Dziś kolejne piwo z browaru kontraktowego
Piwoteka, a jest nim Zupa Dębowa. Co tym razem zgotowałem dla nas Marcin
Chmielarz? Jest to klasyczne, czyli angielskie Pale Ale. Żeby jednak nie
było tak nudno i drętwo potraktowano je amerykańskim chmielem na zimno,
dosypano słodu żytniego i dodano płatków dębowych do leżaka... Od razu inna
bajka prawda?
Od jakiegoś czasu etykiety z Piwoteki stały się spójne i
przemyślane, posiadające jedną wspólną koncepcję. Zazwyczaj nazwa piwa odnosi
się w ten, czy inny sposób do Łodzi lub okolic i to jest jak najbardziej fajne.
Z tyłu butelki mamy szereg dodatkowych informacji, od temperatury serwowania,
po polecane przy piwie potrawy i to też jest fajne. Niestety w tej beczce miodu
jest też łyżka dziegciu – niektóre etykiety, czy też ich fragmenty są mało
czytelne. Wszystko się tu zlewa, bo czcionka jest mała, a przy okazji czasami
nazbyt wymyślna, kolory jakieś takie nijakie, mdłe i wyblakłe... Sam pomysł mi
się podoba, ale nad wykonaniem bym jeszcze posiedział. W końcu nie o to
przecież chodzi, by klient mając w ręku butelkę zastanawiał się jaka jest nazwa
tego piwa.
Zupa Dębowa generuje tak obfitą i drobną czapę piany, jakby
ktoś nafaszerował ją azotem. Nie mam fotki, ale bez mała jedna trzecia szklanki
to biały puch... sorki – bardziej ecru niż biały. Rzeczona piana cechuje
się nadzwyczajną puszystością i żywotem, którym nawet żółwie by nie pogardziły
;) Natomiast na ściankach wzrok przyciąga niezwykle sowity i urokliwy lacing.
Taką piankę to ja rozumiem!
Bursztynowo-miedziany trunek jest wyraźnie zmętniony, a w
cieczy gołym okiem widać niewielkich rozmiarów farfocle. Niezbyt apetycznie to
wygląda, ale wystarczy przecież zamknąć oczy, albo mieć silną wyobraźnię. Mi
bynajmniej wcale to nie przeszkadza.
Piwo jest przyjemnie aksamitne i gładkie, co zapewne jest
zasługą żytniego słodu. W smaku
pierwsze skrzypce gra oczywiście solidna słodowa baza, okraszona nutką
przypieczonej skórki chleba i średnio wypieczonych tostów. Nieco dalej pojawia
się dość wyraźny karmel oraz nie mniej wyraźna chmielowość typu ziołowego. Na
samym końcu dopiero majaczy delikatna dębina, która bardzo płynnie przechodzi w
umiarkowanie goryczkowy finisz, gdzie spotyka nas szlachetna i krótka,
ziołowo-łodygowa goryczka. Wysycenie jest niskie, ale w końcu to angielskie Pale
Ale.
Smak jest całkiem niezły, ale zapach moim zdaniem jest
jeszcze lepszy – głównie za sprawą przyjemnych owoców. Rodzynki, suszone
śliwki, daktyle i figi faktycznie wnoszą sporo rześkości i nieźle urozmaicają
wrażenia. Zaraz za nimi dumnie kroczy karmel, i nieco stonowana słodowość,
której także towarzyszą delikatnie opiekane klimaty (tosty, chleb razowy). Tuż
obok prym wiedzie amerykański Chinook, który wnosi tutaj bardzo miłe dla nosa i
dosyć wyraźne aromaty owoców tropikalnych i cytrusów. W tle, podobnie jak było
w smaku, pojawia się minimalna nutka drewna, a także szczypta słonecznika oraz
orzechów. Fajny i złożony to zapaszek. Podoba mi się.
Piwo jest dość pełne w smaku, złożone i nawet nieźle
zbalansowane, choć sumarycznie zarysowuje się tutaj przewaga treściwości nad
wytrawnością. Kremowa konsystencja oraz gładkość to także niewątpliwe atuty,
choć jakoś nie specjalnie przekłada się to na pijalność, która jak dla mnie
jest średnia. Poza tym jednym tylko mankamentem Zupa Dębowa z Piwoteki to nader
udane, przemyślane i wielowątkowe piwo. Niektórym może doskwierać niski poziom
płatków dębowych, ale przypominam, że to nie to samo co leżakowanie w
drewnianych beczkach...
OCENA: 8/10
CENA: ok. 9ZŁ
ALK.5,1%
TERMIN WAŻNOŚCI: 22.11.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 22.11.2016
BROWAR PIWOTEKA//BROWAR JAN OLBRACHT
Komentarze
Prześlij komentarz