"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się na blogu mniej więcej raz na miesiąc w okresie jesienno-zimowym.
Jesień mocno się u nas już rozpanoszyła. Tak samo mocno, jak Moja Piwniczka na tym blogu. Dziś druga odsłona tegorocznej edycji, a w niej RIS od Peruna, który pod koniec 2015 roku wywołał sporo kontrowersji w piwnym półświatku. Imperialny Stout o ekstrakcie zaledwie 19º Plato był szokiem, nawet jak na tamte czasy. Albo raczej - zwłaszcza jak na tamte czasy, choć nie wiem, czy od tamtej pory trafił się drugi taki Session RIS. Na początku piwnej rewolucji, browary przecież wręcz prześcigały się, jeśli chodzi o parametry mocnych piw. Każdy chciał mieć prawdziwego „potwora” w swojej kolekcji. Z biegiem lat ekstrakt na poziomie 30-stu ballingów na nikim już nie robił wrażenia. Ja więc dzisiaj odbywam niejako podróż w czasie i sięgam po bardzo lekkiego RISa, w dodatku sześcioletniego.
Producent |
Browar Perun |
Termin ważności |
07.08.2016 |
Wiek (miesiące) |
71 |
Zawartość alkoholu (%) |
8,2 |
Ekstrakt (°Blg) |
19 |
Piwo nie chciało się spienić, więc lałem z coraz większej wysokości. Finalnie udało mi się wymusić pewną ilość beżowej czapy, która jest dość drobna i zwarta. W miarę długo utrzymuje się na powierzchni.
Pierwszy łyk tak starego trunku zawsze wiele nam mówi. Nie inaczej jest tym razem. Kraina Welesa wciąż jest mocno palona i kawowa, z wyraźnie zarysowaną gorzką czekoladą. W drugim rzucie na wierzch wypływają akcenty prażonego słonecznika, ciemnych słodów i prawdziwego kakao. Alkohol wciąż smyra moje podniebienie i dziwi mnie, że po tylu latach jeszcze go czuję, bo przecież woltaż nie jest tu wielki. Goryczka jest dość znaczna, palona i kawowa, jednocześnie długa, szorstka i zalegająca. Nie podoba mi się. Finisz natomiast jest umiarkowanie długi, także kawowy, delikatnie nawet popiołowy bym rzekł. Brakuje mi tu suszonych owoców, które przełamałyby te natarczywe ciemne klimaty.
Aromat nieco ratuje tą małą ciekawą sytuacje, tu bowiem pojawiają się nuty suszonej śliwki i rodzynki. Nie mniej wciąż dominuje kawusia, palone słody i gorzka czekolada. Dobrze też, że w tym elemencie alkohol się wyciszył i jest niemalże niezauważalny. Całość podszyta jest z lekka subtelnym popiołem. Intensywność jest w porządku, choć sumarycznie mogę stwierdzić, że ten aromat jest mało utleniony. Nie mniej sprawia o niebo lepsze wrażenie, niż to, co reprezentuje smak.
Ciała nie ma tu jakoś bardzo dużo, ale piwo wydaje się wciąż charakterne. Balans zdaje się pędzić w kierunku wytrawności, co przy takim wieku zdarza się niezwykle rzadko. Całość gładko sunie po przełyku, pozostawiając kawowo-czekoladową smugę. To piwo jest naprawdę dosyć charakterystyczne i tak naprawdę niewiele zmieniło się na przestrzeni tych wszystkich lat. Niektóre aspekty się co prawda poprawiły, ale sumarycznie daję taką samą notę jak świeżakowi, bo piwo lepsze nie jest.
OCENA: 6/10
Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>
Komentarze
Prześlij komentarz