Dziś kontynuuję przygodę z kontraktową Fabryką
Piwa. Na tapecie ląduje bowiem kolejna nowość z FP i zarazem kolejny single
hop.
Kilka dni temu opisywałem Rakau in Krakau, które było pejl
ejlem na nowozelandzkim chmielu Rakau. Mój dzisiejszy ziomal natomiast to,
tak jakby jego starszy/większy brat, który został już ochrzczony kultowym
mianem IPA, jednakże bez przedrostku American. Jest to bowiem New
Zealand IPA, gdzie całą robotę wziął na barki chmiel odmiany Waimea.
Obydwa piwa mają takie same parametry i najprawdopodobniej
również identyczny zasyp, a różnią się tylko odmianą użytego chmielu i zapewne
jego ilością, bo Maori Kiss wg etykiety ma wyraźnie więcej goryczki – 60 IBU.
No, ale dosyć już ględzenia, bo przecież mam tu piwo do
wypicia ;)
Zrzucam kapsel (widelcem), przelewam i cykam kilka mniej lub
bardziej beznadziejnych fotek. W szkle ląduje wyraźnie mętny, bursztynowy
trunek. Wieńczy go przeciętnie urodzajna piana, która ma białą barwę, bardzo
drobną strukturę i nader puszystą konsystencję. Piana opada długo i
niespiesznie, zostawiając na ściankach bardzo urokliwe firany. Nice!
Czas napić się tego specyfiku, na wąchanie przyjdzie jeszcze
pora. Od razu czuć, że piwo jest lekkie i wytrawne (w sam raz na lato, a tu
zima niestety). Wysycenie ponownie nie za wysokie, czego akurat nie jestem
zwolennikiem, bo ujemnie rzutuje to na rześkość takiego napitku. W smaku prym
wiodą owoce, głównie mam przed oczami brzoskwinie, morele oraz mandarynki, ale
skłamałbym, gdybym nie wymienił również cieni mango i grejpfruta. Owoce
kontrastują z obfitym słodowy ciałem, które - mimo, że piwo sprawia wrażenie
lekkiego – moim zdaniem zbyt ochoczo bierze się do pracy. W tle odnalazłem
również łyżkę karmelu oraz szczyptę sosny, wspartej subtelną żywicą. Całość
wieńczy bardzo wyraźna ziołowo-łodygowa goryczka, która niestety trochę zalega
i w połączeniu ze sporą słodowością sprawia mdłe i raczej mało ciekawe
wrażenie.
Sam aromat natomiast jest już o niebo lepszy – intensywny,
owocowy i wyraźnie słodki. Tu również rządy sprawują białe i żółte owoce, z
których nie sposób nie wymienić brzoskwini, mango, moreli, ananasa, papai,
melona, czy białego winogrona. Nieco dalej spotykamy na swej drodze mocne
akcenty kwiatowe, które świetnie komponują się z ww. owocami. Ciasteczkowy słód
nie jest tak natrętny, jak to miało w miejsce w smaku – stanowi tutaj tylko i
wyłącznie subtelną otoczkę, pełniącą rolę przyjemnego tła. Daleko w głębi
natomiast, gdzieś na granicy mojej percepcji majaczą ulotne nuty sosny oraz
lasu. Mniej w postaci igliwia, a bardziej owoców leśnych (jeżyny, poziomki).
Fajnie i przyjemnie się to wącha. Dominacja różnej maści fruktów
naprawdę robi robotę.
Piwo ma umiarkowaną pełnię, jest lekkie, choć nie wodniste.
Balans został równomiernie rozłożony, choć zalegająca goryczka i nieco mdła
baza słodowa, skutecznie ujmują tu pijalności, która jest po prostu średnia.
Gdyby oddzielić sam zapach, byłoby naprawdę bardzo dobrze.
Niestety w smaku Maori Kiss poza fajnymi owocami nie oferuje nic
nadzwyczajnego, w dodatku ma dwa uprzykrzyjące życie mankamenty. Nie są to może
wady, które zupełnie wypaczają radość z picia, ale na pewno nie pozostają bez
wpływu na odbiór całości.
OCENA: 6/10
CENA: nieznana
ALK.5,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.06.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 30.06.2016
FABRYKA PIWA//SZCZYRZYCKI BROWAR CYSTERSÓW „GRYF”
Dla mnie w aromacie Dms, smak masło ...Dms nie udane piwo , Dms przykrywa wszystko co miało być w tym piwie dobre. Nie dałem rady wypić wylałem połowę piwa.
OdpowiedzUsuń