Przejdź do głównej zawartości

PORTER NOSTER. Debiut na blogu Browaru Czarna Owca



Pierwszy dzień kalendarzowej jesieni to znak, że powolutku można już przestawiać się na te cięższe i mocniejsze napitki. Ja oczywiście nie jestem żadnym piwnym purystą i nikomu nie zabraniam żłopać latem na przykład mocarnych RISów. Sam od tego nie stronię, więc nie będę robił z siebie debila. Pijcie to na co macie ochotę i kiedy macie ochotę! Bóg i tak Wam to wybaczy ;)
Mnie ochota dzisiaj naszła właśnie na coś ciemnego i czarnego. Coś co stosunkowo dawno nie było już na blogu (dawno jak na moje standardy zapalonego fanatyka porterów bałtyckich).
Porter Noster pojawił się znikąd. Przychodzę z pracy, a on już na mnie czekał (dzięki Piwny Informator). Jest to zupełna nowość z debiutującego na blogu Browaru Czarna Owca. Dopiero co piwo trafiło do sklepów, więc tym razem refleks leniwca odchodzi do lamusa, a pojawia się refleks… pantery! ;p Można? Można :D
Browar Czarna Owca jest mi mniej więcej tak samo znany, co japońska sztuka miniaturyzowania drzew i krzewów bonsai. Wiem tylko tyle, że zadebiutowali gdzieś w połowie 2016 roku, a browar mieści się w miejscowości Semlin na Pomorzu. Jest to browar fizyczny, nie kontraktowy!


Opakowanie tegoż porterku to zupełnie inna bajka niż dotychczasowe wypusty Czarnej Owcy. Poczynając od małej butelki, kończąc na zupełnie odmiennej szacie graficznej. Mamy tu skromną graficznie, wręcz ascetyczną czarną etykietę, wykonaną z najlepszej jakości śliskiego papieru (tak jak lubię). Są podane najważniejsze parametry oraz krótka historyjka. Do pełni szczęścia brakuje tylko pełnego składu.
Mój dzisiejszy gość to całkiem zwyczajny porter bałtycki. 22° Plato, żadnych niespotykanych dodatków, żadnego leżakowania w beczce-po-czymś-tam. Klasyka pełną gębą. Czy mnie się taka klasyka podoba? O ile jest dobrze wykonana to tak, tutaj niestety chyba coś nie do końca zagrało. Fakt – piwo jest przyjemnie gładkie, ale jakieś takie mało wyraziste i niezbyt zdecydowane. Pełnia smaku jest raczej lichych rozmiarów. Ciemno brunatna barwa nam tego nie zdradza, ale jak dla mnie zbyt jednotorowo to smakuje. Mleczna czekolada z domieszką taniego kakao, jakiegoś karmelu i opiekanej słodowości. To w sumie by było na tyle. Wysycenie jest niskie, czyli tu akurat bez zarzutu. Spory plusik także za doskonale ukryty alkohol – siedmiomiesięczne leżakowanie przyniosło jak widać oczekiwane rezultaty. Goryczka jest niewielka i objawia się głównie na finiszu, który urywa się nagle i znienacka jak budowana od „iks” lat autostrada A2. Wielkiej tragedii niby nie ma, ale moje oczekiwania były dużo większe.

W zapachu jest dosyć podobnie. Tu również brakuje mi tych ciemnych klimatów, może jakiejś kawy, może chociaż odrobiny paloności. Tutaj niestety tego nie ma. Jest za to ta sama uboga, delikatnie opiekana słodowość, podszyta z lekka szczyptą karmelu, kakao i mlecznej czekolady. Ta ostatnia niestety kojarzy mi się z najtańszą marketową podróbą marki „no name”. Daleko w tle majaczy jakiś owoc, coś jakby ciemne winogrono lub daktyl (nie suszony). W miarę ogrzewania się piwa delikatnie trąca nosem alkohol, który jednak nie wychodzi poza pewne ramy i koniec końców zbytnio nie dokucza. Żeby być uczciwym – nie pachnie to źle, tyle tylko, że mało porterowo.
Cóż… nie tego się spodziewałem. Piwo jest ewidentnie do poprawki. Nazbyt uboga pełnia przekłada się tutaj na płytki i dosyć nudnawy smak, nie oferujący tak naprawdę niczego ciekawego. Brakuje tu głębi i zdecydowania, finezji i polotu. Odnoszę wrażenie, że komuś po prostu zabrakło pomysłu na to piwo. Ono jest takie jakieś…. nijakie – to chyba najlepsze określenie. Całość oczywiście da się wypić. Jest trochę słodkawo i jednowymiarowo, ale piwo jako takich wad sensorycznych nie ma. Nie mniej jednak przy obecnej recepturze i obecnym wykonaniu nie widzę w nim potencjału.
OCENA: 5/10
CENA: nieznana
ALK. 9%
TERMIN WAŻNOŚCI: 08.09.2018
BROWAR CZARNA OWCA

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

SHORT TEST: Dojlidy Classic powraca

  Prolog: Kompania Piwowarska wskrzesiła markę Dojlidy. To fakt, a nie żaden ponury żart. Nie znam dokładnie historii tej marki (Dojlidy to nie było tylko jedno piwo), ale Kompania Piwowarska szybko się jej pozbyła, gdy stała się właścicielem browaru w Białymstoku. O co kaman: Dojlidy Classic, to oczywiście „jasne pełne”. To nie jest identyczne piwo, jak było kiedyś. Jest po prostu „inspirowane oryginalną recepturą” i powraca w odświeżonej formie jako hołd dla wielowiekowego dziedzictwa marki. Znaczy się – gówno z tego będzie. Wdzianko: Ładne, głęboko złociste, nie takie blade, jak typowy koncerniak. Piana średnio ziarnista, nader obfita, umiarkowanie trwała. Kichawa mówi: Dosyć ładny, świeży, głównie chlebowy zapaszek. Do tego dochodzą jakieś ciastka, słód oraz subtelny chmiel w oddali. Całość pachnie rześko i naprawdę solidnie. Jadaczka mówi: Dużo słodu, herbatników, chlebka i zboża. Ciała to tu nie brakuje. W tle biszkopty oraz delikatna chmielowość. Goryczka jakaś tam...

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw...

WIELKI TEST PIW NIEPASTERYZOWANYCH

Był wieczór. Była zima. Był luty i było zimno, ale nie było śniegu. Na kwadrat wjechało mi kilkoro znajomych z tortem, szampanem i „czymś mocniejszym”. Tak, dwa dni wcześniej miałem urodziny. Nie powiem które, bo i tak zabrakłoby Wam palców do liczenia. Podpowiem tylko, że „trójka” z przodu już jakiś czas temu wskoczyła ;) Przyjąłem gości z wielką uciechą, no ale przecież w gościach nie można siedzieć o suchym pysku. No to tak na rozgrzewkę żeśmy zrobili test – Wielki Test Piw Niepasteryzowanych! A co było dalej, to już pozostanie naszą słodką tajemnicą ;p Planowałem to już od bardzo dawna, ale Bóg mi świadkiem, naprawdę ciężko jest zebrać odpowiednią ekipę. Moja ekipa do Wielkich Testów oczywiście nie jest stała jak możecie zobaczyć po zdjęciach, ale można powiedzieć, że trzon „testerów” pozostaje raczej niezmienny. Cóż ciekawego jest w piwach niepasteryzowanych? W sumie to nic. Wydaje mi się, że boom na tego typu napitki już dawno minął. Obecnie chyba już mało kto daje się ...

OKO W OKO - Perła Chmielowa vs Perła Export

  Było już porównanie Perły Chmielowej Pils w brązowej i zielonej butelce ( tutaj ), no więc w końcu przyszedł czas rozstrzygnąć, która Perełka jest lepsza – Chmielowa, czy Export. Obydwie z pewnością mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja raczej opowiadam się za tymi pierwszymi, choć z pewną rezerwą. A tak osobiście i prywatnie, to wolę Chmielową, ale w brązowej flaszce. Co ciekawe, Perła Export pojawiła się na blogu, jako jedna z pierwszych recenzji, a było to równo dziesięć lat temu… To, że są to te same piwa już na wstępie trzeba wykluczyć, bowiem woltaż aż nadto się różni. Producent w obydwu przypadkach nie podaje składu, więc nie wiemy tak naprawdę, jakie różnice są na papierze, ale za chwilę przekonam się, jakie będą w ocenie organoleptycznej. Perła Chmielowa Pils Ładne piwko, złociste, klarowne. Piana średnio obfita, dość rzadka i szybko się dziurawi. Kilka minut i już jej nie było. Lacingu brak. W smaku znajome nuty trawiastego chmielu, ziół oraz jasne...

V.I.P. MOCNE Z BIEDRONKI - RÓŻNICE MIĘDZY PUSZKĄ A BUTELKĄ

Ludzie ratunku! „Bieda-piwo” z biedry wkracza na salony! Kto nigdy w życiu nie pił V.I.P.a z Biedronki niech pierwszy rzuci we mnie kamieniem. Żadnych chętnych? Tak myślałem.  V.I.P. Mocne to piwo kultowe . Jest bezczelnie tanie, mocne (nieźle dmucha w kaszkiet) i można je kupić w każdym z tysięcy sklepów największej sieci handlowej w tym kraju. Stosunek ceny do procentów jest w V.I.P.ie tak korzystny, że wywołuje spazmy i inne orgazmy wśród głodnej alkoholu klienteli. Zna je każdy, a kto nie zna, ten musi poznać . Mi też kilka razy zdarzyło się mieć z nim kontakt. W czasach liceum człowiek nie miał zbyt wiele hajsu, więc musiał sobie jakoś radzić… Ale nie o tym miało być, nie o tym. Odkąd pamiętam na biedronkowej półce zawsze dumnie stały puszki z V.I.P.em. Jednak ku mojemu zdziwieniu jakiś czas temu obok puszek pojawiły się także butelki! Biorę jedną do łapy i czytam: „Wyprodukowano przez – Zakłady Piwowarskie Głubczyce S.A.”. O żesz w mordę – pomyślałem. Przecież p...

Argus IPA z Lidla

Chyba pierwszy raz w historii moje zdjęcie wrzucone do sieci wywołało jakąś „gównoburzę”, a przynajmniej mikro „gównoburzę”. Chodzi o fotkę Argusa IPA sprzed sześciu tygodni. Na tym Argusie nie ma, ani słowa po polsku. W zamian są węgierskie napisy i adres siedziby Lidla z Węgier. No co sobie wówczas człowiek mógł pomyśleć? Że piwo wyprodukowano nad Dunajem, ale jakimś dziwnym przypadkiem trafiło do Polski. Otóż, okazało się raczej coś odwrotnego, bowiem uwarzono je w Browarze Jędrzejów, należącym do Van Pura. Wydaje mi się, że jest to wersja eksportowa, która miała właśnie trafić na Węgry, ale przez jakąś pomyłkę część partii trafiła do „polskich” Lidlów. Po pewnym czasie, do tego samego Lidla dotarło już właściwe opakowanie z polskimi oznaczeniami. Jednakże różniące się kolorem przewodnim. Ja dzisiaj degustuję ‘wersję węgierską’. Nie wiadomo jaki tu jest ekstrakt, ani właściwie jaki to rodzaj ipki. Na pewno session , a co więcej, to zaraz się okaże.   Piwo jest takie trochę ci...

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów,...

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst...