"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się na blogu mniej więcej raz na miesiąc w okresie jesienno-zimowym.
Wraz z początkiem 2017 roku Browar Gościszewo wypuścił piwo 55 Porter Wędzony. Natomiast w połowie 2015 roku świat ujrzał 55 Porter Wędzony 2015, ale to piwo było w ozdobnej tubie i butelce z korkiem drewnianym o pojemności 0,75L. Miało ono 24 ballingi, a wydano je z okazji 24-lecia istnienia browaru. Tych dwóch porterów nie należy mylić, choć obydwa są piwami wędzonymi.
Ja dzisiaj zajmę się tym pierwszym i to już drugi raz. Obecnie trunek liczy sobie ponad 5 lat i uznałem, że to już odpowiednia pora, by ponownie wziąć go na warsztat. Jako świeżak porter ów nie zaskarbił sobie mego uznania. Stwierdziłem nawet, że jest to jeden z najsłabszych krajowych porterów bałtyckich. W głównej mierze za sprawą nudnawej treści, którą oferował, choć rachityczna wędzonka również była tego powodem. Wątpliwym jest, by po pięciu latach takie piwo znacząco zyskało, ale pewności rzecz jasna nie mam. Kilka razy zostałem już porządnie zbity z tropu, więc z werdyktem poczekam do końca degustacji.
Producent |
Browar Gościszewo |
Termin ważności |
31.12.2017 |
Wiek (miesiące) |
51 |
Zawartość alkoholu (%) |
8 |
Ekstrakt (°Blg) |
20 |
Piwo jest czarne jak dupa nietoperza, ale to też po części zasługa grubego szkła. Beżowa piana jakoś nie chciała współpracować i finalnie było jej naprawdę niewiele. Na szczęście nie jest to powód do ubolewania.
Miło zaskoczyłem się po pierwszym łyku, bowiem jest wędzonka! Serio. Jej poziom jest oczywiście bardzo niski, ale bez wątpienia czuć dym. Króluje mleczna czekolada, do tego garść pralin oraz rozpuszczalne kakao. Tuż obok kroczy kawa zbożowa i prażony słód skąpany w delikatnym karmelu. Stawkę zamyka subtelna nuta lukrecji, ale całość przypomina mi nieco brownie. Swoje trzy grosze wtrąca też zadziwiająco wysoka i trochę zalegająca goryczka (kawowa), która chyba nie była, aż tak mocna w świeżym egzemplarzu. Niestety wciąż jest tak samo mdła. Wysycenie jest bardzo niskie, niemalże zerowe. Piwo posiada słodko-gorzki wydźwięk, jest umiarkowanie złożone, a sumarycznie smakuje tak sobie. W sumie to niemal identycznie jak kiedyś, co jest nader zaskakujące.
W aromacie jest bardzo podobnie, czyli w głównej mierze czekoladowo, kakaowo i pralinkowo. Niestety to wszystko wydaje się być wersją typowo budżetową (to samo było przedtem). Na sile zyskuje natomiast lukrecja oraz wędzonka, która bez wątpienia jest silniejsza niż kiedyś. Całość wypełnia w miarę przyjemna nuta opiekanego słodu i ciemnego pieczywa. W tle majaczą jeszcze akcenty orzechów oraz karmelu. Alkohol jest bardzo dobrze ułożony, ale z drugiej strony tak było już w świeżej wersji.
Jestem dosyć zaskoczony tą degustacją. Chodzi mi tutaj głównie o wędzonkę, która myślałem, że po tylu latach zaniknie (choć nigdy nie była intensywna), a jednak okazało się niemalże odwrotnie – w zapachu jest na pewno silniejsza. Drugim zaskoczeniem jest fakt, że piwo tak naprawdę niewiele się zmieniło. Śladów utleniania ze świecą szukać. W związku z tym moja ocena będzie identyczna jak w 2017 roku. Wciąż mam te same, czyli co najwyżej średnio udane wrażenia. To piwo jest naprawdę nudnawe, choć oczywiście pić się da.
OCENA: 6/10
Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>
Komentarze
Prześlij komentarz