Chyba się starzeję. Niby kryzys wieku średniego
powinien jeszcze mnie nie dotyczyć, a jednak. Wyraźnie znudziła mi się pogoń za
piwnymi nowościami, czy nawet sztosami polskiego piwowarstwa rzemieślniczego. Od
pewnego czasu w dupie mam te wszystkie nad wyraz drogie, wymrażane wynalazki,
leżakowane w beczkach po destylatach z drugiego końca galaktyki, fermentowane
drożdżami pozyskanymi z odbytu morświna kalifornijskiego poławianego podczas
pełni Księżyca.
Obecnie nie ulegam trendom, czy rynkowym „reklamom”
i wolę pić to, na co akurat mam ochotę, bez wydawania połowy wypłaty na „napój
bogów”. Zaraz powiecie, że szkoda mi kasy, albo mnie nie stać. To też prawda.
Zresztą swoje już w życiu wydałem na piwo. Przez osiem lat blogowania trochę by
się nazbierało…
No, ale nie o tym miało dzisiaj być. Bowiem dziś
premierę na blogu ma Kraft Lab z Krakowa. Nie będę się tu wymądrzał na temat
samego browaru, bo wszystkiego możecie dowiedzieć się z internetów. Ja
przetestuję ich piwo bezalkoholowe z dodatkiem soku z limonki. Zapowiada się
cholernie rześko. Czy „0,5 do Setki” rzuci mnie na kolana?
Strasznie się pieni to piwo. Piana jest betonowa,
niezwykle obfita, drobna, zwarta, sztywna niczym Rocco po kilku niebieskich
tabletkach ;) No i okrutnie trwała. Przez chwilę miałem wrażenie, że przeżyje
nawet Wielki Mur Chiński! Lacing też
bardzo wyrazisty, książkowy.
Pierwsze wrażenie podczas picia jest bardzo
obiecujące. O dziwo ilość bąbelków gazu nie jest przesadnie duża. Piwo nie jest
też wodniste, co jest niemal normą przy bezalkusach.
Biszkoptowa słodowość miesza się tutaj z wyraźną limonką oraz nieco stonowaną
mandarynką. Nieco z boku przygląda się temu słodkawa brzeczka, na szczęście w
całkiem znośnych ilościach. Z tła można jeszcze wyłuskać odrobinę chleba,
skórek cytrusowych i owoców tropikalnych. Goryczka jest średnia, w sumie
pasująca do lekkiego charakteru tego napitku. Przez chwilę po przełknięciu
przewija się tu także subtelna kwasek, dzięki czemu piwo jest naprawdę świeże
oraz rześkie. Smakuje mi :)
Zobaczmy teraz co tam piszczy w aromacie. Jest sporo
świeżych cytrusów, głównie sok i skórki. Przoduje oczywiście limonka, ale nawet
kompletny laik wskaże także na cytrynę, pomarańczę, pigwę oraz różowy
grejpfrut. Jest naprawdę soczyście i cholernie rześko. Słodowość występuje
dopiero na drugim planie, a niezbyt lubiane nuty brzeczkowe są niemal
niewidoczne. Tuż nad horyzontem majaczą jakieś zboża, białe pieczywo, a także
nieśmiałe akcenty chmielu, kwiatów oraz leśnej żywicy. No super się to wącha
jak na piwo o tak niskim przecież ekstrakcie. W ciemno nie zgadłbym, że to
bezalkoholowy trunek.
Dobry smak w parze z bardzo dobrym aromatem. 0,5 do
Setki to piwo półwytrawne, świetnie zbalansowane, lekkie, ale nie wodniste.
Nienachalna goryczka dobrze tu współgra z delikatnym kwaskiem i rześkim
cytrusowym profilem. Ten sok z limonki i amerykańskie chmiele naprawdę odwaliły
tu niezłą robotę. Piwo jest gładkie, soczyste, wyraźnie owocowe i niebywale
dobrze pijalne. Jedno z lepszych piw bezalkoholowych jakie piłem. Kraft Lab
debiutuje na blogu bardzo udanie. Brawo! :D
OCENA: 8/10
CENA: 5.99ZŁ (Aldi)
ALK. 0,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 11.07.2020
KRAFT LAB
Co do poszukiwań nowości mam bardzo podobnie. Kiedyś potrafiłem pojechać nawet dość daleko tylko po to by kupić coś co jest na topie, ma dobre opinie lub szansę na sztosa. Teraz powiem szczerze trochę mi się to znudziło. A powód jest po prostu jeden. Byłem dobrym klientem browarów kraftowych. I tak naprawdę zauważyłem że to mnie bardziej zależy niż im. Chciałem kupić najnowsze piwo porter cieszyński w beczce po Bourbonie. Pojechałem do jednego sklepu specjalistycznego, właściciel z resztą porządnego sklepu mówi że też dzwonił w sprawie tego piwa i obiecali mu jedną butelkę! Szok! W innym sklepie na zapleczu zauważyłem 4 butelki tego piwa odłożone już dla kogoś. Jakimś cudem ,lub przypadkiem kupiłem 1 butelkę tego piwa. Od tego momentu powiedziałem dość. Nie jestem pijoczkiem spod sklepu który ledwie ustuka kasę na piwo za 2 zł. Czasami byłem w stanie wydać w ciągu miesiąca nawet 200 lub 300 zł na dobre piwa. Nie oczekuje czerwonych dywanów w stosunku do mnie ale chociaż normalnej dostępności produktów browarów kraftowych. Trochę też mnie irytuje cała ta otoczka marketingowa wobec piw kraftowych. Fakt są dobre, potrafią umilić wieczór albo podkrecą imprezę degustacyjną. Jednak nadal jest to tylko piwo. Tylko piwo. Dlatego już nie szukam, nie napalam się na portery leżakowane w czterdziestu beczkach po stuletnich whisky. Po prostu ,coś trafię to kupię. Koniec z jeżdżeniem i proszeniem się lub zamawianiem piw.
OdpowiedzUsuń