Przejdź do głównej zawartości

HARD BRIDE

Lato jeszcze nas nie opuściło, choć temperatury wyraźnie spadły. Co prawda mam w zanadrzu jeszcze kilka typowo letnich pozycji, jednak dzisiaj zdecydowałem się otworzyć może nie żadną nowość, ale jedno z nielicznych w Polsce piw w stylu Barley Wine, czyli Hard Bride z AleBrowaru.
Ku mojej dezaprobacie, na palcach jednej ręki można policzyć polskie browary nowofalowe, które dotychczas zmierzyły się z tym, jakże mocnym, ciekawym i esencjonalnym trunkiem. Jednym z nich jest właśnie wspomniany AleBrowar, który klasyczne ‘wino jęczmienne’ doprawił jankeskimi lupulinami, w konsekwencji czego powstało American Barley Wine.
Powiem szczerze, że kupiłem to piwo z myślą o jesieni, może nawet zimie (nie ma nic przyjemniejszego niż rozgrzanie się mocnym trunkiem w zimowe, długie wieczory). Niestety musiałem zmienić moje niecne plany... Jakże duże było moje zdziwienie, gdy skonstatowałem dziś, że termin ważności tego ’mocarza’ minął dwa dni temu! Sam nie wiem ile to piwo przeleżało w mojej piwnicy, ale na pewno nie więcej niż 2-3 miesiące. Oczywiście wiem co nieco o leżakowaniu piw i jestem pewien, że tak mocne trunki leżakowane w odpowiednich warunkach nie zepsują się przez długie miesiące, a nawet lata (a w większości przypadków nawet zyskają). Nie mniej jednak jest to Barley Wine na amerykańskich chmielach, którym długie leżakowanie zdecydowanie szkodzi. W sumie to każde dobrze nachmielone piwo (nawet polskimi odmianami) mocniej uwypukla swój chmielowy charakter, im jest bardziej świeże. 


Otwieram i przelewam. Piwo prezentuje się wyśmienicie – lekko mętna, miedziano-rubinowa barwa, poprzecinana ładnymi, czerwonymi refleksami. Na wierzchu dość obfita piana, drobna, puszysta i gęsta, koloru ecru. Owa pierzynka opada wolno i niespiesznie, zostawiając po sobie solidne zacieki na szkle. Naprawdę w tej kwestii jest w zasadzie książkowo.
Pierwsze niuchnięcie to faktycznie „hamerykańskie” chmiele, jednak tuż za nimi czai się prawdziwa głębia aromatu. Nie trzeba nawet mieszać, by niezmożone pokłady przyjemnie opiekanego słodu niemal zatkały mi nozdrza. Tosty, skórka od chleba, delikatnie prażone słody i inne melanoidy tarzają się w karmelowym morzu i jak widać (w sumie to czuć) jest im tam dobrze. Drugi plan to subtelna owocowość, raczej typu suszonego (rodzynki, figi, morele), choć trochę świeżych tropików oraz cień cytrusa też da się tu odnaleźć. W tle natomiast doszukałem się bardzo subtelnej, wręcz symbolicznej nuty przyprawowej (głównie wanilii), która zwiększa tylko parabolę doznań. Jak się mocniej sztachnę, to zapach tego wywaru kojarzy mi się poniekąd z jakimś różowym winem, więc jest dobrze. Naprawdę so good!

Smak to prawdziwe niebo w gębie. Piwo jest tak okrutnie wyraziste i gęste, że aż chce się płakać ze szczęścia! Tu również prym wiodą opiekane słody, z lekka podszyte sznytem amerykańskich chmieli. Nieco dalej muskuły pręży pokaźna dawka różnej maści owoców. Są tu zarówno suszone ‘frukty’, jak i świeże cytrusy, a także słodkie owoce tropikalne. Tuż za nimi podąża bardzo wyrazisty karmel, nieco ziół oraz garść melanoidów znanych z aromatu. W połowie drogi do szczęścia gwałtownie dopada mnie sakrucko mocna goryczka, która nie daje o sobie zapomnieć w zasadzie już od drugiego łyku. Panie i Panowie 110 IBU to nie jakieś tam popłuczyny z Żywca, czy Warki! Chmielowa goryczka co chwila daje mi solidnego buta na twarz, totalnie masakrując moje nadwątlone już kubki smakowe. Piłem już wiele bardzo gorzkich piw i śmiem twierdzić, że Hard Bride zalicza się do czołowej trójki (piona&respect). Pestkowo-łodygowa goryczka mimo potężnej mocy, nie zalega jakoś strasznie długo, do tego jest stosunkowo gładka, lecz powtarzam – jej moc niejednego „amatora piwa z sokiem” może zabić. W tle można wyczuć delikatny alkohol, ale raczej jest to działanie iście rozgrzewające, aniżeli piekące, drażniące, czy w jakiś sposób przeszkadzające.
Piwo jest nader gęste, ciężkie i mocne, do tego cholernie wyraziste. Jak przystało na Barley Wine nie brakuje to złożoności, emocji oraz doznań. Pełnia jest wprost nieziemska, a sam charakter tego specyfiku jest niewątpliwie wytrawny i to nawet pomimo sporej dozy słodowości. Goryczka może być sporym plusem, ale tylko pod warunkiem, że jesteś hop headem, inaczej marna Twoja przyszłość...
Nie będę tu pisał o pijalności, bo nie o to w tym trunku chodzi. Trza je pić powoli, bo mocno podgrzewa zwoje w czaszce...
Oj dawno nie piłem tak konkretnego i doje..ego piwa! Z pewnością zapamiętam je na długie lata, a przy najbliższej okazji je powtórzę, bo takiego piwnego orgazmu już dawno nie miałem ;p
OCENA: 9/10
CENA: ok. 10.50ZŁ
ALK.9,8%
TERMIN WAŻNOŚCI: 20.08.2015
ALEBROWAR//BROWAR GOŚCISZEWO

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz