W tym roku listopad nie obrodził zbytnio w piwa
dyniowe, wobec tego dzisiaj na tapecie nie żadna nowość, lecz zeszłoroczny
wypust Browaru Kingpin, który postanowił uczcić Hallowen Pumpkin ejlem z
dodatkiem rokitnika, palonego jęczmienia icukru kandyzowanego oraz jankeskich
lupulin (bo Kingpin nie znosi nudy ;)).
W rzeczy samej piwa dyniowe nie należą do najsmaczniejszych
cymesów na świecie, bowiem sam miąższ dyni prawie nic nie wnosi lub wnosi
bardzo niewiele do gotowego trunku. Dlatego też niepisanym zwyczajem jest
pakowanie do tego typu piw wielu różnych rodzajów przypraw. Kingpin postawił na
oryginalność i wybrał owoce rokitnika zwyczajnego, który w stanie dzikim rośnie
również w Polsce. Jego sadzonki często wykorzystywane są jako roślina ozdobna w
ogrodach, z owoców zaś można przyrządzać soki, dżemy i przeciery, a także
maseczki kosmetyczne i herbatki lecznicze. Szczerze – nie mam pojęcia jak to
cholerstwo pachnie, ani jak smakuje.
Otwieram i przelewam. Cykam kilka fotek i jadę z koksem.
Piwo jest bardzo mętne (to zrozumiałe), a jego barwa cechuje się brunatnymi
naleciałościami z lekką domieszką ciemnego bursztynu. Mało apetycznie to
wygląda, ale co tam...
Muerto tuż po przelaniu okrył się umiarkowanie wysoką czapą
jasno beżowej piany, zbudowanej ze średniej wielkości pęcherzy. Niestety nie
obcowała ona ze mną zbyt długo – po dłuższej chwili nastąpiła redukcja do
symbolicznego kożuszka. Mówi się trudno.
Biorę pierwszy łyk, bo chyba piwko jest jeszcze troszkę za
zimne na wąchanie. Czuję wyraźną mętność i gładkość tego specjału, który wolno
i niespiesznie spływa mi po przełyku. Na pierwszy plan wysuwa się bardzo
przyjemna owocowa nuta, pochodząca od chmielu. Mamy tu całkiem przystępną ilość
tropików oraz garść cytrusów, które jednak są dość stonowane. Na drugim planie
egzystuje lekko opiekana słodowość, tosty, karmel, nieco chmielowych aspektów,
trochę ziół, a także szczypta żywicznych doznań. Na samym końcu być może
majaczy ten rokitnik. Wyczytałem w internetach, że jego owoce są kwaśne i
cierpkie i właśnie coś takiego siedzi sobie cichutko w tle. Nie mniej jednak
jest to smaczne i rześkie zarazem. Śladu dyni oczywiście nie wyczułem. Aha, na
finiszu pojawia się i szybko znika bardzo szlachetna, chmielowa goryczka, która
mimo, że nie jest zbyt mocna, to idealnie kontruje słodową pełnię. Dosłownie
pasuje do tego piwa, jak dłoń do rękawiczki (o ile to nasz rozmiar).
Zapach jest dość dziwny, osobliwy. Początkowo kojarzy mi się
on z zepsutym lub co najmniej nieświeżym piwem. Na szczęście z biegiem czasu
owe złudzenie mija. Mamy tu spore pokłady nieco mdłej słodowości, która
podobnie jak w smaku jest lekko opiekana. Tuż obok podążają średnio wypieczone
tosty, biszkopty, karmel i coś jakby delikatnie przypieczony spód od ciasta.
Dopiero za tą watahą wdzięcznie biegnie tropikalna owocowość, w której są także
cytrusy, subtelna żywica i chyba znowu ten rokitnik (choć to tylko
przypuszczenia). Całość lekko kwaskowa, nader intensywna i rozbudowana, choć
moim zdaniem chyba ciut za mocno słodowa. Z drugiej jednak strony nie należy
zapominać, że to Pumpkin Ale, a nie jakaś AIPA.
Rzeczone piwo odznacza się niebywałą pełnią, jest gęste i
gładkie zarazem, ale na szczęście mało słodkie. Chmielowa goryczka robi tutaj
świetną robotę – normalnie balans pierwsza klasa. Pijalność także na wysokim
poziomie. Mimo, że piwo nie jest wcale lekkie i sesyjne, to pije się je szybko,
a uśmiech nie znika z pyszczka ;p
Gdybym nie wiedział co piję, w życiu bym nie zgadł, że to
piwo dyniowe, w dodatku, że jest z jakimś rokitnikiem. Tak, czy siak, jak na
ten styl, to genialna robota. Mimo skromnego udziału specjalnych dodatków
trunek ten jest dość złożony, nader oryginalny, ciekawy i po prostu bardzo
smaczny.
OCENA: 8/10
CENA: ok. 9.50ZŁ
ALK.7%
TERMIN WAŻNOŚCI: 27.04.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 27.04.2016
BROWAR KINGPIN//BROWAR ZARZECZE
Komentarze
Prześlij komentarz