Saharyjskie upały wyraźnie zelżały, ja jednak
wciąż kultywuje spożywanie typowo letnich i lekkich, sesyjnych trunków.
Dzisiaj na tapecie kolejny, drugi już kwasior od Pinty,
który z pewnością jest godny uwagi, w teorii chyba nawet większej niż Kwas Alfa. Otóż Kwas Beta to Lichtenhainer – historyczny i stary niemiecki
styl piwa, produkowany w zasadzie tylko do II Wojny Światowej. Z tego co gdzieś
czytałem, obecnie tylko jeden komercyjny browar w Niemczech warzy takie piwo. Lichtenhainer
to lekkie i bardzo sesyjne, kwaśne piwo pszeniczne, którego słód jest wędzony
(w tym przypadku dymem z buku). W teorii więc jest to skrzyżowanie kwaśnego Berliner
Weisse, słono-kwaśnego Gose oraz naszego polskiego, lekko wędzonego
Grodziskiego! Wszystkie te style łączy lekki i orzeźwiający charakter oraz
dodatek słodu pszenicznego.
Jak wypada interpretacja tego stylu wg Browaru Pinta możecie
przeczytać poniżej :)
Nie wiem, czemu ale wszystkie te kwachy jakoś nieszczególnie
chcą się pienić. Kwas Beta także generuje niezbyt okazałą kołderkę śnieżno
białej piany, która zbudowana jest z mieszanej wielkości pęcherzy i cechuje się
stosunkowo krótkim żywotem.
Kolor piwa jest bardzo ładny, przywodzi na myśl ciemniejsze
złoto zmieszane z przyjemną dla oka pomarańczową barwą.
Aromatem zajmę się później, niech piwerko się nieco ogrzeje,
bo chyba zbyt mocno je schłodziłem. Smak to głównie typowo octowa kwaśność, z
miejsca kojarząca się z Kwasem Alfa. Piwo jest tak wyraźnie kwaśne, że aż
cierpkie, co oczywiście nie jest tu żadną wadą, wręcz przeciwnie. Poza tym mamy
tu jeszcze bardzo łagodne nuty chmielu, cytryny i limonki, a w tle siedzi sobie
cichutko delikatna pszeniczna słodowość oraz nieliczne posmaki chlebowe.
Goryczka praktycznie zerowa, no bo co to jest te 18 IBU? Tyle to przecież mają
koncernowe siuśki... Niepokojącym jest fakt braku obecności jakiejkolwiek
wędzonki. W zamian mamy delikatnie słone klimaty na podniebieniu – też fajne!
No, a co z zapachem? Kwasek oczywiście dominuje, jednak nie
kojarzy mi się on z octem, jak to miało miejsce w smaku. Poza nim wyczuwam
także lekkie tony chmielu oraz subtelnego słodu, nie mniej jednak są one mocno
stonowane. Nieco dalej pojawiają się znane nam już cytrusy, które podkręcają
jeszcze efekty pracy Lactobacillus Helveticus. Po mocniejszym zamieszaniu i
natychmiastowym sztachnięciu się wychodzą na wierzch jakieś związki siarki,
aczkolwiek są one na dość niskim i akceptowalnym dla mnie poziomie. Niestety w
aromacie także brakuje akcentów dymionych/wędzonych. Co prawda na samym początku
moje nozdrza zarejestrowały jakieś śladowe ilości dymu z ogniska, jednak po
kilku minutach niuanse te obniżyły się do poziomu na pograniczu autosugestii. Z
pewnością gro osób w ogóle ich nie wyczuje (ja na szczęście mam nieźle
wyczulony nochal na te klimaty). Po ogrzaniu się piwa, tuż pod koniec
zawartości pojawiają się natomiast niepokojące nuty miodu, tudzież karmelu,
które nie są fajne, bo kojarzą się z diacetylem. Cóż, jak widać zapach nie jest
taki idealny, jak się z początku wydawało.
Sumarycznie jednak Lichtenhainer w wykonaniu Pinty to
raczej udane dzieło, a połowę propsów należy się za sam fakt chęci „odkurzenia”
tak starego i niszowego stylu. Piwo jest bardzo przyjemnie kwaśne, delikatnie
słone i ogólnie bardzo lekkie, wytrawne, sesyjne i pijalne. Mimo niskiego
ekstraktu (9%) jest zadziwiająco pełne w smaku i cholernie orzeźwiające.
Moim zdaniem najgorzej jest z tą wędzonką, która generalnie
moim zdaniem jest zbyt niska, a w smaku w zasadzie w ogóle nie obecna. Leciutką
siarkę oraz miód/karmel jestem w stanie jeszcze wybaczyć, ale nikłego
powiązania z Grodziskim już nie bardzo.
OCENA: 7/10
CENA: ok. 6.50ZŁ
ALK.3,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 16.01.2016
TERMIN WAŻNOŚCI: 16.01.2016
BROWAR PINTA//BROWAR NA JURZE
Komentarze
Prześlij komentarz