Jeśli śledzicie mojego fejsbuka, to już zapewne
wiecie co działo się w miniony weekend pod Jasną Górą. I nie mam tu wcale na
myśli pewnej pielgrzymki, która szła z krzyżami i pieśniami religijnymi na
ustach przez sam środek festiwalu.
No właśnie. 4 Częstochowski Festiwal Piwa Rzemieślniczego
i Food Trucków. Miejsce to samo co za pierwszym i drugim razem. III Aleja
N.M.P, ścisłe centrum, reprezentatywny deptak przez który przechodzi każdy
pielgrzym idący, czy to z Suwałk, czy z Wypizdowic Wielkich. Tuż obok Ratusz i
Plac Biegańskiego, gdzie ów festiwal odbywał się rok temu.
BROWARY
Może najpierw o samych browarach. Było ich naprawdę
sporo jak na Częstochowę. Pośród nich powstawiane były foodtrucki z żarciem. Od burrito, po pizzę, kebsy i burgery. Każdy
mógł wszamać to, co lubi najbardziej. Ja jednak nie stołowałem się na
festiwalu, więc o jakości nie mogę nic powiedzieć.
Naliczyłem lekko ponad dwadzieścia stoisk z piwem.
Naprawdę było w czym wybierać. Co ważne, nie zabrakło też takich świeżaków jak
Browar Bury, Browar Pilica, Dwie Krople, czy Mistrzowie Smaku. Była to doskonała
okazja, by spróbować piw z tych jakże mało znanych browarów. Jednak zgodnie z
moim sumieniem nie zamierzam Wam tu opisywać jak smakowały konkretne piwa. To
nie w moim stylu, od tego są inne blogiery.
Ja nie po to idę na festiwal, by napić się dwustu różnych próbek piwa i robić z
tego gorączkowo notatki w telefonie. Dla mnie liczy się luz psychiczny,
możliwość rozmowy z piwowarami, właścicielami browarów, czy nawet ze swoimi
znajomymi.
Oczywiście staram się przy tym wyłapać cechy
danego napitku, dowiedzieć się nieco o składnikach, czy metodzie warzenia. Ale
moim celem nigdy nie było i nie będzie robienie z tego recenzji. Nie mniej
jednak jest kilka piw, które zapamiętałem i które muszę Wam bardzo polecić.
Autovidol (Gooseberry Ale) od Piwo z
Żuka, Calamansi IPA z Browaru Pivovsky, Light Sour Delicious (Maracuja Sour Ale) od Moczybrody, Crab (Cream Stout) od Piwo Stalove, Sourtense
(Guava Double Sour Ale) ze Szpunta, i
Favorit 89 (Vermont IPA) z Browaru
Brewera. To po prostu piweczka idealne, które wywarły na mnie olbrzymie
wrażenie. Kurde, musicie ich spróbować! :D
BRACTWO
PIWNE
Koniecznie muszę też wspomnieć o namiocie Bractwa
Piwnego, gdzie szerzona była kultura picia piwa, jak również sama wiedza na
temat jego warzenia, poszczególnych składników i wielu innych rzeczy związanych
z piwem i piwowarstwem. Każdy mógł tam podejść i zapytać o cokolwiek związanego
z naszym ulubionym trunkiem. Do kupienia było tam szkło festiwalowe oraz torby
na piwo. Można było też napić się za darmo piwa warzonego domowym sposobem i to
w aż dziesięciu stylach! Były też różnego rodzaju konkursy „zręcznościowe”,
gdzie do wygrania były oczywiście… piwa, ale już takie komercyjne.
X
CZĘSTOCHOWSKI KONKURS PIW DOMOWYCH
Jak co roku jednym z punktów festiwalu jest konkurs
piw domowych. W tym roku jubileuszowy, bo to dziesiąta edycja. Z tej okazji
ogłoszonych zostało równe 10 kategorii! Wiem, że to dużo, ale trzeba to było
jakoś uczcić. O samej formule konkursu nie będę się tu rozpisywał, bo już to
maglowałem kilka razy na blogu. Faktem jest, że liczba zgłoszeń była naprawdę
duża. Grubo ponad 100 piw zostało zgłoszonych. Najlepszym piwem, czyli Championem
okazało się piwo Artura Cieślaka w stylu Tea
IPA!!! Gratuluję zwycięzcy. W nagrodę piwo wg jego receptury zostanie uwarzone
w Browarze Na Jurze. Laureat rzecz jasna sam będzie brał udział w warzeniu, a
potem butelki i kegi pójdą w świat :)
PODSUMOWANIE
Mimo średnio sprzyjającej pogody festiwal z mojej
perspektywy uznaję za udany. W piątek było co prawda nie za dużo osób, ale dla
takiego klienta jak ja, to doskonała okazja do porozmawiania z twórcami piw,
czy też właścicielami. W tym miejscu chciałbym podziękować za miłą pogawędkę Robertowi
z Piwa z Żuka, Adrianowi z Wrężela, panom od Piwo Stalove i Piekarni Piwa oraz
pani w Browaru Pilica.
W sobotę ludzie dopisali, ale jak koło siedemnastej zaczęło
padać no to już *uj bombki strzelił. Na to nie ma mocnych, zwłaszcza że tak naprawdę
mało który browar miał jakiś namiot z ławeczkami, gdzie można by było sączyć piwko.
Jeśli już, to były to ławki pod gołym niebem. W niedzielę za to deszczu nie było,
ale temperatura była zdecydowanie najchłodniejsza. Nie przeszkodziło to jednak
częstochowianom do licznego odwiedzania terenu festiwalu. Z tym należy mieć na
uwadze, że gro osób po prostu tamtędy przechodziło. Była niedziela, a to jak
wspominałem najbardziej reprezentatywna ulica w mieście. W dodatku zaledwie pół
kilometra od Jasnej Góry, więc przypadkowych osób (turystów) było dosyć dużo.
No, ale z drugiej strony niechby chociaż co dziesiąty przechodzień z ciekawości
kupił jakieś piwo, to już było plusem dla wystawców. W hali natomiast deszcz na
łeb się nigdy nie leje, ale przypadkowych ludzi praktycznie nie ma. Wszystko ma
swoje plusy i minusy. Do zobaczenia za rok. Zdrówko! :)
Komentarze
Prześlij komentarz