Jednym z najnowszych (jak go kupowałem był
najnowszy) kwasów od Pinty jest Kwas Kappa. Tym razem Ziemek i spółka chyba nie
mieli za bardzo pomysłu na coś ekstrawaganckiego, bo poszli w całkowitą
prostotę. Tak zrodził się American Sour Lager.
Wpierw brzeczkę zakwaszono bakteriami kwasu mlekowego, następnie zaszczepiono
ją drożdżami dolnej fermentacji. Na koniec nachmielono to na zimno amerykańcami
i australijskim Galaxy. Co ciekawe w zasypie znalazł się tylko jeden rodzaj
słodu – pilzneński. Dodatków brak. Może być jednowymiarowo, ale nie uprzedzajmy
faktów. Wszak jankeskie lupuliny sypnięte od serca potrafią zdziałać cuda.
Ojcom polskiego piwowarstwa rzemieślniczego chyba
zaczyna powoli brakować liter greckiego alfabetu do nazywania swoich kwachów.
Tyle już przecież tego było… No, ale nie mój problem ;)
Kwas Kappa ląduje w szkle. Wygląda apetycznie. Złota
barwa, delikatnie zamglona. Do tego sowita porcja śnieżnobiałej piany, która
sprawia wrażenie drobnej i zwartej. Jej żywotność natomiast jest średnia.
Mogłaby troszkę dłużej ze mną zostać.
Pierwszy łyk. Owszem, może i jest trochę
jednowymiarowo, ale kurde bele cholernie smacznie! Oni to jednak umiom w te kwasy. Piwo jest tak
niebagatelnie rześkie, że klękajcie narody. Tak niebywale świeże, że aż mi się
płakać ze szczęścia chce. Klasyk powiedziałby: „o take krafty walczyłem”.
Wysoka kwaskowość wraz z wysokim wysyceniem zdziałały tutaj cuda. Ciecz znika
ze szkła w zastraszającym tempie! Ciała jest tu w sam raz, nie można
powiedzieć, że to jakiś cienkusz (w końcu to 13 Plato). Dominuje cierpki kwasek
cytrynowy, sok z cytryny oraz skórka cytrusowa. Delikatna słodowość pełni zaś
rolę tła, w którym znajdziemy także nieśmiałe nuty owoców tropikalnych, agrestu
i kwaśnych mandarynek. W posmaku czuć wyraźnie akcenty kefirowe,
charakterystyczne dla bakterii lacto.
Goryczka jest bardzo znikoma, ale to akurat najmniej ważny aspekt. Piwo jest
pyszne :)
W aromacie już takiego szaleństwa nie ma, bo
trudniej odczuwać nosem tą mega przyjemną kwaśność i cierpkość. Nie mniej
jednak piwko pachnie bardzo przyjemnie. Co dziwne, zapach nie zdradza nam tak
dużej porcji kwachu. Napitek pachnie oczywiście cytrusowo, z wyraźnym
wskazaniem na cytrynę i limonkę. W aromacie silniej też odczujemy amerykańskie
chmiele – mango, liczi i papaja miło łechcą moje włosy w nosie. Stawkę zamyka
subtelna zbożowa słodowość z niewielką domieszką kefiru, czy też maślanki. Całość
wypada świeżo i bardzo naturalnie. Złożoność też w sumie całkiem zadowala.
Kwas Kappa okazał się być piwem niebanalnie
pijalnym, okrutnie rześkim, półpełnym w smaku, a zarazem dość lekkim w
odczuciu. Ciało, mimo że obecne, wcale się nie narzuca. Słodowość jest tutaj
tylko dopełnieniem cytrusów, kwasku i cierpkości na finiszu. Piwo naprawdę robi
robotę i doskonale ugasi nawet największe pragnienie. Z mojej strony szczerze
polecam! Warto :D
OCENA: 8/10
CENA: ok 8ZŁ
ALK. 5,4%
TERMIN WAŻNOŚCI: 14.10.2019
BROWAR PINTA//BROWAR NA JURZE
Komentarze
Prześlij komentarz