"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych
piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się
na blogu mniej więcej
raz na miesiąc w okresie
jesienno-zimowym.
Moja Piwniczka come
back! Tak moi drodzy. Zrobiło się naprawdę chłodno, wieczory stały się
długie, liście pożółkły i pospadały z drzew. Przyszła jesień – widać gołym
okiem i czuć wszystkimi zmysłami. A to chyba najlepszy powód, by zejść do
piwnicy i chwycić się czegoś mocniejszego, czegoś co porządnie zaszło kurzem i
pajęczynami…
Październik to miesiąc, kiedy to już tradycyjnie od
kilku lat odpalam na blogu cykl wpisów poświęcony długo leżakowanym piwom i nie
chodzi tu bynajmniej tylko o RISy i portery bałtyckie (przekonacie się o tym
niebawem).
Na pierwszy ogień w tym sezonie idzie ponad
5,5-letni Black Boss od Witnicy. Piwo dosyć dobrze znane, ale czy lubiane? Przeze
mnie raczej niekoniecznie. Co prawda świeży egzemplarz na blogu wypadł nie tak
wcale słabo, ale trzeba mieć na uwadze, że w Polsce słabych porterów bałtyckich
praktycznie nie ma. Tak więc, mimo że piwo było nie najgorsze, to i tak zyskało
jedną z najniższych ocen wśród krajowych reprezentantów stylu. Zarzucałem mu
głównie zbyt ordynarny alkohol i ogólne nieułożenie. Jest to więc doskonała
okazja, by sprawdzić jak czas wpłynął na ten trunek. Czy mu pomógł, czy
zaszkodził? I czy w ogóle piwo się zepsuło? ;)
Producent
|
Browar Witnica
|
Termin ważności
|
07.10.2014
|
Wiek (miesiące)
|
69
|
Zawartość alkoholu (%)
|
8,5
|
Ekstrakt (°Blg)
|
18,1
|
Ładnie to pieruństwo wygląda w szkle. Jest idealnie
klarowne, niby czarne, ale pod światło mieni się burgundowymi przebłyskami. Piana
dosyć wysoka, zwarta, drobna i puszysta. Opada długo i niespiesznie,
zostawiając na szkle wyraźny lacing. Klasa.
W smaku piwo jest słodkie, deserowe. Od groma tu
suszonych śliwek, daktyli i rodzynek. Dalej mamy prażone słody, mleczną
czekoladę, kakao, słodkie pralinki i skórkę pieczywa razowego. Całość jest
przyjemnie gładka i śliska na podniebieniu. Goryczka znikoma, ale piwo nie
zamula. Z tła można jeszcze wyłuskać nieśmiałe tony orzechów, kawy zbożowej,
melasy i cukru trzcinowego. Wysycenie raczej niskie, pasujące do stylu. Wygląda
na to, że bez mała 6 lat, to wystarczająco długo, by alkohol się stąd
teleportował. Nie czuć tu ani krzty etanolu! Naprawdę bardzo dobrze to smakuje.
Piwo jest złożone i szlachetne, takie dostojne można rzec, choć
ponadprzeciętnie słodkie. Smakuje trochę jak nadziewane owocami pralinki.
Czas zapuścić żurawia… to znaczy nosa do szkła. Jest
dobrze, fajnie, porterowo. Intensywność aromatu co prawda nie powala, ale ciecz
przyjemnie zalatuje opiekanym słodem, chlebkiem razowym, słodką czekoladą i
pralinkami (tanimi niestety). W drugim rzucie na talerzu dostajemy porządną
garść suszonych owoców – rodzynki, śliwki, daktyle i czarną porzeczkę. Znowu
jest słodko i wybitnie deserowo. Stawkę zamyka subtelna woń likieru owocowego,
szczypta kawy zbożowej i cukru kandyzowanego. Ogólnie klimat bardzo podobny do
tego, co czuć w smaku. Alko co prawda gdzieś tam lekko pobrzmiewa, ale ułożenie
jest tu niemal idealne. To nie jest żadna wada.
Pełnia smaku jest tu bez zarzutu, podobnie jak
wysoka pijalność i przyjemna gładkość. Trunek wchodzi naprawdę gładziutko i
szybko. Piwo jest bardzo treściwe i wyraźnie słodkie, co może niektórym
przeszkadzać, jednak wg mnie mieści się to w widełkach stylu. Alkohol
znakomicie się utlenił, dając spore pokłady suszonych owoców.
Totalnie wyleżakowany Black Boss okazał się być
wyraźnie lepszy niż świeżak. Piwo utleniło się w pożądanym kierunku - alkohol
niemal zupełnie zniknął, nie ma sosu sojowego, są duże ilości suszonych owoców.
O to właśnie chodziło :)
OCENA:
8/10
Jeśli
ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne,
ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do
newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na
fejsie ;>
Komentarze
Prześlij komentarz