Dawno już nic nie piłem od naszych rodzimych
„doktorków”, oj bardzo dawno. Nie, żebym dał bana Łukaszowi i Marcinowi ze
względu np. na kiepskie, czy nawet przeciętne piwa, tak jak zrobili to
niektórzy blogerzy po fachu, głośno się przy tym afiszując. Po prostu w ciągu
ostatnich ośmiu miesięcy jakoś nie po drodze mi było z wypustami Doctor Brew.
Jest przecież tyle innych browarów na rynku...
Na szczęście ich ostatnie dwie nowości bardzo mnie
zaciekawiły. Szczególnie Black Abbey – niestety w „moim sklepie” jakieś
skurczybyki wykupili wszystko co do sztuki. Został tylko Black Weizen. A cóż tu
u licha jest tak w ogóle? Dunkelweizena jeszcze kojarzę, ale z ww.
sformułowaniem spotykam się po raz pierwszy. Być może w istocie jest to właśnie
ciemna pszenica, ale ze względu na czarniejszą barwę nosi przydomek Black?
Zaraz się przekonam.
Co jak co, ale piana, to tu jest niesamowita! Lałem powoli i
po ściance, a skubana ze szkła chciała uciec! Beżowa pierzyna posiada średniej
wielkości pęcherze, ale jej objętość i trwałość jest wprost fenomenalna. Lacing
także pierwsza liga! Super.
Jedziemy dalej. Zagadka chyba faktycznie się rozwiązała –
ciecz jest w zasadzie niemal czarna i nieprzejrzysta, na pewno dużo ciemniejsza
niż Dunkelweizen, który zazwyczaj się co najwyżej ciemno brązowy.
Pomijając nawet kolor i tak nie jest to klasyczny, bawarski
ciemny pszeniczniak, bowiem doktorzy niemal nigdy nie rozstają się z
nowofalowymi lupulinami. W Black Weizen za niemałą goryczkę (50 IBU) oraz
aromat odpowiadają do spółki: Equinox, Galaxy, Amarillo oraz Summit. Można się
było domyśleć...
Pierwszy niuch to oczywiście Ameryka (i Australia w tym
wypadku) – przyjemne tropiki razem z rześką nutą lekkiego cytrusa mile łechcą
moje nozdrza. Trochę dalej mamy ciemne akcenty, głównie w postaci czekolady i
kawy zbożowej. Tłem niespiesznie płyną sobie prażone słody, karmel oraz
szczypta orzechów włoskich i chleba razowego ze słonecznikiem. Z każdą sekundą
aromaty chmielowe nikną pod naporem niuansów pochodzenia słodowego, które
wyraźnie dominują w tym piwie. Głęboko w tle majaczą nieznaczne bananowe
cienie, o których jest mowa w „morskiej opowieści” na kontrze. Niestety jest to
ilość bardziej sugestywna, aniżeli faktycznie wyczuta. Po goździku ani śladu.
Nie mniej jednak aromat mi się podoba.
W smaku także prym wiodą ciemne klimaty z łagodną kawą i
gorzką czekoladą na czele. Na drugim planie spotykamy delikatnie palone słody,
tosty, prażony słonecznik i tym podobne tałatajstwo, które zresztą bardzo
lubię. W posmaku da się wyłapać nieśmiałe ślady jankeskich chmieli, mianowicie
lekkie muśnięcie cytrusa oraz słodkich owoców tropikalnych. Finisz natomiast
został upstrzony średnio wyrazistą, ale dość przyjemną goryczką, która jest
krótka, szlachetna i nie zalega, będąc w rzeczy samej wypadkową chmielu i
palonych słodów. Piwo jest jednocześnie słodkawe, gorzkawe, a przez chwilę
także lekko kwaskowe, co świadczy o bardzo dobrym balansie.
Poza doskonałym balansem warto tu również wspomnieć o
odpowiedniej pełni i niebywałej pijalności (piwko znika w oka mgnieniu). Pomimo
16°Blg
nie czuje się ciężaru stosunkowo dużego ciała – smak jest dość łagodny i bardzo
przyswajalny. Choć w tym miejscu muszę przyznać, że trunek jest troszkę gęstawy
i dosyć wolno sunie po podniebieniu. Ogólnie jednak rzecz ujmując całość jest
raczej ugrzeczniona, aniżeli z pazurem, co oczywiście jest rzadkością w
wykonaniu Doctor Brew.
Sumarycznie jest to bardzo smaczne i ciekawe piwo, choć
nieco mało Weizenowe. Z pewnością nikt by się nie obraził, gdyby nazwano
je Black IPA, ewentualnie Black IPA ze słodem pszenicznym.
OCENA: 8/10
CENA: ok. 8ZŁ
ALK.6,2%
TERMIN WAŻNOŚCI: 21.09.2015
TERMIN WAŻNOŚCI: 21.09.2015
DOCTOR
BREW//BROWAR BARTEK
Komentarze
Prześlij komentarz