Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2016

PIWO MIESIĄCA - LUTY 2016

Niniejszy wpis jest początkiem nowego bloku tematycznego na stronie Piwa Naszego Powszedniego . Tak to już jest, że jedne koncepcje upadają, a w ich miejsce rodzą się nowe. Jak sami widzicie od teraz systematycznie, mniej więcej co 30 dni będę wyróżniał najlepsze wg mnie piwo danego miesiąca . Nie chodzi tu bynajmniej o miesiąc jego premiery, lecz o miesiąc, w którym ukazała się recenzja danego trunku. Proste jak sikanie z wiatrem prawda? Piwem Miesiąca zostanie specjał, który zrobił na mnie największe wrażenie, który pod różnymi względami zmasakrował mi kubki smakowe, który zrył mi beret, sfilcował kalesony oraz zorał czachę aż dym wyszedł uszami! ;p Wszystko po to, aby jeszcze mocniej i dobitniej docenić oszałamiające i nietuzinkowe piwa . Aby pokazać browarom, że jeśli uwarzą genialny trunek, zostanie to dostrzeżone i w pewien sposób nagłośnione. Przecież każdy producent lubi jak się chwali jego produkt. Przy okazji piwna gawiedź także dowie się, które polskie crafty

DYBUK

Nowe browary już nie mają tak łatwo jak kiedyś. Obecnie niezwykle ciężko jest się wybić nowicjuszom na tyle, by już od premiery pierwszego piwa było o nich głośno na fejsbukach, twitterach, czy innych instagramach. Browarowi Golem chyba się to udało. Oczywiście nie sztuką jest wysłać piwo do blogerów i dać im trochę ‘siana’ w ramach jak to się mówi? Współpracy? Mnie ten proceder niestety nie dotyczy. Do tej pory nie mogę zrozumieć jakim cudem nie podesłali mi Dybuka?! Kuźwa przez tydzień nie mogłem się pozbierać - załamanie nerwowe, apatia, depresja, rwanie włosów z głowy. Czułem się nieszczęśliwy, niepotrzebny i niekochany... Za piwo musiałem zapłacić sam swoimi ciężko zarobionymi peelenami , ale jakoś się pozbierałem do kupy i oto w końcu mogę się napić premierowego, debiutanckiego piwa z Browaru Golem. Ekipę tego nowego kontraktowca tworzą Artur Karpiński, Michał Kamiński i Sebastian Łęszczak. Chłopakom udało się namówić do współpracy Browar Gontyniec, który użycza im swoich mocy

KARTY NA STÓŁ

Browar Miejski Gloger z Białegostoku zadebiutował w czerwcu zeszłego roku, ale debiut u mnie na blogu ma dopiero dzisiaj (ja to mam refleks ;p). Tera bedzie łyk historii. Gloger to dzieło Edyty i Waldemara Dąbrowskich, którzy swój browar nazwali nazwiskiem znanego etnografa i historyka – Zygmunta Glogera. Ów Muniek w 1880 roku także założył swój browar, ale miało to miejsce w oddalonym o 30 kilometrów od Białegostoku Jeżewie Starym. Nie byłem w tym Białymstoku, bo kurna za daleko, ale prócz browaru mają tam jeszcze restaurację Gloger House (splendor, bogactwo, szyk, wytworność - takie klimaty ponoć). Jako, że lubię te nasze kochane porterki bałtyckie, to zakupiłem te karty, znaczy się Karty Na Stół. Nie będę Was owijał w bawełnę – jest to zwykły, klasyczny Baltic Porter , którego pozbawiono jakichkolwiek udziwnień. Tytułowe Karty to jedno z czterech limitowanych piw z podobizną Józefa Piłsudskiego. Pozostałe to: Bilet do Frisco (AIPA), Belgijski Zaciąg ( Belgian Blond Ale ) i Gło

TURBO GEEZER

Turbo Geezer ze stajni Kingpina długo czekał w mojej piwnicy. Za każdym razem, gdy szedłem tam po piwo spoglądał na mnie błagającym i litościwym wzrokiem. Mówiłem mu „spokojnie kolego i na ciebie przyjdzie kiedyś czas”. Ten czas właśnie nadszedł. Wszyscy wiedzą, że nie jest to nowe piwo i ma już swoją historię. Wszystko zaczęło się od Gezeera, który jak mniemam na tyle spodobał się piwnym freakom , że włodarze Kingpina postanowili zaaplikować mu turbodoładowanie. Zwiększyli parametry, dowalając przy tym odpowiednio większą ilość składników. Nie będę wymieniał tu wszystkich składowych, bo zajęłoby mi to pół tego wpisu, jednakże pozwolę sobie przytoczyć co ciekawsze dodatki, tak by każdy miał świadomość z czy mam właśnie do czynienia. W składzie wylądował między innymi słód whisky light, słód żytni, palony jęczmień, brazylijska odmiana kawy Yellow Bourbon w formie espresso zaparzonej przez Brisman Crew, laktoza, wanilia burbońska oraz cukier kandyzowany ciemny. Całość leżakowana z płat

JOLLY ROGER

Są na świecie piwa, które koniecznie musisz spróbować; które możesz spróbować; którymi możesz podlać kwiatki oraz takie dzięki którym miejscowa oczyszczalnia ścieków ma dodatkową robotę. Jolly Roger od Kraftwerka z pewnością należy do tej pierwszej kategorii. Poza oczywiście zajebistą etykietą Jolly ma to, czego nie ma zdecydowana większość rodzimych porterów bałtyckich – przyprawy/dodatki. Konserwatywne, stereotypowe podejście do tematu być może niektórym już się znudziło, toteż dla rzygających zwykłymi porterami piwoszy z pomocą spieszy rzemieślniczy, śląski Kraftwerk. Od razu zaznaczam, iż moja persona do tego grona się nie zalicza, to tak gwoli jasności. To co tam ciekawego chłopaki wrzucili do kotła? Otóż styczniowa nowość oprócz odpowiednio wysokich parametrów oferuje także lukrecję i wanilię, które wydaje mi się w tego typu napitku powinny zagrać jak ta lala. Zresztą po co zgadywać? Kończę już to ględzenie i zapindalam po szkło, piwo & otwieracz (może być głupi widelec).

NIGHT WOLF

Browar Szpunt to jedna z takich starych-nowych inicjatyw, bo w sumie nie jest ani nowa, ani stara. Innymi słowy jest to już w miarę rozpoznawalna marka, jednakże do ‘starej gwardii’ nie sposób jej zaliczyć. Browar powstał mniej więcej rok temu, a tworzą go: Piotr Tomaszewski, Paweł Dukiel i Dawid Głuszczyński. Ekipa ta pochodzi ze Zduńskiej Woli, a swoje piwa warzy w Łasku, w browarze owianym niesamowicie złą sławą, czyli rodzinnym Browarze Koreb (syf, malaria, kiła i mogiła – takie ponoć klimaty). Pamiętam doskonale jak piwna gawiedź pukała się w czoło na wieść o ulokowaniu się tego nowego wówczas kontraktowca w Korebie właśnie. Jak widać Piotr, Paweł i Dawid broni nie składają, swego czasu zmienili butelki, logo browaru oraz etykiety i ciągle prą do przodu niczym Titanic podczas swego dziewiczego rejsu. Tak się złożyło, że nie miałem jeszcze godności próbować nic ze Szpunta, choć miałem ku temu niejedną okazję (jakoś tak wyszło). Pewnego jednak razu, gdy mój wzrok utkwił na słowa

APOLLO 19

  Co ja na to poradzę, że tak mocno kocham portery bałtyckie? No co? Póki zima, to w dalszym ciągu będę eksplorował ten zacny gatunek, ochrzczony bardzo słusznie piwowarskim skarbem Polski. Ostatnio wpadł mi w ręce Apollo 19 z Browaru Setka, opisany jako Smoked Porter . Angielskiego nieco w życiu liznąłem, więc pomyślałem – wędzony porter bałtycki, super!. Niestety styczniowa nowość ekipy Setki okazała się porterem angielskim! (F**k!). Niestety dowiedziałem się tego właściwie przed chwilą. Zmyliły mnie nad wyraz wysokie parametry jak na anglika - 19 ° Plato, 7.8% alko (świat oszalał). Myślałem po prostu, że to nieco lichszy Baltic Porter , a tu taki zonk... Wszystko przez drożdże US-05, które są przeznaczone do piw górnej fermentacji. Otarłszy łzy jakoś pozbierałem się do kupy i postanowiłem nie spinać zbytnio dupy (jakie rymy ;p). Po prostu traktuję ten wypust jako porter bałtycki na drożdżach górnej fermentacji i tyle. Krótka piłka. Zresztą niedawno Piwoteka zrobiła taki sam za

QUATRO

Istny potwór wśród imperialnych IPA to właśnie Quatro od Pinty. Nie jest to rzecz jasna żadna świeżynka , ale okazuje się, że trunek ten wciąż jest mocno pożądany wśród piwnej społeczności. W dodatku zbiera dobre recenzje. Na FB zalecano mi jego leżakowanie, ale bacząc na amerykańskie chmiele w składzie uznałem, że dwa miechy w piwnicy mu styknie. Przecież to nie porter bałtycki do licha... Special Double IPA, co to właściwie znaczy? Nie mam bladego pojęcia, bo właściwie poza nad wyraz olbrzymimi parametrami piwo niczym specjalnym się nie wyróżnia. Aha, pewne zdziwienie, tudzież zażenowanie może jedynie budzić obecność w składzie ekstraktu słodowego oraz cukru! Zagranie jakby rodem z wielkich koncernów ;p Widocznie trzeba było czymś podbić ów ekstrakt do kosmicznej (nawet jak na Double/Imperial IPA) wręcz wartości 24,7Blg. Dobra, dosyć gadania. Pora chwycić diabła za rogi! ;> Quatro wygląda na całkiem sympatyczne piwerko. Dziarska piana o barwie przybrudzonej bieli r

IMPERIUM PRUNUM

  Imperium Prunum to piwo, na które z jęzorem na wierzchu czekał niemal każdy rodzimy beer geek . Bez wątpienia jest to jedna z najbardziej oczekiwanych nowości w historii polskiego piwowarstwa. Jego premiera miała miejsce 16 stycznia w pierwsze Święto Porteru Bałtyckiego. Niebywałe, że browar pokroju Kormorana był w stanie zrobić taki hype na trunek bądź, co bądź nienależący do nurtu nowofalowego. Browary rzemieślnicze (i nie tylko) bierzcie przykład! Nowość ze stajni Kormorana to imperialny porter bałtycki, nielichy mocarz z jedenastoma „voltami” na pokładzie i ekstrakcie tak dużym, że nie zmierzy go zdecydowana większość ballingometrów - 26°!!! Tym samym jest to drugie po Samcu Alfa najbardziej ekstraktywne polskie piwo i jednocześnie jedno z dwu najmocniejszych! Z takimi parametrami naprawdę nie ma żartów.  Jednakże piwo jest tak wyjątkowe nie tylko ze względu na wysokie cyferki, lecz także z uwagi na bardzo ciekawy składnik, który to okrasił ten wyjątkowy specjał. Jest

OSTEROIDA

Z okazji 800 lajków na fanpejdżu bloga mam dla Was zupełnie wyjątkowe i odjechane piwo. Jest nim Osteroida z Browaru Bednary, czyli niemal mityczny i pożądany przez wszystkich piwoszy Stout Ostrygowy. Jest to bardzo rzadki styl piwa i to nie tylko w Polsce, ale nawet na świecie. Odkąd tylko zacząłem się interesować światem piwa moim marzeniem było napić się takiego wywaru. Aż w końcu dziś to marzenie się ziściło :) Szczerze powiem, że nie mam zielonego pojęcia jak smakują, albo pachną ostrygi, bowiem nigdy ich nie jadłem. Co prawda jakieś owoce morza czasem się wszamało, ale nie przypominam sobie, aby to były rzeczone skorupiaki. Do uwarzenia Osteroidy w rzeczy samej użyto prawdziwych, żywych ostryg! Poza tym w składzie znalazły się także ostre papryczki i sól morska. Chcąc, nie chcąc, czytałem kilka opinii na temat tego napitku, więc mniej więcej wiem, czego się spodziewać. Generalnie ponoć samych ostryg się raczej   nie wyczuwa, a bardziej wodę morską, tudzież sól morską. No, a

MIŁOSŁAW GÓRNEJ FERMENTACJI

Były kiedyś czasy, gdy człek jarał się piwami z Fortuny. Poważnie. Nieomal piałem z zachwytu sącząc niespiesznie kolejną wersję Miłosławia, która bez wątpienia obecnie ląduje daleko poza kręgiem zainteresowań rasowego beer geeka . Piwa się nie zmieniły (chyba), to czasy się zmieniły, rzeczywistość się zmieniła. Dziś już prawie nikt nawet głośniej nie westchnie na widok nowego piwa z Browaru Fortuna, czy innego tym podobnego regionalnego przybytku. Z tegoż właśnie powodu Miłosław Górnej Fermentacji wdarł się na rynek niemalże niepostrzeżenie, by nie powiedzieć kompletnie niezauważalnie. A czym właściwie jest ów napitek? W ciemno można założyć, że to coś na kształt Belgian Blond Ale , bo użyty slogan „górnej fermentacji”, to bodajże największy kretynizm ostatnich lat. Kto to w ogóle wymyślił? Skąd przykładowy Kowalski ma wiedzieć co czai się w środku? Przecież jakieś 70-80% piw na świecie można podpiąć pod to stwierdzenie! Nowy Miłosław nalewa się z nader obfitą i bujną czapą. Śre