"Moja Piwniczka" to regularny cykl degustacji porządnie wyleżakowanych
piw (minimum 4-letnich), które pojawiają się
na blogu mniej więcej
raz na miesiąc w okresie
jesienno-zimowym.
Witajcie w drugim wpisie tegorocznej serii Mojej
Piwniczki. Chłód już na dobre zawitał do naszych ogródków i balkonów. Liście
spadły z drzew i pojawiły się pierwsze jesienne przymrozki. Zatem to doskonała
okazja, by zacząć chłeptać nieco mocniejsze i nieco bardziej treściwsze
piwerka.
Ot, na przykład koźlaki. Mhmmm… styl może niezbyt
poważany wśród birgików, ale ja tam
go lubię. Bo pamiętam dobrze czasy, gdy „nie było niczego”, no a koźlaki już
właśnie były. Człowiek się cieszył, że mógł napić się czegoś innego niż
korposiki pokroju ojrolagerów.
Bardzo było mi szkoda kiedy GŻ wycofała z rynku
swojego Bocka. Może nie był to najlepszy koźlak na świecie, ale jego jakość
była stabilna, dostępność zajebista, no i cena niezbyt wygórowana. Po prostu
Żywiec Bock mi smakował. Piłem go często, zwłaszcza że cena rzadko przekraczała
trzy i pół cebuliona.
Tak się składa, że mam ponad pięcioletni egzemplarz
tego piwa! Nieźle co? Okropelnie jestem ciekawy jak tak długi czas wpłynął na
takie, niezbyt mocne przecież piwo. RISy, barli
łajny, czy portery bałtyckie starzeją się z godnością (zazwyczaj), ale mam
spore wątpliwości jak z takim upływem czasu poradził sobie koźlak. Sprawdźmy
to.
Producent
|
Grupa Żywiec
|
Termin ważności
|
23.07.2015
|
Wiek (miesiące)
|
64
|
Zawartość alkoholu (%)
|
6,5
|
Ekstrakt (°Blg)
|
16
|
Z wyglądu Żywiec Bock nie zaskakuje. Ciemno brunatna
barwa oscyluje gdzieś pomiędzy ciemną miedzią, a mocną herbatą. Pod światło
można ujrzeć piękne rubinowe refleksy. Piana jest znikoma, więc nie się co
rozpisywać.
Najważniejsze info jest takie, że piwo w żaden
sposób się nie zepsuło, co już można uznać ze pewien sukces. Nie ma tu
absolutnie żadnego niuansu świadczącego o tak sędziwym wieku. Dominuje
przypieczona skórka chleba oraz sowita, lekko prażona słodowość. Nieco dalej
pręży muskuły delikatny karmel, chlebek razowy oraz garść suszonych owoców z
rodzynkami i suszonymi daktylami na czele. W tle cichutko pobrzmiewa echo
słodko-gorzkiej czekolady oraz chmielu. Mimo nikłej goryczki piwo nie jest
słodkie. Z pewnością pamiętam je jako nieco słodsze, ale też i bardziej pełne w
smaku. Nie wiem, czy to kwestia wieku, czy po prostu mniej udanej warki, ale na
języku dość szybko pojawia się pustka.
Z zapachem jest w zasadzie bardzo podobnie.
Intensywność nie powala, ale generalnie jest w porządku. No i ponownie nie
doszukałem się tutaj żadnej oznaki zepsucia, czy nawet nadgryzienia przez ząb
czasu. Szok! Można nawet powiedzieć, że piwo nieco lepiej pachnie niż smakuje.
Jest dużo ciemnego pieczywa, przypieczona skórka chleba, prażony słód, karmel i
cukier trzcinowy. W tle subtelne nuty melasy, mlecznej czekolady i suszonych
owoców. W życiu bym nie powiedział, że ten napitek ma ponad 5 lat! Jestem
wstrząśnięty, ale nie zmieszany.
Owszem, piwo ma swoje wady – stosunkowo niska pełnia
smaku oraz ogólnie nikła wyrazistość doznań, ale jak na swój wiek, to ów koźlak
smakuje zaskakująco dobrze. Balans, pijalność oraz treściwość są bez zarzutu. Powiem
szczerze, że tak naprawdę nie widzę tutaj żadnego utlenienia. Po prostu jakby
czas się dla tego piwa zatrzymał. I to
jest naprawdę dziwne.
Oceniam go niewiele ponad przeciętność, głównie za
zbytnią wodnistość. Świeży egzemplarz, który testowałem na blogu otrzymał co
prawda gorszą notę, ale wiem, że była to jedna z pierwszych i mniej udanych
(alkoholowych) warek. Później to piwo smakowało mi o wiele lepiej.
OCENA:
6/10
Jeśli
ten tekst Ci się spodobał i nie chcesz, by w przyszłości ominęły Cię kolejne,
ciekawe artykuły na temat wyleżakowanych piw – już teraz zapisz się do
newslettera, dołącz mnie do swoich kręgów Google+ lub polub mój profil na
fejsie ;>
Komentarze
Prześlij komentarz