z Widawy i Echo z Nepomucena. Tylko wąchałem i płakałem ze smutku bo tym razem nie dla psa kiełbasa. Gdybym miał pochwalić stoiska i konkretny browar to Dukla,Widawda,Dziki Wschód,Pracownia Piwa i Hajer. Tam mieli czas dla takich pasjonatów piw jak my z kolegą. Nie traktowali Cię jak piąte koło u wozu. Nie odczułeś nastawienia typu bierz piwo i spadaj bo kolejce następny. Widać u tych ludzi pasję, widać miłość do warzenia piw. Dlatego później jestem gotowy właśnie dla takich ludzi jechać pół województwa żeby kupić ich piwo. Spędziłem tam kilka godzin i wiem że było warto. Czekam na kolejne. I zapraszam do nas na wiosnę.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Ragnara to bym się napił. Zazdroszczę!

      Usuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasnego s

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

PO GODZINACH - India Pale Lager

  Podczas, gdy wszyscy recenzują bezalkoholowego portera bałtyckiego od Ambera, czy urodzinowe Herbal Barley Wine, ja na pełnym luzie odgrzewam sobie „starego kotleta”, jakim jest Po Godzinach – India Pale Lager. Tak, to nie jest żadna nowość, a jedynie reaktywacja piwa, które na rynek wskoczyło… 9 lat temu. Mam na blogu opisane bodajże wszystkie piwa z serii Po Godzinach, prócz właśnie tego. Dlatego jego reaktywacja ucieszyła mnie dosyć znacząco. Ale co to właściwie jest India Pale Lager ? Otóż to piwo dolnej fermentacji, ale chmielone jak ipka , czyli nową falą. W przypadku Ambera jest tutaj chmiel Chinook, Citra, Cascade oraz polska Marynka i Sybilla. Nie brzmi to jakoś odkrywczo, ale chętnie spróbuje, bo Browar Amber to ja bardzo szanuję. Złocisto-żółte piwo pieni się dosyć obficie. Piana posiada mieszanej wielkości pęcherzyki, ale jest puszysta i trwała. Sowicie oblepia ścianki. W smaku czuć lekkość tego napitku, a także sporą świeżość. Chmiele poszły głównie w cytrusy, jak

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

Nowe Tyskie Pilzner

Nie tak dawno temu w największej sieci handlowej w Polsce pojawiło się nowe piwo Tyskie Pilzner. Ekskluzywna złota puszka z pewnością ma sugerować obcowanie z produktem premium . Na opakowaniu znajdziemy szumne zapowiedzi wyraźnej goryczki, obfitej piany i klarownej złocistej barwy. To w sumie standardowe „Opowieści z Narni”, które znajdziemy niemal na każdym koncernowym (i nie tylko) piwie. Przy warzeniu użyto jednak tradycyjną metodę dekokcji, którą koncerny raczej już dawno zapomniały. Tutaj nie powiem, ale Tyskie mi zaimponowało. Trzeba jednak wspomnieć, że ledwie kilka lat temu, przez krótki okres czasu istniało piwo Tyskie Pilzne, które było bardzo słabe. Piłem go, choć recenzji na blogu próżno szukać. Może więc teraz uda się uratować honor Kompanii Piwowarskiej? Piwo faktycznie jest złociste i nie to, że jakieś blade, niczym siuśki maratończyka po czterdziestym kilometrze. Piany jest ogrom, ale zbyt drobna to ona nie jest. Poza tym, jak to w koncerniakach bywa – szybko opada