Pamiętam jak się człowiek jarał pierwszym piwem z
Projektu 30 od Maryensztadtu. Wow! To było coś. Ekskluzywna buteleczka,
drewniany korek, zawieszka, olbrzymie parametry, ograniczona ilość i tylko
jedna uwarzona warka. Prestiż i wyjątkowość. Gęsia skórka i mrowienie w
przyrodzeniu murowane.
Wiosną tego roku do sklepów trafiło trzecie piwo z
tej serii i jakoś już przestałem się tym tak bardzo podniecać. Oczywiście wciąż
chciałem je mieć, wciąż leżało ono w kręgu moich piw most wanted, ale kisielu w majtkach po prostu nie było. Chyba się
starzeję. Tylu dobrych trunków już w życiu próbowałem, że kolejne po prostu nie
są mi już do szczęścia potrzebne. No, ale jak już w szafce leży taki specjał, to
grzechem byłoby go nie wypić :D
Projekt 30 – „3” to Wee Heavy. Szkocki „mięśniak” niezmiernie rzadko eksplorowany przez
naszych rzemieślników. Browar Maryensztadt uczynił z niego wersję imperialną
aplikując mu jebitne 32,2º Blg oraz równie jebitne 11,6% alkoholu! To jeszcze
jednak nie wszystko, bo jest to wersja barrel
aged. Ten mocarny skurczybyk dojrzewał sobie w beczce po szkockiej Whisky Laphroaig (nawet nie próbujcie
tego wymawiać, wystarczy że już w pisowni to słowo sprawia niemałe trudności). Jako,
że uwielbiam torfowe klimaty, to zanosi nam się tu na niezłe sztosiwo. Let’s go!
Jak to zwykle bywa w przypadku piw barrel aged, nawet pomimo agresywnego
nalewania, piany albo nie ma wcale, albo jest bardzo skąpa. Tutaj sprawdził się
ten drugi scenariusz. Samo piwo natomiast nosi ciemno brunatny odcień, wpadający
w przybrudzony burgund. O dziwo jest klarowne.
Już pierwszy łyk dał mi wiele do myślenia.
Spodziewałem się nieco innych doznań, ale w sumie tak dawno nie piłem żadnego Wee Heavy, że w zasadzie to odkrywam
ten styl na nowo, tym bardziej, że przesiąknięte jest na wskroś torfową ‘łychą’.
Ciecz jak na tak potężny ekstrakt przystało jest cholernie gęsta, lepka i
oleista. Niespiesznie spływa w dół przełyku, przyklejając się do wszystkiego,
co napotyka na swej drodze. Stare drewno, stara whisky, toffi, dym – to czuję w pierwszym akordzie. Dalej mamy
zużyte bandaże, jakieś nuty apteczne, wyraźne akcenty orzechowe, opiekanych
słodów i przypalonego karmelu. Wielce intrygujący to napitek! Tło zostało
zarezerwowane dla niuansów nafty, bakelitu i zjaranych przewodów elektrycznych
(nigdy nie kosztowałem, ale tak zapewne by smakowały). No, jest moc! Smakuje to
strasznie niecodziennie i dla większości społeczeństwa będzie zapewne nie do
przełknięcia. Tak się wczułem w odkrywanie smaku tego piwa, że zupełnie zapomniałem
jaki to ma woltaż. Swoją drogą procenty chyba gdzieś się pochowały, bo trunek
jest naprawdę zacnie ułożony. Owszem, czuć jego moc, ale wszystko tak fajnie do
siebie pasuje, że mam wrażenia picia jakiegoś miodu pitnego z dziwnymi
dodatkami. Alko rozgrzewa, ale nie ma mowy o pieczeniu, czy drapaniu w
gardełko. Goryczka przybrała bliżej nieokreśloną postać, ale jest bardzo
szlachetna. Nie za słaba, nie za mocna. Taka wręcz idealna. Piwo nie jest
nazbyt słodkie, więc gra gitara :)
Pora zamoczyć kinola i poczuć obiema dziurkami czym
to pachnie. Identycznie dziwne doznania, co powyżej. Zapach jest bardzo
wyrazisty i wielowątkowy, ale w zasadzie jest bardzo podobny do tego, co już
napisałem. Postaram zebrać to do kupy w kolejności od tego, co jest najbardziej
intensywne. Stara whisky, stare
stęchłe drewno, prażone słody, torf, dym, bakelit, nafta, karmel, toffi, miód
pitny, orzechy, przypieczona skórka chleba, rozgrzany asfalt, masa bitumiczna,
zjarana serwerownia. Jest tego w pytę i jeszcze trochę. Alkohol ponownie jest
bardzo subtelny, elegancki, szlachetny i wyważony. Ależ rozbudowany to aromat!
Można wąchać bez końca.
Trzecie piwo z serii Projekt 30 jest tak oryginalnym
napitkiem, że w zasadzie nie wiem, jak go potraktować, bo zdaje sobie sprawę,
że mało kto lubi takie klimaty. Ja osobiście uwielbiam torfowe naleciałości,
choć ta Laphroaig w połączeniu ze
szkockim Wee Heavy dostarczyła mi
naprawdę niecodziennych doznań. Wpływ beczki jest tu po prostu namacalny, wręcz
dominujący. Naprawdę nie przypomina to piwa…
Całość jest cholernie pełna w smaku. Zakleja gębę
swoją gęstością i lepkością. W miarę treściwy to napitek, ale bardzo dobrze
zbalansowany. Umiarkowana goryczka oraz niebagatelne ułożone, to jego kolejne
atuty. Czuć moc, czuć respekt, czuć szlachetność, czuć mega wyjątkowość. Piwo
nie dla każdego, raczej dla koneserów niecodziennych smaków. God damn! Jestem ukontentowany.
OCENA: 8/10
CENA: 35.99ZŁ (Z Innej Beczki)
ALK. 11,6%
TERMIN WAŻNOŚCI: brak
BROWAR MARYENSZTADT
Komentarze
Prześlij komentarz