Gdzieś w okolicach czerwca Browar Pinta zaproponował
beer geekom niezwykłe piwo, które spokojnie można nominować do tytułu
„premiera roku”, czy „najbardziej osobliwe piwo roku” (o ile oczywiście taka
kategoria powstanie).
Zazwyczaj każdy browar dumnie i szumnie zapowiada daną
nowość, później chwali się na lewo i prawo składem, recepturą, czy migawkami
z warzenia. Pinta natomiast wrzuciła na fejsa wyłącznie zajawkę etykiety, a
resztę mieliśmy się domyślać sami. Dodatkową zagwozdką był podany styl, czyli Underground.
Problem w tym, że taki styl nie istnieje, nie jest to również żadna hybryda –
Pinta poszła o krok dalej i wymyśliła sobie własny styl! Proste nie?
Niedobity to nielichy mocarz leżakowany przez pół roku z
płatkami (wiórami) dębowymi w jakimś ciemnym i zimnym miejscu. Dziewięć
rodzajów słodów, trzy amerykańskie chmiele i jeden niemiecki (Fantasia), imbir,
skórka pomarańczy, do tego kandyzowany cukier, dębina i belgijskie drożdże. To
nie fikcja, to fakty. Taki właśnie jest Niedobity w stylu Underground od
Pinty. Let’s go!
Tak mocno byłem zaabsorbowany robieniem zdjęć, że nawet nie
zdążyłem się przyjrzeć pianie, co rzecz jasna niezbyt pochlebnie o niej
świadczy, bo była bardzo nietrwała. Wiem tylko, że piwo zapieniło się dość
skromnie, a piana miała beżowy odcień. Po dwóch minutach ślad zupełnie po niej
zaginął.
Niedobity posiada ładny, miedziano-brązowy odcień, pod
światło mieniący się rubinowymi refleksami.
Wysycenie jest stosunkowo niewysokie, a smak bardzo pełny i
wielowątkowy. Pierwszy akord to suszone owoce (śliwki, rodzynki, daktyle,
figi), w drugim pojawia się całkiem wyraźna wanilia oraz śmiałe akcenty drewna
(dębu jak można się domyśleć). W to wszystko wgryza się lekki i przyjemny
karmelek, podszyty dobrze opiekanym słodem, tostami i przypieczoną skórką
chleba. Tło wypełnia bardzo subtelna chmielowość oraz szczątkowe ilości
przypraw, głównie imbiru rzecz jasna. W posmaku dominuje taka fajna i
niespotykana piwniczność, przechodząca bardzo szybko w stare i zleżało drewno.
Alkohol nawet jeśli jest, to naprawdę znikomy i bardzo ułożony. Nie mam pojęcia
jak udało się Pincie tak perfekcyjnie ukryć dziewięć voltów? Na finiszu
jest także chmielowa goryczka – umiarkowanie mocna, acz wyraźna, a przy tym
dość szlachetna, gładka i niezalegająca. Naprawdę wspaniale się to pije!
Teraz pora rzucić okiem (a raczej nosem) na aromat. Mimo
szerokiej czaszy mojego kielicha zapach jest bardzo intensywny i złożony.
Połączenie suszonych owoców, wanilii i drewnianych klimatów naprawdę robi tutaj
robotę. To wszystko oblane jest łagodnym karmelem i posypane opiekanym słodem z
niewielką domieszką tostów, orzechów laskowych i prażonego słonecznika. Rolę
tła pełni tutaj nieco stonowany karmel oraz belgijskie fenole z imbirem na
czele. Z biegiem czasu dębina przybiera na sile, przez co piwo staje się coraz
bardziej „stare”, „zwilgotniałe” i piwniczne. To naprawdę dodaje mu uroku! Co
dziwne, w aromacie nie wyczuwam obecności chmielu, a tym bardziej jego
jankeskich odmian. Nie mniej jednak absolutnie mi to nie przeszkadza, bo zapach
i tak jest okrutnie intrygujący i arcyciekawy :)
Piwo jest pełne w smaku, wielowątkowe i złożone. Cechuje go
spora treściwość oraz balans przesunięty w stronę słodyczy, aczkolwiek nie
można tu mówić o jakimś chamskim ulepku. Mamy tu zarówno słodycz, jak i dobrze
zaznaczoną goryczkę.
Pomimo zabójczej mocy, Pintowski wynalazek pije się
stosunkowo szybko i bezboleśnie, czego akurat nie może potwierdzić moja
mózgownica (lekki szum głowy jest). Co ciekawe, wciąż nie mogę zrozumieć, jakim
cudem prawie nie czuję tu alkoholu? W smaku procenty czuć naprawdę minimalnie,
ale w aromacie w ogóle! Szacun!
Jestem pod wielkim wrażeniem tego eksperymentu, bo inaczej
tego nazwać nie można. Piwo smakowało mi okrutnie, a jego smak i zapach
zapamiętam naprawdę na dłuuuugo. Oby więcej takich specjałów było na polskim
rynku. Jeszcze raz respect!
OCENA: 9/10
CENA: ok. 8.50ZŁ
ALK.9%
TERMIN WAŻNOŚCI: 01.12.2015
TERMIN WAŻNOŚCI: 01.12.2015
BROWAR PINTA//BROWAR ZARZECZE
Komentarze
Prześlij komentarz