"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych
piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się
na blogu mniej więcej
raz na miesiąc w okresie
jesienno-zimowym.
No i ruszamy z kolejnym postem z tej serii. Zima idzie, więc trzeba trochę częściej zaglądać do piwnicy (rzecz jasna nie po ziemniaki!).
Odrestaurowany przez Marka Jakubiaka i ponownie uruchomiony w 2015 roku Browar Tenczynek, dosyć szybko zmienił właściciela. Już po trzech latach spółka BRJ sprzedała włości firmie zarządzanej przez Janusza Palikota – byłego polityka, dotychczas kojarzonego raczej z mocniejszymi alkoholami. Lubelski przedsiębiorca z miejsca zaczął wdrażać swój pomysł na prowadzenie tego interesu, zmieniając zupełnie portfolio. Nie mniej jednak BRJ zdążył wprowadzić na rynek swojego imperialnego Stouta, którego ja dziś właśnie konsumuję. Tak więc, jest to niejako rodzaj spuścizny (bez skojarzeń proszę) po poprzednim właścicielu urokliwego Browaru Tenczynek. Piwo, którego już nie ma i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
Pod tym linkiem znajdziesz moją relację z wycieczki, gdzie zwiedzałem Browar Tenczynek! Tymczasem teraz zabieram się do degustacji pięcioletniego RISa z Tenczynka.
Producent |
Browar Tenczynek |
Termin ważności |
10.05.2016 |
Wiek (miesiące) |
60 |
Zawartość alkoholu (%) |
9 |
Ekstrakt (°Blg) |
24 |
Jak na Stout przystało piwo jest totalnie czarne i nieprzejrzyste. Pieni się umiarkowanie dobrze, ale pod warunkiem, że przelewa się z dużej wysokości. Ciemno beżowa piana przypomina cappuccino, jest drobna i puszysta, a jej trwałość jest średnia.
Pierwsze kilka łyków wskazuje, że ów RIS niewiele się zmienił. Wciąż króluje tu całe morze mlecznej czekolady, a towarzyszą jej lekko palone słody z pewną dozą łagodnej kawy. W drugim rzucie na talerzu dostajemy pewne ilości melasy, cukru trzcinowego oraz kakao. Owszem, jest słodko, ale smacznie. Z czasem pojawia się delikatnie palona goryczka – krótka, punktująca i bardzo szlachetna. Na finiszu pojawia się niewielka doza przypieczonej skórki chleba praz suszonych owoców. Alkoholu brak. Całość jest przyjemnie gładziutka, ale chyba już nie tak gęsta jak kiedyś. Mimo wszystko bardzo smaczne piwo :)
Zapach także przyjemnie łechce moje receptory. Od razu czuć, że to kawał porządnego ruskiego stałtu. Pachnie mu tu czekoladą na kilometr! Mleczną, bo mleczną, ale ja właśnie taką lubię. Dalej mamy wyraźne nuty kakao, melasy, cukru brązowego oraz słodkich pralinek. Suszone owoce (śliwka, rodzynki, daktyle) nieco się tutaj obudziły, co mnie bardzo cieszy. Stawkę zamykają subtelne nuty ciemnych słodów i ciemnego pieczywa. Bardzo bogaty i złożony to aromat. Podoba mi się!
Piwo jest dosyć gładkie, bardzo pełne w smaku, poniekąd treściwe i bardzo wielowymiarowe. Alkohol ułożył się wyśmienicie, czego nie mogłem powiedzieć przed leżakowaniem. W tym aspekcie chyba najbardziej widać upływ czasu, bo poza nim ciężko tak naprawdę byłoby mi stwierdzić, że to jakiś długo leżakowany egzemplarz.
Podsumowując mogę rzec, że piwo zmieniło się w niewielkim stopniu. Wciąż jest niebagatelnie smaczne, bogate i nader pijalne. Z tego właśnie powodu moja ocena nie ulega zmianie. Tak, czy siak, warto było przekonać się o tym na własnej skórze.
OCENA: 8/10
Jeśli ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne, ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na fejsie ;>
Komentarze
Prześlij komentarz